niedziela, 22 kwietnia 2012

Cyrk urodzinowy i kłopoty z jedwabną bluzką

Panowie i Panie, cyrk przyjechał do miasta! Kobieta z brodą konta baba z wąsami, frazesologiczny siłacz  w tańcu na stole z powyłamywanymi nogami, akrobatka w paskowanych rajtach do shortów w krattę, połykacze ognistej pizzy do społu z emiterami idealnych kółek z dymu, para z sutereny w zapalczywym pojedynku z duetem z antresoli. Koty, blanty, śpiewy, czterdziestoletnie kredyty, tatuaże na całe plecy. Za to żadnych dzieci, nawet w stadium planów. Czyli zjazd trzydziestolatków plus vat.
Następnie, po domowym prefiksie, nocna wyprawa na stoliczne parkiety, disko-błysko z housową homologacją, gdzie przyklejona do podłogi pokrytej dywanem z tłuczonego szkła i cytryn musiałam przekonywać samą siebie, że poczynili to przedstawiciele homo-sapiens, a nie pawianów marki barbarian.
Młodzież very nie-trzydziestoletnia oddawała się nieujarzmionym zwyczajom godowym albo też podrygom tak niewykwykwintym, że aż powodującym wysypkę z zażenowania, młodzieży trzydziestoletniej udawało się udawać, że się jej chce równie a nawet bardziej i tylko czasem dyskretnie ziewała sobie za kołnierz. Moje myśli zajmowała jakże kobieca kwestia czy moja jedwabna bluzka z tajemniczą metką "Do not wash and iron" przeżyje te nieszpory rozpusty w tytoniowych kłębach dymu oraz czy barman zechce mi spienić o tej nieludzkiej godzinie mleko do latte. Jako że stała ze mną kolejka półżywych i odwódnionych wykolejeńców to jednak nie zechciał. (A ponieważ ostatnio wszyscy wokół mnie twierdzą że mleko trucizną jest, to może i lepiej.)
Natychmiast po powrocie kawę zrobiłam sobie sama i weszłam do sieci zapytać googla, co mam zrobić z zaśmierdzonym jedwabiem, którego nie można uprać. Wersje były różne, a każda mniej optymistyczna od poprzedniej. Ostatecznie postanowiłam rzeczoną bluzkę wywietrzyć, co zaowocowało kilkoma rundkami po ogródku a następnie przymocowaniem jej do wentylatora, podczas gdy stoicko obserwujący mnie M. pukał się ostentacyjnie w czoło (widocznie dość mocno, bo potem rozbolała go głowa).
- Czy nigdy nie uległaś tej romantycznej tendencji spicia się na umór i legnięcia w ubraniu, czy ją już bezpowrotnie utraciłaś? - pyta M., wachlując się bardzo mądrą gazetą.
No, żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym przejrzeć całe roczniki pamiętniczków. Możliwe, że kiedyś uległam (tendencji), ale musiało to być w czasach taniej bawełny ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...