Ogólnie rzecz biorąc całe to święcenie jajek to trudna przeprawa dla męskiej części towarzystwa. Już jakiś czas się od tego wymiguję, ale pamięć o tych niemęskich pokrakach zmuszanych przez małżonki do zaniesienia koszyczka w falbankach i z wesołymi kurczaczkami w środku nadal mnie prześladuje. Ta wstydliwa postawa sugerująca kastrację (JA i koszyczek?!), przemieszana z zawistnymi spojrzeniami na dzieła innych
(tamci mają koszyczek okazalszy!) zawsze mnie socjologicznie fascynowała, oddalając myśli od spraw na poły nawet nie-religijnych. Oczywiście NASZ koszyczek zawsze był czempionem, najbardziej wyjechany w kosmos, prawdziwe dzieło sztuki, które z wyrazem wystudiowanej pogardy ustawiałam na stole do święcenia. Trochę mi brakuje tej świątecznej zawiści ;), no ale nie można w nieskończoność karmić tym amicji, conie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.