poniedziałek, 20 maja 2013

Targi Książki - postweekendowe podsumowanie

Na targi książki trzeba się sposobić jak na wojnę z terrorystami. Setki stoisk do zdobycia, dziesiątki książkowych jeńców do odbicia  i tylko cztery dni. Strategia wygląda następująco: najpierw zbieramy materiały w tajnym folderze must-have’ów i kondensujemy je na karteluszce czule ściskanej w dłoni. Potem robimy rozpoznanie terenu. Sondujemy możliwości negocjacji. Krążymy jak eskadra, palec na spuście. Niektóre pozycje va bank zostawiamy na koniec, kiedy księgarze się już pakują. Wtedy można płatności zgrabnie zaokrąglić, pikując w dół. Pominąwszy ryzyko wyczerpania danej pozycji. Plan obiektu z wykazem stoisk zszedł był już dawno – dlatego po stadionowej koronie poruszamy się na czuja. 
 
Są ludzie, którzy snują się leniwie (koniecznie z wózkami, pełnymi małych dzieci) o tyleż w poszukiwaniu książek, co kontemplacji stadionowych trybun – ponieważ dzień jest ładny, słoneczny, dach oczywiście jest zasunięty. A tarasy zakratowane. Aby publika się za bardzo nie rozpełzła pozamykano też wszystkie wyjścia – w celu wydostania się z targowej pułapki, należy okrążać i okrążać aż się w końcu trafi na to jedyne. W salkach między stoiskami jakieś spotkania, jakiś komiksowy twórca nie tyle podpisuje, co pracowicie  podrysowuje swoje dzieło na tle czekającej kolejki. Jest w tym pewien urok. Niespieszność niedzielnego popołudnia, zapachy świeżych książek, gładkość folii ściąganej z niezmacanego egzemplarza.
Tymczasem moja jednoosobowa drużyna Słat pędzi pomiędzy, z histerią w oczach, z tykającym zegarkiem, z topniejącą gotówką. Potrąca mamusie, depcze dzieci w wózkach, daje kuksańce tatusiom. A i tak okazuje się, że tego, co by mnie właśnie najbardziej interesowało NIE MA. Bo trzeba w wydawnictwie dokonać selekcji, biorąc to, a nie biorą tamtego. Staroci mi się zachciało, klasyków bym! Tymczasem na nowości nastawić się trzeba, nowościom oddać się we władanie. Nowość do wciśnięcia jest, taka jej rola.

Lubię dyskusje o wydawniczych planach i wznowieniach na mikro stoiskach, tych mniej obleganych, tych świeżo urodzonych wydawnictw nie wiadomo skąd. Lubię to pełne empatii spojrzenie sprzedawcy, kiedy stoję pod osobistą ścianą płaczu (złożoną z albumów o sztuce), a potem muszę odejść, zostawiając je dla kogoś innego. I książki dla dzieci takie piękne, pani mi mówi ‘To edycja limitowana, pani bierze na zapas!”. Tymczasem u mnie liczba dzieci zlimitowana do zera ;). Więc z żalem się żegnamy, może innym razem, do następnego.

No ale jednak coś w siacie przytachałam. Podług możliwości kręgosłupa i portfela. Jeńcy książkowi odbici – melduję uroczyście. Pik of eksajtment zaliczony. A teraz do końca miesiąca  plany kulinarne mam takie: jeść własne palce ;)

I kilka okolicznościowych fotek z miejsca zdarzeń.



Organizatorzy zapewniają, iż na Targach było nas więcej niż na Eurach - [link]. Jednym słowem nie trawa wiosnę czyni ;)

Niestety tak oryyyginalni autorzy jak Koi Suzuki, który poczynił książkę na papierze toaletowym, nie byli zaproszeni. Nie wzbogaciłam więc toaletowej biblioteki. Cóż.





















A w między czasie bonus w postaci spotkania blogerów. Wejść w anonimowy tłum, przedstawić się i usłyszeć ‘Ooo, a ja nawet u ciebie byłam, czytałam’ – bezcenne. Gdybym nie miałam innego, finansowego powodu, to ten jest równie dobry: zjeść własne palce. A przynajmniej zagryźć ;)

24 komentarze:

  1. Zazdraszczam!
    A ja w wieku lat bodajże 16 pisywałam na papierze toaletowym w oparach Sex Pistols i The Exploited..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach w oparach Sex Pistols i The Exploited! Sex and violence...Oj był taki piękny czas. Był:)
      Punk's not dead w końcu panki nie cukierki:)

      Usuń
  2. palce są pyszne, zjadam je 37 lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedys nawet zaczelam zjadac palce, ale skonczylam na paznokciach. Jakos mi nie podchodzily, przeszlam na tynk ze sciany.
    Dawno, naprawde dawno temu, w zamierzchlym zlym systemie, tez organizowano takie spedy. Odbywaly sie pod palacem kultury i nazywaly dni oswiaty, ksiazki i prasy. Moi dziadkowie dbali o moj rozwoj intelektualny, zaciagneli mnie wiec na to majowe swieto, nabyli droga kupna ksiazeczke Brzechwy, po czym zawlekli przed oblicze onego (tak, zyl jeszcze!) i kazali wpisac imienna dedykacje. Mam ja do dzisiaj, przechowuje jak relikwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie rozumiem tej obsesji ze zbieraniem autografów, ale co Brzechwa to Brzechwa ;)

      Usuń
    2. To jedyny autograf, jaki mam, bo tez nie rozumiem obsesji onej.
      Za to jest z imienna dedykacja!

      Usuń
  4. Koi Suzuki nie jest prekursorem - kilkanaście lat temu także i u nas "wyszedł" komiks polityczny (jeśli dobrze pamiętam) na papierze toaletowym.

    OdpowiedzUsuń
  5. palce w sosie własnym

    ojej

    czasami dobrze być daleko...

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy20 maja, 2013

    Jeśli chce się polować na starocie, warto chodzić na targi tematyczne. Ich wadą jest to, że są gęsto oblegane przez różnego rodzaju miłośników tematu (np. fantastyki). Na takich "ogólnoksiążkowych" targach to co prawda większość to są nowości i ciężko znaleźć konkretną pozycję, jednak od czasu do czasu można wyłapać jakąś perełkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przez starocie rozumiem nie tyle pozycje antykwaryczne co takie z np zeszłego sezonu ;)
      I marzyłby mi się targ starodruków (ale w sensie rycin i plakatów).

      Usuń
  7. Anonimowy20 maja, 2013

    Ale to nie Ty w zielonym kapeluszu?

    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moim faworytem jest różowy pan w stylowym kapelutku i z podusią pod pleckami:) Dla spotkanie ów gościa warto było wybrać się na Narodowy;) A jakie łupy upolowałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam szczerą nadzieję recenzować - tylko wtedy to już nie będą nowości, heh ;)
      Wspomnę tylko o esejach Dehnela i Poczuciu kresu Barnesa.
      (Ciekawsza jest chyba lista tego, czego nie zdobyłam.)

      Usuń
  9. A napisz, czego nie zdobyłaś. Na pewno będą tam autorzy, o których nie słyszałem i tytuły, które nic mi nie mówią, zatem byłoby to dla mnie ciekawe.
    Pozdrowienia dla rowerzystów! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A chociażby o survivalu chciałam.
      Dla poczucia bezpieczeństwa, takie tam kobiece ciągoty...

      Usuń
  10. Tęsknie spoglądałam z góry na targi, ale moi goście niepolscy nie poczuli weny do zwiedzania targów, gdzie książki tylko w niezrozumiałym dla nich języku, więc zazdroszczę Ci tych możliwości przejścia się i spotkania blogerów tym bardziej.
    buźki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się wydawało, że ktoś mi z góry patrzy na ręce ;)
      A wydawnictwo Taschen nie wystarczająco niemieckie byłoby, he? ;)

      Usuń
  11. Anonimowy23 maja, 2013

    Ejno, a może zamiast rozpaczać nad nieosiągalnymi tytułami, zorganizowałabyś swoisty eksczendż ale nie dla zagraniczniaków tylko dla swojaków i nie mamony tylko książek. W stylu lista czego potrzebujesz i na pewno wśród czytelników znajdą się tacy co POŻYCZĄ na czas OKREŚLONY. Czy to pomysł dobry czy niedobry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie w czymś takim uczestniczę, tylko mi się czas OKREŚLONY trochę przedłużył, w związku z czym dziękuję za przypomnienie ;)

      Usuń
  12. Anonimowy23 maja, 2013

    Tu anonimowy raz jeszcze,
    z tym "pożyczą" i "określony" to może przesadziłem, bo po lekturze "The Power of Less", gdzie autor sugeruje tylko 250 przedmiotów w życiu, ćwiczę nad utratą przywiązania do książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idea biblioteki jest wszak najlepszym ćwiczeniem nad utratą przywiązania do książek. I tutaj też niestety podpadam strasznie, hyhy.

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...