Miałam niedawno tourne po urzędach różnych, bankach, sądach i placówkach.
Wspominałam już, że chcę umrzeć?
Albowiem psychika normalnego
człowieka (nie jakiegoś tam socjopaty) nie jest w stanie tego znieść. Nie jest
w stanie udźwignąć panującego tamże ogromu oświecenia, kultury osobistej oraz
użyteczności społecznej. Oraz na deser sztucznych fikusów, obdatych krzeseł i
wesołych plakatów z celebrytami w polewie z halogenowego światła.
O tak się czuję w tych placówkach
– odpowiedni człowiek na odpowiednim miejsc ;)
W sądach sprawy się ciągną i ciągną, bo jak państwu jest coś nie na
rękę, to bierze nas na przeczekanie. Muszę się zdrowo zacząć odżywiać, żeby wytrzymać
następnych 20 lat tej farsy. Natomiast płacić trzeba już teraz – jak państwo
stwierdzi, że nie ma racji (heh), to mi przecież kiedyś chyba odda, c’nie?
Przecież chyba kiedyś może a tymczasem proszę sprzedać nerkę i spłacić. Oraz
sprzedać drugą, bo z odsetkami.
W bankach deliberacje i narracje. Panie, co mnie obsługują, jako te
dzieci we mgle, coś tam dzwoni, ale w którym kościele, a może w telefonie
dzwoni? Nie wiadomo. Nikt nic nie wie i nie może mnie poinformować o tym, czy i
co mi się należy, co mogłabym gdybym. Jest oddział gdzie wiedzą, ale to nie
jest oddział dla klientów, oddziały dla klientów to są takie jak ten, gdzie
nikt nic nie wie. Jak nadal bym chciała się dowiedzieć, to mogę się spytać
niewiedzących, a oni to przekażą tam, gdzie wiedzą a stamtąd przekażą znowu tu,
gdzie nie wiedzą, i jak przyjdę do tej świątyni niewiedzy, to się dowiem. Na
piśmie się mogę spytać, bo rozmowa z wiedzącymi mi nie przysługuje i to jest
fakt nie do obejścia. Ile się czeka na pismo? Trzy tygodnie plus minus.
Pytanie-odpowiedź w terminie trzy tygodnie, a ja mam dużo pytań, rozmówka to
będzie tak na rok jak widzę.
Sterczę i sterczę przy tej ladzie
na wysokości biustu, co go sobie mogę położyć w celu odciążenia kręgosłupa obok
łokci. Już postawiłam sobie zaimprowizowanego pasjansa zrobionego ze stojących
obok wizytówek, już obejrzałam kolekcję
monet promujących osobistości ważne i wydarzenia istotne, już zrobiłam porządek
w torebce i się trochę zmęczyłam.
Więc przyciągam sobie pod tą ladę
rządek 3 krzeseł, co to są postawione dla czekających w drugim końcu oddziału.
Ciągnienie tych krzeseł po podłodze wydaje pisk, więc się zza różnych bankowych
parawanów, zza ścian kanciapek i zza fikusów (sztucznych!) nagle pojawiają
głowy bankowe - a ilość ich znaczna. Jak w pustym zoo – rzucisz rybkę i nagle się okazuje, że jest
50 fok na wybiegu, tylko pochowanych w krzakach ;). Głowy się patrzą a ja
ciągnę te krzesełka jak pług. I se siadam, w końcu klientem jestem i choć rozumiem, że najgorszym z możliwych, bo
takim, co chce wyciągnąć piniążki, a nie wpłacić, to jednak. Zaoranie podłogi
krzesełkami to jedyny akt rozpaczy na jaki mnie stać po godzinie czekania aż
panie wypiją kawkę, czy co tam robią na zapleczu.
No ale kończy się sympatycznie,
uśmiechy i dziękuję i do zobaczenia, gdyż będę tu przyjeżdżać jeszcze 270 razy zanim cokolwiek.
W urzędzie próbuję zdobyć
jakieś pismo państwowe od którego mam 14 dni na odwołanie. Tylko, że mi go nie
doręczono. Znaczy się gdzieś utknęło w perystaltyce pocztowej, która mi go wydali
do rąk własnych za jakieś 2 tygodnie. Bardzo sprytnie – muszę przyznać. No ale
ja potrzebuję go jednak wcześniej, nieprawdaż. Także muszę prosić panią
urzędnik do tańca egzotycznego w rodzaju samorumby w 4 wymiarze możliwości,
żeby jednak. Tymczasem podczas gdy ja drapię w drzwi ona za nimi musi naprędce przejrzeć preambuły spławiania cito.
Bezradność w połączeniu z młodością jeszcze te panie w instytucjach
rozczula, ale bezradność w połączeniu ze starością to powoduje tylko
lekceważenie i kop w dupę, niestety.
Widzę to po moich rodzicach. Po ich traktowaniu - w sensie.
Aż się boję, gdy ta moja metoda
młodej bezradności przestanie działać... Co to będzie? Jeszcze trochę działa –
per osobiście, ale jak to wyrazić na piśmie? Tymczasem rewanżowy cios a la kop
na papierze, który dostaję ja, wyrazić bardzo łatwo. Wyraża się go w PLN.
Przygoda obywatela z państwem wygląda w wersji filmowej mniej więcej tak - tylko bez tego szczęśliwego zakończenia na tle zachodzącego słońca. Zajść to nam mogą najwyżej oczy. Łzami.
Eh.
Oj moja droga o opieszałości sądów to ja coś wiem. Pięć lat zajęło mi sprzedawanie domu po babci. W którymś momencie się okazało, że część spadkobierców to duchy (bo babcia o to nie zadbała wcześniej), każda sprawa w innym terminie. Potem jak już ustalono kto dziedziczy kolejne schody, bo dziedziczy dziecię nieletnie (i ja) więc jedna sprawa o przyznanie kuratora, potem kolejne sprawy, dwie oddzielne, bo jakoś tak dziwnie sąd to zrobił, że oddzielnie działka, oddzielnie dom. Plus należy dodać opieszałość warszawskich sądów (nieletnia ze stolycy) i gapiostwo albo nie wiem i złośliwość dorosłych odpowiedzialnych za sprawę. Błędnie złożone wnioski, więc błędne sądowe wyroki. I dawaj od nowa wyznaczanie terminów żeby tamte błędy okręcić. Dzesus! Że się ten dom udało sprzedać to cud jakiś chyba!
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że tyle urzędów ostatnio odwiedziłaś. Ja na myśl o pójściu na pocztę jestem chora!
Moja droga, nie obrażajmy zacnego określenia 'opieszałość' ;)
UsuńSpadkobiercy, duchy, figuranci. Komisje, wspólnoty i komedianci. Odseparowanie działki od domu a duszy od ciała. Podział działek na działki plus pomnożenie przez drogi i wymogi.
Nie rozumiesz? Płać. Rozumiesz? Tym bardziej płać.
Nauka życia od której człowiek chce sobie palnąć w łeb.
Współczuję, trochę wiem o co chodzi bo załatwiam sprawy spadkowe...
OdpowiedzUsuńW tym wszystkim te krzesełka jakoś mnie tak rozbawiły... taki zgrzyt na tle urzędniczej szyby...
OdpowiedzUsuńNie mogłam doczytać do końca.
OdpowiedzUsuńSerce mnie rozbolalo
I brzuch.
Mam taką sprawę z bankiem.
Wolę płacić większą ratę niż pójść tam rozmawiać.
Współczuję Ci po stokroć, bo wiem dobrze, co przechodzisz. Ja mam aktualnie (czyli od 10 lat) taką jazdę, że nawet nie chce mi się tego opisywać.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko wolę Twoje opisy, niż przechodzenie tego osobiście.
Buźki!
Kto nie zaznał sądu ni razu ten nie dozna słodyczy w niebie...
OdpowiedzUsuńjak to powiedziano w Dziadach anno domini 2013, hyhy
Z zapisków blogowych wygląda, jakbyś nie miała rodzeństwa. W tym wypadku to dobrze. Jeśli rodzic, dziecko babci, też jest jedynakiem - jeszcze lepiej. Przyszłość Twą widzę różowo. Naprawdę, niewielu spadkobierców ma tak prostą sytuację.
OdpowiedzUsuńTermin 14 dni na odwołanie biegnie od daty odebrania pisma, pewnie decyzji. Więc spox, nic Ci nie ucieknie, skoro jeszcze go Tobie nie doręczono.
A w banku... no cóż, najbardziej słuszne co można zastosować wobec banku, to rabunek, albowiem byłoby to zgodne z kodeksem Hammurabiego. Zachęcam ;)
I... relaks, relaks. Urzędnicy nie cierpią klientów nafochowanych, którzy całym swym jestestwem emitują przekaz "O, jakże was nienawidzę, nędzne gnidy biurowe, któreście mnie służyć powinny, albowiem JA na was płacę podatki".
Słuchaj go. Wie, co mówi!
UsuńOve, jak zwykle, konkretne rady ;)
UsuńChciałam cię jednak poinformować, że po dostarczeniu świstka awizo (bodajże x2) pismo czy inne ustrojstwo UWAŻA SIĘ za doręczone, niezależnie gdzie jest. Ale to już inna histeria.
Kodeksy różne studiowałam, ale Hammurabiego akurat nie, co za wstyd ;/
I nigdy nie strzelam focha, to nie racjonalne. Jestem tylko pyłem, prochem, petentem...
...aaaa nawet nieracjonalne, ups.
UsuńSkąd Ty kobieto wzięłaś tego naziIndianina to ja nie imaginuję sobie żadną miarą ;)))
OdpowiedzUsuńW wieku pomiędzy młodością, a dojrzałą dojrzałością - pozostaje wkurzony wyraz twarzy i pewna siebie wyższość, bądź rola samotnej matki ciężko potraktowanej przez los. Sztuką jest odpowiedni wybór opcji.
Też mnie mocno zastanawiało skąd go nazi chłopcy wzięli, bo wygląda na mocno zagubionego,ten Indianin hm.
UsuńOraz jakie miał opcje ;)
Tak, mnie póki co sposób "na blondynkę" pomaga, ale jak długo? terminów sie nie przeskoczy nawet z blond czupryną i bezradnością w oczach:/ powodzenia zatem:)
OdpowiedzUsuńbezradność w oczach - jak to wymalować? zieloną kredką? ;)
UsuńTo się po prostu ma.... tę głębię przepaścistą w oczach i nic, pusto na dnie...;)Tobie może się nie udać, za inteligentna babka jesteś:)
UsuńKiedy się rozchorowałem nie na żarty. Poszedłem najpierw do publicznej lecznicy, potem na pogotowie, potem szpital. Ostatecznie przyjęte mnie w prywatnym ośrodku leczenia. We wszystkich publicznych jednostkach totalnie mnie zlekceważono.
OdpowiedzUsuń