Inicjatywa to ciekawa: udokumentować mieszkalnicze koszmary, wnętrzarskie horrory z wielkich płyt, osiedli i kamienic. Meblościanki zagłady i fototapety z piekła rodem. Fotele, na których chce się bardziej umrzeć niż spocząć i obrusiki, na które by i pies nie nasikał. Sama chętnie miałabym pozycję ową w swoich zbiorach. Nie mniej sposób realizacji pozostawia moim zdaniem wiele do życzenia. W sensie etyki i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. 'Autorka' bowiem wykorzystała w albumie zdjęcia znalezione na portalu Gumtree. Znalezione nie kradzione. Pojawia się wątpliwość czy jak do sygnowanej własnym nazwiskiem książki (żadnego tam 'pod redakcją' czy 'zebrała do kupy') można se tak z interneta dowolne cudze zdjęcia wziąść, to już znaczy, że wszystko można braść, a od tego już niedaleka droga do kraść (pisownia przemyślana w tym kontekście). Zwłaszcza, że nie było obiektywnych przeciwwskazań do samodzielnego zrobienia zdjęć. Oprócz lenistwa, które w grupach intelektualizujących nazywa się teraz indolencją. A u osób mających do czynienia z szeroko pojętą estetyką to przyzwyczajeniową estetyczną nadinterpretacją, która zaszkodziłaby obrazowi społeczeństwa.
"Co z autorami zdjęć? To, że są anonimowi, sprawia, że mogłaś korzystałaś z ich fotek?
"Co z autorami zdjęć? To, że są anonimowi, sprawia, że mogłaś korzystałaś z ich fotek?
Wywiad z 'autorką': Koszmary do wynajęcia [klik]Zdjęcia stały się częścią kolekcji występującej w określonym kontekście. Oficjalnie wysłałam wiadomości do tych anonimowych oferentów, do których udało mi się dotrzeć przez Gumtree, z prośbą o zgodę na wykorzystanie fotografii. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Tym samym zdjęcia przechodzą w ''publiczną przestrzeń internetu''. Owszem, mogłam sama fotografować te wnętrza, chodząc na spotkania z oferującymi wynajem. Jednak nie zdecydowałam się na ten ruch, bo wiem, że jako osoba mająca do czynienia z fotografią, estetyką czy projektowaniem mogłabym zacząć szukać w tych wnętrzach ''czegoś ładnego'' - ot tak, z przyzwyczajenia.
Twój album ''Wynajęcie'' to nie tylko zbiór zdjęć kuriozalnych wnętrz, ale także obraz miasta, społeczeństwa.To portret klasy posiadającej (u nas posiadanie nieruchomości niesamowicie nobilituje społecznie, podnosi status), a także po części portret współczesnego miasta. Materiał, który wybrałam, jest dokumentem otwartym na interpretacje. Dla mnie najważniejsze jest to, że te zdjęcia się przeżywa, one autentycznie budzą emocje. To był kluczowy argument, żeby je opublikować.Jeśli potraktować te wnętrza jako kurioza, to super. Gorzej, jeśli trzeba w nich zamieszkać. Mieszkania te nie są neutralne, są wypełnione życiem właścicieli. Mieszkanie wśród cudzych drobiazgów, pamiątek, zbieraniny rzeczy może wręcz budzić wstręt.Rzeczywiście większość umeblowanych mieszkań oznacza wprowadzenie się w cudzą estetyczną i intymną przestrzeń. To jest przestrzeń już ukształtowana, co więcej - kształtująca najemcę. Wiele z tych mieszkań wygląda tak, jakby właściciele wyszli na chwilę. I rzeczywiście wychodzą, bo np. przekalkulowali z kredytem, więc idą mieszkać do rodziców, a własne mieszkanie wynajmują, albo kupili większe, a to mniejsze wynajmują, albo odziedziczyli po babci i cały babciny kram wystawiają do wynajęcia. Jest też seria mieszkań, które właściciele traktują jak składzik, lamus rzeczy gorszych, zniszczonych, niepotrzebnych, które może kiedyś się przydadzą. Nie trzymają tego u siebie, tylko właśnie w wynajmowanym mieszkaniu."
I jeszcze kilka epickich przykładów
haha, normalnie padnę. Właśnie od rana sobie myślę o blokach, segmentach, fotelach, bo dzisiaj rocznica wprowadzenia się do nowego lokum mija. Znowu telepatia, ja Ci mówię, to X-Files.
OdpowiedzUsuńŚmiem twierdzić, że mieszkania przedstawione na zdjęciach są reliktem, jak ich mieszkańcy. Ostatnie pokolenie fotelowych narzut i segmentów na wysoki połysk. Niemniej, zwróć uwagę ile lat toto przetrzymuje! Ile remontów, odsuwań od ścian. I trwa toto niezniszczalne. A meble z IKEI po dwóch remontach są w proszku.
Co ty nie powiesz, właśnie wczoraj szafka z Ikei uległa samoistnej dezintegracji ;)
UsuńA była taka minimalistycznie biała...pfff
Na razie oczopląsu dostałam :), jak mi się uspokoi wrócę ... może :)!
OdpowiedzUsuńNa spokojnie stwierdzam, że to bardziej prawdziwy obraz naszego społeczeństwa, niż rzekomo pokazujące je seriale w tefauenie, które (nie wiem, czy zauważyliście), które rozgrywają się w idealnie urządzonych wnętrzach, nic nie kole w oczy, wszystko jest zgodne z zaleceniami architekta wnętrz, wykończone, meble cudne i nowoczesne itepe.
UsuńA przecież sami wiemy, że mało kogo stać obecnie na takie mieszkanie!
Nawet jeśli już się szarpnie na kredyt, to już takie kosztowne urządzenie jest w większości przeciętnych domów poza zasięgiem.
Z tym, że można też skromnie, ale z jakimkolwiek poszanowaniem zasad estetyki.
Ale jak widać tych ostatnich przeciętnemu Polakowi brakuje :).
Pozdrowienia!
Sama w tefałenie widziałam taką scenkę w serialu para-dokumentalnym, z życia pary, która nie umiła siem dobrze porozumiewać po polskiemu, a blaty miała w kuchni marmurowe oraz na ścianie wisiał reprint pracy Bansky'ego.
UsuńLOL.
Esencja realizmu.
Bez sensu jest nabijać się ze starych mebli zgromadzonych przez ich właścicieli w dawnych czasach trudnego dostępu do dóbr wszelkich. Bez sensu jest również drwić z tego, że do małych mieszkań ktoś nawciskał gratów. Gdzieś trzeba trzymać ciuchy i jakoś spać, na czymś siedzieć. I czemu ktoś się natrząsa z tego, że wynajmuje się brzydote? Przecież mamy XIX wieczny kapitalizm, a to znaczy, ze koszta mają być minimalne, a zysk najwyższy, jaki da się wycisnąć. fototapety, acz tandetne też mają swoje psychologiczne uzasadnienie.
OdpowiedzUsuńAutorka odkryła, że pospolity gust nie dorównuje gustom elity. I tyle.
Elicie taka konstatacja na rękę: co innego odmawiać dóbr narodowi z bidermajerami i ogólnie klasą a co innego łachmaniarzom.
UsuńAle z ogarnianiem gratów to inna sprawa. Po to jest wiosna i święta, żeby się pewnych rzeczy choć raz w roku uroczyście pozbywać.
Eee, a ja bym nazwała to klasyką gatunku: meblościanka, wypoczynek, ołtarz (tv):)
OdpowiedzUsuńniektórzy dorzucają pralkę do salonu, zakrytą obrusem w kratę, ale nie chce mi się szukać... lodówka to jakby standard :)
OdpowiedzUsuńO, pralka w salonie to musi być coś, w kuchni to widziałam, ale w salonie, pod obrusem, to nigdy raczej.
Usuńsmutne pieczary moich wujkow i ciotek. ktos, kiedys zapewnil ich, ze to ladne. i zostali juz na cale zycie z ta skrzywiona estetyka sklejki, wersalki i obrazka z pieskiem, wycietego z bombonierki. lata musza minac, zebysmy uwierzyli, ze istnieje piekno pozamwblosciankowe.
OdpowiedzUsuńTo nie tak, Pieprzu. Wtedy nie bylo NIC innego, dlatego wszyscy mieli w domach jednakowo. Nikt nie zapewnial, ze to ladne, ale wyboru nie bylo. A teraz... nie kazdego stac, zeby zmienic umeblowanie.
UsuńJak sie nie ma, co sie lubi...
Wtedy to jedyne co było. I tak się ukształtował gust, w tym co było.
UsuńA potem to może nie było funduszy, jak już wszystko było, a gdyby nawet były, to gustu już nie było, bo zanikł.
smutne pieczary moich wujkow i ciotek. ktos, kiedys zapewnil ich, ze to ladne. i zostali juz na cale zycie z ta skrzywiona estetyka sklejki, wersalki i obrazka z pieskiem, wycietego z bombonierki. lata musza minac, zebysmy uwierzyli, ze istnieje piekno pozamwblosciankowe.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tej przestrzeni publicznej internetu - nie wyrazili zgody, to nie wyrazili, dała sobie jakiś limit czasowy na tę odpowiedź, czy może dziś pisze, jutro publikuje, bo nie zabronili?
OdpowiedzUsuńZapewne mieli 24 godziny na odpowiedź...
UsuńA potem przestrzeń publiczna i hulaj dusza, konsekwencji prawnych nie ma ;)
Mnie też sie nie widzi taki pomysł wykorzystywania cudzych zdjęć. Gdyby ktoś wyraził zgodę na publikacje, to by się odezwał. A mieszkania, jak mieszkania, meble i wystrój taki, na jaki ludzi było stać zapewne. Choć nie powiem, można sobie "pochichotać" pod nosem...:)
OdpowiedzUsuńChichot nie wiem czy odpowiedni, raczej zaduma, hm.
UsuńTo też:)
UsuńMogę śmiało nazywać sie minimalistką. Byłam nią na długo przed tym,jak modna stała się cała ta filozofia minimalizmu. U mnie nie ma meblościanek, serwetek, kurzołapów ani nic zbędnego. Ale jednocześnie jestem w tym wieku, że doskonale pamiętam czasy PRL, to moje dzieciństwo. Owe wyszydzane dzis meblościanki, w maleńkich mieszkankach mieściły cały dobytek ich mieszkańców. Narzuty na fotele, fototapety, to była nasza codzienność, taka była moda i nie trzeba tego wyśmiewać. Za następne trzydzieści lat to, co teraz nas cieszy i z czego posiadania jesteśmy tak dziś dumni i czujemy się modni- wyśmieje jakiś młody elegancik, a nasze laptopy i smartfony staną się obiektem kpin i politowania... jak oni żyli w tym 2013 roku... Każdy czas ma swoją modę, swój styl, więc cieszmy się tym co mamy, a na relikty przeszłości patrzmy jak na część naszej historii. Choćby nawet pisanej piórem maczanym w kłamarzu z niebieskim atramentem...Buba
OdpowiedzUsuńNie wiem na ile to pozycja wykpiwająca estetykę PRLu a na ile tylko dokumentująca.
UsuńCo do reszty się zgadzamy.
Czytam ten wpis trzeci raz, bo pierwszy w przerwach w czytaniu innych i w trakcie pisania maila. Zrozumiałem dziwnie, ale poprawiłem czytanie i znów coś mi przeszkadzało - jednak dotarło do mnie, że to o książce jest. Wreszcie na spokojnie i z komentarzami teraz. Cokolwiek by nie mówić, to jeżeli się mieni być autorem treści takiej publikacji, to trzeba ruszyć dupę i samemu zdjęcia wykonać. Nie ma znaczenia czy kompozycje wnętrz są koszmarne czy nie, ani czy to zaszłośc jakaś, czy też bezguście -materiał ma być oryginalny lub opublikowany za wiedzą i zgodą autorów, inaczej jest to bezczelny plagiat i chamskie naruszenie praw autorskich. Bardzo wątpię czy autorzy tych fotografii wykonali je w takich akurat celach i czy wyraziliby zgodę w przypadku tej wiedzy.
OdpowiedzUsuńNie ma znaczenia jakakolwiek opinia na temat estetyki wnętrz ukazywanych na tych fotografiach. Nawet gdyby wykorzystanie tych materiałów było legalne, to z całą pewnością jest nieetyczne i nie ma dalej o czym mówić.
Pozdrawiam
Jednak w przypadku ostrego parcia na taką publikację (wiele w końcu wnoszącą estetycznie) bez parcia na ruszenie tyłka (na co sama często cierpię), można, jak pisałam, łatwo wybrnąć. Określenie 'zebrała i opracowała' by zapewne nie umniejszyło osiągnięć autorki. I nie ma co się tłumaczyć zjawiskiem 'przechodzenia w publiczną przestrzeń internetu'. Co nie jest naszego autorstwa to nie jest, przestrzeń publiczna nie ma tu nic do rzeczy.
UsuńI bardzo się cieszę, że dałeś temu postu ;) trzy szanse, aby się ostatecznie ze mną zgodzić.
UsuńGdybyś się nie zgodził, cieszyłabym się mniej ;)
Niby tak, mogła wybrnąć z kwestii autorstwa, jednak nie sądzę, żeby fotki umieszczone w celach "reklamowych", otrzymały zgodę autorów na użycie ich jako przykładu szpetoty. Gdyby autorka zwróciła sie do mnie z takim postulatem, pogoniłbym na cztery wiatry.
UsuńSwoją drogą, zapewne gdybym dostał ową książke do ręki,to z całą pewnością znalazłbym w niej mnóstwo różnych błędów i niezgodności ze sztuką drukarska i wydawniczą. Czy użycie przykładowych elementów owej książki w mojej publikacji,traktującej o sztuce edytorskiej, jako przykładu wyjątkowej niechlujności byłoby zgodne z jej oczekiwaniami i czy byłbym w porządku wobec autorki? No chyba raczej nie? Prawda?
Myślę, że autorka by nie zaryzykowała pogonienia na cztery wiatry, po grochówce najpewniej, analizując jej stosunek do właścicieli mieszkań ... ;)
UsuńMeble, jak meble... Nie każdy ma duszę designera i nie każdy się przejmuje jak co wygląda. Niektórzy się cieszą że w ogóle jakieś meble w domu są.
OdpowiedzUsuńA ze zdjęciami, no to trochę nie tak. Zgoda właściciela musi być, zwłaszcza gdy był to projekt komercyjny.
Niektórzy się cieszą jak nie muszą grzyba na ścianie zakrywać makatką.
UsuńInni się cieszą jak nie muszą nawet ukrywać cudzego autorstwa w swojej książce.
Życie.
Wrażenie mam takie, że zostały naruszone osobiste prawa autorskie. Jestem na etapie poszukiwania mieszkania i taki album mam online. Zastanawiałam się nad kupnem tego cudeńka: https://homebroker.pl/oferty/mieszkanie-rynek-wtorny-sprzedaz-wielkopolskie-poznan-solacz-sokola-oferta-212571.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Takie coś to mogłoby przejść jako blog, ale jako książka, to ani to ciekawe, ani cokolwiek wnoszące. Kto to wydał????? (w kontekście Twojego poprzedniego wpisu o wydawnictwach, to naprawdę ciekawe).
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście raczej niestosowne.
Ja na pewno nie kupię :)
Z perspektywy najemcy, nigdy nie mieszkało mi się w wynajmowanym mieszkaniu w 100% "swojo". Zawsze odczuwałem obecność poprzednich osób, dlatego w końcu zdecydowałem się na zakup mieszkania od dewelopera - deweloperzy sprzedaż wrocław
OdpowiedzUsuńMyślę, że teraz rynek nieruchomości się poprawił. O wiele szybciej można dostać tanie nowe mieszkania wrocław w ciekawych lokalizacjach.
OdpowiedzUsuń