Z tymi kolczykami od początku były problemy.
- Fajne eee kolczyki – zagaja R.
- Raczej krzykliwe – odpowiadam.
– Mam jedną parę naprawdę pięknych, cennych kolczyków, ale zakładam je tylko na
specjalne okazje...
- ..którą najwyraźniej nie jest
to spotkanie – uśmiecha się R.
Gdybym miała równy
szpaler hollywódzkiej porcelany w gębie, to bym się znacząco wyszczerzyła, jak
w tych filmach o wampirach. A tak podnoszę tylko lekko kąciki ust i opuszczam
spojrzenie. Niczym mimiczna metressa. Skoro kolczyki mam krzykliwe, to niech choć mimika będzie stonowana.
A potem rozmowa schodzi na
biżuterię. To tak samo dobry temat, żeby kogoś poznać, jak każdy inny. A
dowiemy się z niego czy nasz towarzysz ma gust, czy potrafi jakąś kobietę
obdarować (nie mówię, żeby od razu mnie, ale np matkę, najlepiej moją, chociaż
w sumie to czemu by nie mnie?). No i rzecz najważniejsza: czy w jego rodzinie
jest jakaś rodowa biżuteria (oraz
sejfy i obrazy w złotych ramach ;)
A potem znowu wracamy do
kolczyków. Bo kolczyki mam ciężkie i
długie. A w zwyczaju mam nerwowe rozglądanie się, jakby mi zaszkodziło obejrzenie
zbyt dużej ilości thrillerów, w których bohaterowie zawsze MUSZĄ zerkać na
wszystkie wejścia i okna, tak na wszelki wypadek. I obawiam się, że tak nerwowo
machając tymi ozdobami skoszę koniec końców zawartość tacy jakiejś kelnerki, bo
w lokalu jest dość ciasno.
Mój rozmówca ledwo patrzy mi w
oczy, co jest całkiem zrozumiałe, skoro mu tak coś ciągle naokoło mojej
głowy dynda i powiewa i kreśli kółka i smaga po policzkach. Jakbym miała jakiś
drobny, psychiczny problem ;)
- Nie przeszkadzają ci te
kolczyki? – troskliwie pyta R. – Może byś je zdjęła?
- Ale te kolczyki mają specjalną
funkcję – brnę, zamiast zdjąć. – Są tak bardzo absorbujące, że nie sposób z
nimi np wpaść w komatozę, jak rozmówca okazuje się nudziarzem, a przez
cierpienie z powodu ich ciężaru człowiek jest w stanie permanentnego
pobudzenia.
( I to akurat prawda)
- No to niepotrzebnie je
zakładałaś – mówi R. - Nie jestem nudziarzem i znam inne sposoby na permanentne
pobudzenie... Kupimy ci espresso!
Hm.
Hmmmm.
Espresso?!
A potem, jak wychodzimy i R.
dostaje kolczykowym chlastem w oko, mówi:
- Trzeba ci kupić jakieś normalne
kolczyki!
Oto odpowiedni człowiek na
odpowiednim miejscu (ze mną, w kawiarni). I z odpowiednim pomyślunkiem (ze mną,
u jubilera... No dobrze, bądźmy realistami: ze mną, na odpuście ;).
Chyba go
kocham ;)
Chociaż jak teraz do tego wracam,
to w zdaniu ‘Trzeba ci kupić’ nie występuje czynny podmiot w postaci R.
Cholerna
luka prawna opodatkowana niejasnością.
No popatrzmy, co bym chciała (notatka prywatna: nie rozpędzać się za bardzo;)
czyli kilka zakolczykowanych celebrytek, które z całą pewnością nie uprawiają
autobiczowania. Zwłaszcza jeśli mają botoks w szyi ;)
No i proszę: Milli i Meryl też się dynda!
Po namyśle stwierdzam, że żadne toto nie jest w moim guście, oprócz złotych trójkątów Claire D. No ale co złoto to złoto, wiadomo.
To botoksem daje sie tez w... szyje?!?! Pewna bylam, ze tylko w czolko, no bo jak krecic taka sparalizowana szyja?
OdpowiedzUsuńNoo, takie było pierwotne zastosowanie botuliny - np do leczenia kręczu karku.
UsuńAlbo zeza.
Albo kręczu i zeza - to już u wyjątkowych pechowców ;)
Ale oczywiście w przypadku celebrytów to był tylko taki żart.
Proszę, kolczyki jako recepta na ewentualny brak tematów do rozmowy :D
OdpowiedzUsuńostatnio moim hitem są wielkie okrągłe blachy młotkowane z małym koralem w środku :)
OdpowiedzUsuńo
jak mój stanik zupełnie
Usuńo
Biżu to masz oryginalną, Margaryto, trzeba ci przyznać.
UsuńA Monia najwyraźniej takąż bieliznę.
Gratulacje.
no nie, jednak nie... chyba z tej kolekcji nic bym nie wybrała:)ja tez jestem ofiarą horrorów i thrillerów:) jeszcze bym sobie oko wydziobała... ale zawsze to ciekawszy dla kobiet temat, niż pogoda...:)
OdpowiedzUsuńJa bym z tej kolekcji też nic nie wybrała ale bardziej jako ofiara ZUSów i VATów, niż horrorów ;)
UsuńNa kolczyki nie mam miejsca. Pogrzebałam w kuferku i stwierdziłam, że klipsów też u mnie brak. Do diaska! Ja chyba mało wymagająca jestem, co?
OdpowiedzUsuńMożliwe. Ale że nieczęsto piszesz o kobiecych luksiuryzach, więc ciężko stwierdzić jednoznacznie ;)
UsuńZawsze mnie samą wnerwiają i denerwują takie dyndające kolczyki, jeśli są zbyt duże.
OdpowiedzUsuńA z tym randkowiczem kiedykolwiek byliście u jubilera, czy to zbyt trudne pytanie?
Tak, u Tiffaniego ;)))
UsuńU mnie szyja za krótka, by się miało dyndać cokolwiek... Czasem nawet troszku żal!
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała szyję jak u Modiglianiego, ha.
UsuńUwielbiam dyndające! Ale ostatnio nieco przystopowałam, bowiem dziurki w uszach jakby zmieniły mi kształt na mocno owalne. Rozważ, jako argument na korzyść małego kolczyka z zapięciem angielskim, z dyskretnym brylancikiem na ten przykład. R. powinien dać radę, choć espresso powinno zdyskwalifikować go dożywotnio, niestety:(
OdpowiedzUsuńPięknie to ujęłaś - dożywotnio ;)
UsuńNie chodziłam na wiele randek, więc tricki z kolczykami są mi nieznane :))
OdpowiedzUsuńNie mam żadnych dyndających, bo do pracy mi nie pasują, a po pracy jakoś nie chce mi się zmieniać.
Ale przypomniałaś mi, że mam jedne długie, nosiłam je kiedyś w wakacje i czułam się bardzo zalotnie :)))
Tekst o niewystępowaniu czynnego podmiotu w sugestii odnośnie zakupu nowych kolczyków jest piękny i merytorycznie słuszny! ;)
Dynganie jest zalotne, ale tylko powyżej ramion ;)
UsuńMoże to z onieśmielenia Tobą R unika własnej osoby zdaniach o zakupach? :) Taka machająca gwałtownie kolczykami kobieta może onieśmielać, taaak...
OdpowiedzUsuńA jak się nazywa ta nieziemska piękność zamieszczona pod tytułem notki?
Jeszcze za wcześnie na takie inwestycje, amigo. Doświadczenie, moje i okolicznych koleżanek, wskazuje, iż wymaga to wielu lat życia na kocią łapę, zanim ;)
UsuńNieziemska piękność jest jakąś anonimową modelką z netu.