środa, 12 czerwca 2013

Wydawnicze wojny czyli jak wydać książkę

Na lubimyczytać.pl ciekawa, osobista relacja z europejskiego spotkania wydawców.
Przysłuchiwałem się ostatnio różnym europejskim wydawcom, którzy na spotkaniu w Madrycie dyskutowali o sytuacji w tzw. sektorze książki, i muszę powiedzieć, że dopiero teraz zdaję sobie w pełni sprawę, że na naszych oczach toczy się wojna.
Bo że trwa rewolucja książkowa, no to wszyscy wiemy. Panującą nam książkę papierową próbuje wysadzić z siodła jej elektroniczna siostra – a może wcale nie próbuje? – więc musimy po czyjejś stronie się opowiedzieć. Jedni zatem mówią, że papierowa sczeźnie już zaraz, inni, że nigdy – i ci drudzy powołują się chętnie na ów słynny przykład podany bodajże przez Umberta Eco, że łyżkę wynaleziono wieki temu i nikt jak dotąd nie wpadł na lepszy pomysł, czym jeść zupę, więc z książką papierową też tak będzie. (...)
Jednak digitalizacja i internetyzacja oznacza przecież znacznie, znacznie więcej – i tego też jesteśmy w jakimś stopniu świadomi – otwierając zarazem coś w rodzaju jeśli nie frontu, to ważnej linii podziału. Na madryckim spotkaniu przysłuchiwałem się na przykład wystąpieniu reprezentantki dużego brytyjskiego wydawnictwa, która z entuzjazmem opowiadała o możliwościach, jakie przed wydawcą roztacza nowoczesna technologia. – Wcześniej wydawca nie znał swoich czytelników – mówiła. – Dziś dzięki Internetowi wiemy, że gospodynie z północnej Walii uwielbiają autora X, a studenci z Glasgow – autora Y. Poznanie gustów czytelniczych to jedno, ale też możliwości promocji są wręcz niesamowite.
Na to jednak pewien hiszpański wydawca (niezależny, z wybitnym literackim katalogiem) odparł krótką anegdotą, jak to przedstawiciel jednej dużej oficyny powiedział mu: - Dzięki technologii możemy dostarczyć czytelnikowi dokładnie taką książkę, jaką on chce. – A to gratuluję – odparł ów wydawca – bo ja dostarczam czytelnikowi taką książkę, o jakiej jeszcze nie wie, że jej chce.

Więcej: Co widzi osioł, czyli wojna książkowa [klik]

A poniżej tekst o możliwościach nie tyle napisania (bo to kwestia talentu i samozaparcia) ale późniejszego wydania książki i trafienia do rąk i łóżek czytelników. Wydawać samemu 300 egzemplarzy, bawić się w ebookowy self-publishing czy we współfinansowanie razem z oficynami? Perspektywy dla debiutanta nie są rokujące.
Jak zostać uznanym i cenionym pisarzem? Na to pytanie większość ludzi odpowie jednogłośnie „Trzeba napisać bestseller.” Nic bardziej błędnego.
Przede wszystkim bestselleru się nie pisze, bestseller się produkuje. Robi się to głównie za pomocą odpowiedniej reklamy i zaangażowania w nią odpowiednich osób, treść dzieła jest w tym przypadku rzeczą drugorzędną.
Więcej tu: Talent bez pleców, czyli smutna dola polskiego literata [klik]
Polecam też lekturę komentarzy.

Nie ma, jak znaleźć odpowiednią wymówkę do niepisania, nieprawdaż. 
Tymczasem Top 10 czytanych na świecie książek z ciągłymi wznowieniami wygląda tak:



9 komentarzy:

  1. O tempora o mores! Żeby cokolwiek wydać, najpierw trzeba się wydać...bogato za mąż. Chyba, że się ma zdrowe i silne plecy.
    I trochę sobie chyba popłaczę, bo nie mam ani tego, ani tego :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, bogaty mąż to dobra baza wypadowa dla pisania, śpiewania i działalności charytatywnej,hm.
      Zgadzam się z tobą w całej, feministycznej, rozciągłości ;)

      Usuń
  2. Komentarze przecztałam - poszukiwanie źródeł i pochodzenia idiomów z Murzynami w roli głównej - miodzio.
    Znak czasów: świadomość, lektury, tłumaczenia, tłumacze, język - panta rei

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że z utalentowanymi autorami, których nikt nie docenia, jest podobnie jak z utalentowanymi artystami. Ktoś tam coś umie ładnie zaśpiewać, albo zatańczyć i myśli, że jego talent powinien być wspierany i promowany. A dlaczego? Bo ładnie śpiewają? Takich są tysiące. Zawsze tak było i tak zostanie, że w dziedzinie sztuki, jest nią także literatura, sukces jest dla nielicznych, reszta idzie na przemiał. Jeśli ktoś tego nie akceptuje, powinien zająć się czymś przyziemnym, ale w miarę pewnym.

    A książek papierowych nic nie uśmierci, jakkolwiek mogą podzielić los wiecznych piór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukces jest dla niezlicznych, prawda, ale kryteria doboru tych niezlicznych są takie a nie inne. Trzeba przystąpić do kółka wzajemnej adoracji, uelastycznić się światopoglądowo oraz towarzyszyć swojemu dziełu jako celebrycki produkt wspierający.
      Czyli do kitu.

      Usuń
  4. Strasznie dołujące te Top 10, bo jeśli to prawda, że Harry Potter jest np przed Szekspirem, to czas się okopać i nie wychylać nosa na ten straszny świat...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie bardziej martwi pozycja sagi o wampirach oraz Alchemik, pff.

      Usuń
  5. No to umarł w butach! Książki nie napiszę :(

    A tak na serio mówiąc, to mam ambiwalentne uczucia, czytając zlinkowany przez Ciebie tekst i dyskusję. Bo to trochę tak jest jak z blogami w konkursie na Blog Roku. Owszem, trzeba się umieć wypromować, owszem trzeba wiedzieć nie tylko jak dobrze pisać, ale też rozumieć pewne mechanizmy internetowe.
    Jednakże sporo dobrych blogów dostaje się do czołówki (co nie znaczy, że na pewno jest parę dobrych, acz zagubionych w 'zalewie'), więc trochę mnie dziwią takie narzekania, tym bardziej, że ... przecież wciąż wydawanych jest całkiem sporo książek.

    Najbardziej podobał mi się post dziewczyny pracującej w agencji literckiej w Wielkiej Brytanii - z wieloma ciekawymi i sensownymi uwagami i ... zero reakcji, zero merytorycznych/polemicznych komentarzy ze strony autorki wpisu.
    Wydało mi się to delikatnie mówiąc niegrzeczne (na zasadzie, moja racja jest mojsza, a więc cię zignoruję, bo i tak nie zamierzam słuchać twoich argumentów - jak dla mnie to dziecinada).

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...