Obiad proszony, a na nim E.,
której nie widziałam już ładnych parę lat. E. porzuciła pracę w instytucjach
naukowych na rzecz wątpliwie płatnej kariery w szkolnictwie. Przestała uganiać
się za zagranicznym naukowcem, dla którego nigdy nie była dość ładna, za to
dorobiła się męża. Coś o tym słyszałam, jakieś mgliste plotki tu i ówdzie,
szeptane z niedowierzaniem, bo mąż okazał się przybyszem z obcej kasty,
nie-z-naszej-planety. Nie, nie chodzi o to, że jest Australijczykiem, Chasydem czy
wegetarianinem. Chodzi o to, że nie jest
wykształciuchem. Uf, powiało zgrozą, oziębiło się, a niektóre członki
pokryły się nawet szronem.
Zawsze myślałam, tak mnie
wychowano, że należy (o ile w ogóle) wiązać się z ludźmi naszego pokroju
intelektualnego. Tymi, którzy mają powieściową klasykę na półkach, niechby była
to nawet klasyka science-fiction. Ale obowiązkowo: milion słów w schowkach głów.
Studia. Seminaria. Samodokształcanie. Chociaż jeden język obcy (wliczając w to
kaszubski ;). Wyszedłem, włączyć, wziąć, drzwi.
Oczywiście, nasze wykształcenie
też jest dziurawe, nie oszukujmy się. Nie skończyliśmy tych trzech kierunków,
które dziarsko zaczeliśmy. Ulisses kurzy się nam na półkach. Angielskie idiomy
zdechły i zmumifikowały się. Jakieś tam wystawy się gdzieś tam odbywają, ale
komu by się chciało zdjąć kapcie, przeczesać czuprynę i zrobić przed obrazem
medialna scenę, że to gówno, a nie neoawangarda. I robimy ordynarne błędy
interpunkcyjne w postach ;)
Oczywiście pamiętamy też
wszystkie związki z docentami, którzy nie skalali się zmywaniem, wbiciem
gwoździa oraz sprzątnięciem skarpety z super
geocentrycznie odmierzonego środka pokoju, licząc zapewnie, że skarpeta
owa, niczym Odyseusz, zawita w końcu po wielu przygodach do Penelopy-pralki.
Życie czasem łagodnie, a czasem
brutalnie weryfikuje związkowe teorie obcowania z wykształciuchami.
Tymczasem mąż E. okazał się
zaskakująco dobrym życiowym wyborem. Złota rączka. Grzeczny i układny. Zaczyna
zdania od
- Przepraszam bardzo, jeśli
mógłbym się wypowiedzieć...
po czym serwuje praktyczne
porady, niedostępne nam, oficjalnie: intelektualistom, a nieoficjalnie: rączkom
lewym i ogólnie szpotawym.
No i jest przystojny, a to nigdy
nie przeszkadza.
Nie wiem, gdzie podział się
wykształciuch we mnie, bo gdy go zobaczyłam po raz pierwszy to bezwiednie
(później zdałam sobie z tego sprawę) moje spojrzenie wspięło się od jego stóp
do głów w tempie jakiegoś inwalidy-połamańca, zrobiłam oczy spodki, nabrałam
powietrza w policzki, które następnie wysapałam na zewnątrz „Pfffff” i
powiedziałam:
– O rany! Ale jesteś przystojny.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale TEGO na pewno nie!
– Ojej – ucieszył się (na
szczęście) mąż E.
Tak więc my wykształciuchy i nasz
wykształciuchowy sawuarwiwr mamy się dobrze. Ale zasilenie nas świeżą krwią
oczywiście nie zaszkodzi.
(E. nie tylko nie ma żadnych obiekcji. Myślę, że czuje się bardzo
pewnie. Całe mieszkanie ma dzięki mężu ;) w dębinie i hebanie, podczas gdy ja modliłam się podczas posiłku, żeby do zupy nie wpadł nam
kawałek tynku z sufitu i żeby udało się jej opuścić toaletę, jeśli nierozważnie postanowi zamknąć drzwi od środka.. .)
Idealne wersja obiadu gościnnego poniżej ;)
.
Hmm... nie wiem czy słusznie, ale mnie słowo "wykształciuch" kojarzy się z określeniem pejoratywnym... hm?
OdpowiedzUsuńP.S. Moją racjonalną półkulą jest Bardzo Dobry Mężczyzna ;D strasznie spodobało mi się stwierdzenie bezlękowego podobania się!!! :) Na razie mam lęk... ale czuję też, że chcę sama (tzn z Bardzo Mądrym Mężczyzną) stworzyć nasze miejsce... :) może to jakaś ambicja? ;p