Przygotowuwywując się na wakacyjny najazd grupy znajomych Hamerykanów, nie tyle powtarzam sobie siakieś tam angielskie zasady gramatyczne co by było gdyby w czasie zaprzeszłym zdarzyło się would tamto, ile ogarniam masę fikuśnych przymiotników, które mam nadzieję udławią ich z wrażenia a zarazem odwrócą uwagę od bezsensu moich rozbudowanych ideologicznie i filozoficznie wypowiedzi, zwłaszcza w odpowiedzi na:
- Where is my boston tea?A teraz coś od czego umieram nieodmiennie:
by Raczkowski
Jakże często stawiam sobie to powyższe pytanie! Jak również to poniższe ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No to cyk! Nie ma się co pieścić.