Jestem tak wyczerpana, że wizja wieczornej
wyprawy z pokoju do kibelka wydaje mi się ponad siły. Oraz z kibelka do pokoju.
Doprawdyż, czy kibelek nie mógłby być jakoś bliżej legowiska? Nie tyle jestem zmęczona,
co wyczerpana. Normalny człowiek o ilości obowiązków typowo dla
trzydziestolatka ludzkiej czyli w liczbie tysiącpięćset-stodziewięćset jak
się zmęczy to jest zmęczony, a jak wypocznie to zmęczenie mija. Natomiast taka
nierobotna gadzina jak ja, niezwyczajna do podrywów, lotów i lądowań, bo
zazwyczaj leniwie kołująca w kółeczko po pasie startowym, natychmiast ulega constans wyczerpaniu. Umiera już z rana
po wstaniu z łóżka, złożona wizją przygniatającej ilości obowiązków. Mój
wewnętrzny (francuski) piesek wyje żałośnie i pyta ‘Długo tak jeszcze?’, bo oto
skończyło się wylegiwanie na (szwedzkiej) kanapie. Leniwy wewnętrzny piesek francuski, przyobleczony w polskie,
rozmemłane ciało a w trochę dalszej perspektywie w gierkowskie meblościanki, ikeowskie
dykty, lampki i półeczki, w powojenny dom i absurdalny kraj, jest już bardzo
znużony tymi tańcami z mopem, zmiotką i trzepaczką. Bo dotychczas to się raczej
zajmował snuciem wizji i układem koncepcji.
Tymczasem trzeba wytrzepać dywan,
przesunąć szafę, opróżnić i wyszorować szafki kuchenne, zerwać karnisze oraz
tapety, umyć żyrandole, urządzić masowe groby temu, co w żyrandolach zdechło
;), przenieść zawartość strychu do piwnicy a zawartość piwnicy na strych. Oraz kupić
farbę i zestawik do malowania ścian. Przytargać toto z marketu budowlanego.
Oraz jeszcze trzy razy wracać po deseczki, taśmy, gwoździki i inne duperele,
gdyż piesek nie jest w stanie działać koncepcyjnie i fizycznie w tem samem
czasie. Oraz nie dysponuje piesek autem.
Bardzo, bardzo wyczerpana.
Jak również nachodzi mnie pewna refleksja w postaci pytania retorycznego: gdzie mianowicie są ci nasi przyjaciele, którym, gdy poszli na swoje, pomagaliśmy w remontach, skrobaliśmy ściany, zmiataliśmy gruz i zrywaliśmy tapety – no gdzie? Bo jak padło na nas to niestety ni widu ni słychu. Gdybym mogła się przenieść w czasie to bym sobie z przeszłości wyrwała ten wałek i dobre chęci w drodze na tereny cudzego remontu. (Oczywiście nie chodzi o proporcjonalnie i matematycznie odmierzalny rewanż, ale o przyjacielską zasadę wzajemności, którą miniona dekada zamiotła pod dywan).
Jak również nachodzi mnie pewna refleksja w postaci pytania retorycznego: gdzie mianowicie są ci nasi przyjaciele, którym, gdy poszli na swoje, pomagaliśmy w remontach, skrobaliśmy ściany, zmiataliśmy gruz i zrywaliśmy tapety – no gdzie? Bo jak padło na nas to niestety ni widu ni słychu. Gdybym mogła się przenieść w czasie to bym sobie z przeszłości wyrwała ten wałek i dobre chęci w drodze na tereny cudzego remontu. (Oczywiście nie chodzi o proporcjonalnie i matematycznie odmierzalny rewanż, ale o przyjacielską zasadę wzajemności, którą miniona dekada zamiotła pod dywan).
Ale kilka lat temu nigdy bym nie
uwierzyła w możliwość istnienia takiego znużenia. We mnie. No bo w końcu to
tylko remont, nie wchodzę na Everest. A jednak jakbym.
(Na fotkach remont wg fotografa Tima Walkera)
(Na fotkach remont wg fotografa Tima Walkera)
Doskonale Cię rozumiem, bo zejście z poziomu koncepcji, snucia marzeń i generalnie snucia się po domu, do poziomu zapi...lania podczas remontu jest dla każdego wrażliwego organizmu szokiem!
OdpowiedzUsuńZa to będzie pięknie!
Ponieważ otóż siedzę właśnie na blogspocie zamiast w tapetach to zaczynam w to nieśmiało wątpić...
UsuńNo ale oby!
Czy Tobie, Inwentaryzacjo, wydaje sie, ze z dnia na dzien mlodniejesz? Ze wraz z dojrzaloscia nabierasz sil witalnych? Ze przyjaciele, ktorym pomagalas w czola pocie, nadal nimi pozostaja, kiedy Ty sama pomocy potrzebujesz?
OdpowiedzUsuńChyba tak, bo inaczej nie byloby tego wpisu. Ehhh, swieta naiwnosci!
Dojrzałość wypraszam sobie stanowczo! :D
UsuńNaiwność może być, trochę wstydliwa to przypadłość, ale ujdzie. (Świętość jeszcze przede mną ;)
Przyjaciele wyparowali jak czoła pot, no ale ja w wielu przypadkach (pomijając remonty) też nie stawałam na wysokości zadania w rodzaju bezwarunkowej dostępności, także ten.
Ale po co to wszystko? Po co taka demolka? Muchy wygarnąć, pomalować trochę i finito. Nigdy nie rozumiałem, co kobiety pcha do remontów. Mnie tylko odpycha i to rozumiem.
OdpowiedzUsuńTo 'trochę' zadeptało 'finito', wprowadziło się i tu ze mną obecnie mieszka...
Usuń;) kiedy już skończysz... będziesz zadowolona :) będziesz czuła satysfakcję, rąk nie poczujesz, ale satysfakcję owszem :) Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńNo dzięki, powodzenie się przyda, bo idzie jak po grudzie...
UsuńMasowe groby mnie rozwaliły. O jakże ja Cię rozumiem. Nigdy wprawdzie nie porwałam się na samodzielny remont, ale mój leniwy wewnętrzny piesek uaktywnia się nader często i nie potrzeba mu takiego przedsięwzięcia strasznego jak remont:))
OdpowiedzUsuńPozdrawia twojego pieska mój piesek zatem :)
UsuńNiestety w remontach można liczyć najwyżej na siebie ewentualnie na bliskich :)
OdpowiedzUsuńWierzę w Ciebie i moc przemiany! :))