sobota, 6 kwietnia 2013

O tym, jak korzystać z kibelka u znajomych oraz że kobieta kobiecie wilkiem

Niezależnie od tego, kto się w naszym domu mości, z dłuższą czy krótszą wizytą, pojawić się musi ta naturalna potrzeba by skorzystać z toalety. Nie jest to oaza dizajnu, oj nie, moja toaleta to skromność pokryta dużą ilością domestosa ;)

W moim domu ZAWSZE jest podniesiona klapa i deska klozetowa. Nie będziemy tu omawiać technik intymnych interakcji z kanalizacją w pozycji ‘na lotnika’, nie mniej istotnym faktem jest, że po każdej wizycie w toalecie moich gości ta deska i klapa są ZAWSZE opuszczone. WTF?
Nie wiem po co ktoś miałby chcieć takiej deski dotykać, skoro była już profilaktycznie i raz na zawsze podniesiona. Nawet ja nie mam ochoty jej dotykać ;). Może ludzie nie są w stanie znieść widoku spuszczanej wody, a raczej tego, co ta woda ze sobą, w odmęty rur, zabiera raz na zawsze. Ponoć i królowie francuscy nigdy nie widywali swoich gówienek, bo zawsze odpowiednie służby zabierały im w stosownym momencie napełnione a dyskretnie zakryte nocniki.

Pewnego razu w czasie grupowej, piwnej nasiadówki znajomych i ich (oraz moich) rozlicznych odwiedzin w tym najświętszym przybytku nie wytrzymałam i napisałam kartkę
W tym domu nigdy never ever nie opuszczamy deski! (Cokolwiek by chciało wyleźć z kibelka ma mieć otwartą drogę!)’.
No! – pomyślałam. – No.
Opuszczam toaletę z takim uczuciem ulgi na twarzy, że M., którego minęłam w przedpokoju, musiał odnieść mylne wrażenie co do wielkości mojego rzekomego ex-zatwardzenia ;).

Byłam pewnego lata u znajomej, która wręcz przeciwnie – miała obsesję na punkcie opuszczania deski. Deska i klapa były cholernie ciężkie, z jakiegoś grubego szklanego tworzywa, przyozdobionego mieniącym się tygrysem. Doprawdyż takiego bezguścia jak ozdobne deski i klapy klozetowe czy to z kotkami czy muszelkami zatopionymi w lastryko nie jestem w stanie znieść, ani tym bardziej na nim defekować. Znajoma zamówiła nowego deskowego ‘tygrysa’, obecny ‘tygrys’ był bowiem zepsuty - klapa przy próbie opuszczenia waliła o deskę z takim impetem, że można było podskoczyć i ogłuchnąć jednocześnie. W związku z tym zostałam pouczona, aby deskę opuszczać ręcznie, co czyniłam uposażona w kawałek papieru toaletowego, ponieważ nie mam w zwyczaju miziać cudzych klozetów. Po tej jednak operacji zostawał mi w dłoni kawałek radioaktywnego ;) papieru, którego nie było gdzie wyrzucić, w związku z tym następnym etapem było odchylenie ciężkiej deski do góry nogą i w miarę bezdotykowe wepchnięcie tego kawałeczka w kibelkową szparę (całej klapy opuścić bez łupnięcia nogą się nie dało). Co w efekcie przyczyniało się do dodatkowego (ach, siła nawyku!) spuszczania wody, bo znajoma otwierając klapę w czasie osobistego seansu z tygrysem nie życzyła sobie zobaczyć takiegoż pływającego kawałeczka papieru bez należnego wstrętu. Zaznaczam, że była to bardzo oszczędna niewiasta, a jednak dała mi dyspensę na dwa spuszczania wody każdorazowo.
Byle tylko klapa była zamknięta.
Aaaa.

Przy czym ta toaletowa higienistka nie uznawała czegoś takiego jak mały łazienkowo-kibelkowy kosz na śmieci i inne artykuły higieniczne w związku z czym za każdym razem, gdy robiłam demakijaż oczu i facjaty musiałam rozliczne waciki kitrać w umywalce by następnie następnych wacików użyć do jej wyczyszenia ze zmaz kosmetycznych by następnie tę wspólną garść wacików wielkości piłki tenisowej iść wyrzucić do kosza na śmieci stojącego na widoku w kuchni łączonej z jadalnią. W związku z czym jeśli zdarzyło mi sie mieć - co czasem i kobietom na wyjeździe się zdarza – okres, to musiałam odpowiednie artykuły higieniczne utylizować na widoku, w czasie gdy np reszta towarzystwa siedzącego przy stole kwitowała to smutną konstatacją, iż najwyraźniej nie mam zamiaru iść z nimi na basen. W związku z czym w celu ochrony prywatności i godności osobistej robiłam w kibelku, przed wyniesieniem, z tychże artykułów oraz papieru toaletowego sporej wielkości kulę wyglądającą jak piłka do krykieta. I na to też została mi przez oszczędną znajomą udzielona dyspensa.
Byle tylko nie było w kibelku obrzydliwego koszośmietniczka.
Aaaa.
Oczywiście nie wspomniałam jeszcze o konfliktach na tle gaszenia światła, co jest obsesją u superoszczędnych osób. Ponieważ, mimo iż sama jestem superoszczędna i ekologiczna i ZAWSZE ale to prawie zawsze gaszę światło w opuszczanych przez mnie pomieszczeniach, to u znajomej notorycznie byłam przyłapywana w czasie moich 4 sekundowych wypadów z łazienki do kuchennego kosza na śmieci z różnego rodzaju piłkami toaletowymi.
Ponieważ niezależnie od tego czy miałam zamiar wrócić czy nie (a miałam zamiar) mogłam na te 4 sekundy zgasić światło. I opuścić klapę!
Eeeeh.
Ukoronowaniem pobytu było wyrzucenie mi przez gospodynią gąbki do mycia ciała. Gąbka ta leżała sobie w ustronnym miejscu, mojej znajomej zdała się jednak na tyle ohydna (była żółta;), by ją bez uprzedzenia cisnąć do kosza w obięcia obierków ziemniaczanych. Przy wieczornej próbie wzięcia prysznica pół godziny spędziłam przeszukując moje walizki i zachodząc w głowę gdzie mianowicie tę gąbęczkę pieprzoną skitrałam. Znajoma wówczas przyznała się, że eee coś tam wyrzucała. A na widok mojej miny (bo szczerze się zastanawiałm gdzie najhigienicznej będzie ją zarżnąć i spuścić krew – do kibelkowego tygrysa czy może w wannie?) przyniosła mi, pełna skruchy i wyrzutów sumienia, tę gąbkę, całą w ziemniaczanych obierkach.
Pffff.
Doprawdyż czasem gościnność innych przybiera formę montypajtonowską iście. Ale po osobach, które mają w domu bidermajery i ekspresy do kawy w cenie małego samochodu człowiek spodziewałby się jednak więcej. Ludzkich zasad korzystania z kibelka.
Poza tym to cudowna dziewczyna była.
Po prostu każdy ma jakieś swoje fobie.
Dlatego niech u mnie nikt się nie waży opuszczać deski i klapy, do jasnej cholery!
No.















A teraz epickie odezwy toaletowe i takie tam



Właśnie po to założyłam bloga - jakby się kto pytał – żeby opisywać kibelkowe przygody.
No to idę! ;)
 

22 komentarze:

  1. " z powodu że toaleta zamknięta należy załatwiać się na własną rękę"

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie klapa jest ZAWSZE zamknieta. A to z powodu, ze przyobleczona jest w gustowny pokrowczyk (od kompletu z dywanikiem) i sluzy za siedzenie, bo lazienka jest mala i prawdziwe krzeselko sie nie miesci, a usiasc czasem trzeba. Deska ma wmontowany hamulec i zamyka sie sama z wdziekiem jej przynaleznym.
    No i oczywista obok stoi malenki pojemniczek z, za przeproszeniem, pedalem noznym, zeby z pilkami po mieszkaniu nie latac. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, pokrowczyk, no tak.
      (Tygrys zapewne też posiada już sprawny mechanizm zwalniający rymsnięcie klapy)

      A brak pojemnika w łazience to dla mnie dzicz i barberia, tyle.

      Usuń
  3. Ponoć najprostsze rozwiązania są najlepsze. Zdemontować deskę i już :)

    Mnie tam trochę przekonuje to:
    http://demotywatory.pl/2079802/Streptococcus-faecalis-i-reszta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod Anką, bo u mnie klapa ma być zamknięta m.in. dlatego właśnie :)
      Jest zawsze umyta, więc nie strach ją podnieść, a kosz na śmieci posiadam, zatem nie ma problemu z lataniem po piętrach z kulką z papieru i zawiniętymi w nią odpadami toaletowymi :)

      Usuń
    2. W takim razie mam szczerą nadzieję,że z bankomatów i automatów do biletówk orzystacie w rękawiczkach, bo badania pokazują, że na takich interfejsach jest najwięcej streptokoków fecalis :I

      Usuń
  4. "By zatrzymać pieniądze, pamiętajmy o zamykaniu klapy od sedesu! Chińczycy wierzą, że spłukując toaletę, symbolicznie wypłukujemy finanse. Dlatego trzeba „odciąć” dostęp wody, która je porywa, zamykając sedes, drzwi do toalety i cieknące krany." Taki drobiazg w kwestii korelacji między sedesem a stanem konta:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, a to jest drugi (albo nawet pierwszy) powód, dla którego zawsze zamykam toaletę! :))

      Usuń
    2. No wiadomo, że oszczędności (i narkotyki) trzyma się w sedesowym zbiorniku na wodę ;)

      Usuń
    3. w czasie matury w pojemniku na wodé trzymalismy repetytoria,
      kazdy mogl isc siku gora dwa razy,

      Usuń
  5. Udało Ci się. Znowu ryczałam ze śmiechy, zwabiając do kompa całą rodzinę. Dziecko też się uśmiało;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty weź Kobieto wydaj te elaboraty filozoficzne w formie książkowej! Znowu się uśmiałam szczerze. Ja zamykam klapę, bo nie wiem. Mam jakiś taki atawistyczny lęk, że mi jaki szczur wylezie (tak wiem to nawet zabawne jest), do tego mam jakąś irracjonalną (drugie trudne słowo hihi) wiarę w to, że te pieniądze jak zamknę klapę to jednak mi nie wypłyną z portfela (wypływają, bo notorycznie kładę torebkę na ziemi), do tego mam takie wrażenie, że mniej waniajet z kibelka (nie najnowszego) jak się go zamknie. Za to zazwyczaj mamy otwarte drzwi od kibla (dodam, że wychodzą na pokój), dzięki temu jest przepływ powietrza i junkers jest szansa, że mniej spektakularnie wybuchnie, przy próbie włączenia wody ciepłej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elaboraty powiadasz, mmmm ;)

      Nie wiem skąd w ludziach ten lęk przed stworzeniem bożym nie będącym Afrodytą ;) co miałoby jakoby wyleźć z owej muszli.

      A z tą korelacją gotówki i kibelka to doprawdyż tyle osób o tym pisze, że to aż przerażające, przecież wiadomo, że aby była gotówka to trzeba mieć rybie łuski w portfelu a nie walić klapą w wucecie! ;)

      Usuń
  7. kiedys uchwycilam taki napisac w ubikacji: http://www.garnek.pl/marry/1343358/10-04-2008

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to dzisiaj będzie tkliwie, o osobniku, któremu się grunt usunął spod nóg ;)

      Usuń
  8. Jesteś fenomenalna ;). Niemal się posikałam ze śmiechu. Niemal, bo jednak udałam się w tym celu do firmowego "Wucetu" - idąc za tropem Twojej gawędy kibelkowej :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Pytanie: jak spuszczasz wodę?
    Skoro klapy nie dotykasz to i spłuczki chyba też nie? ;)

    muka

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...