Dzisiaj byłam u sąsiadek i tak plotkujemy i to i tamto to może by na per ty przejść, sugeruję niejako prosząc by na mnie Pani nie wołano. No bo jaka ja tam Pani, heh.
No ale. Jedna ma włosy zrobione bardzo, z pasemkami, a druga makijaż. Staranny. Jedna ma męża a druga taką godność i powagę obycia, że na pewno jej zawsze resztę w sklepie wydają. Jedna ma samochód a druga była na wczasach turystycznych w bardzo ekskluzywnym miejscu z broszurki na papierze błyszczącym. Jedna ma dziecko z szóstkami a druga psa. Z rodowodem. Obydwie mają etaty i pensje i zusy.
Ja nie mam z tego nic. I to nie mam ostentacyjnie. Jestem w gaciach wylniałych, włosach wypłowiałych a mojemu roweru, na którym przyjechałam, właśnie wszystkie śróbki wypadły i potoczyły się naokoło mnie śpiewając piosenkę na melodię żałobną. Czuję się w obowiązku gruźliczo zakaszleć ;). No więc przechodzimy na ty. Widzę chwilę nie tyle wahania, co tego zadowolenia jak przy obdzielaniu poparzonych dziatek w sierocińcu dobrami w postaci przeterminowanych wafli Wedla: naści. No to naści, Kamila, Marzena, Ilona.
Aż chce mi się niemal wspomnieć, że jesteśmy w podobnym, o ile nie identycznym wieku, ale to może i lepiej że nie wiedzą, one chyba myślą, że mam szansę zostać nimi za jakieś 10 lat, jak się dobrze zrobię, podkoloruję i ogarnę. Tylko że ja 10 lat temu nie miałam takiego zamiaru i nie mam go teraz, może za 10 lat będę go miała, ten zamiar, ale wtedy to już będzie za późno.
Ale czemu nie mam tego bardzo kobiecego imperatywu, żeby mieć ten zamiar? Czemu mi to tak wisi, w końcu nie opuściłam jeszcze wieku rozrodczego, tzw. pełni sił, kiedy należy zabiegać, ogarniać, gromadzić i się chociaż malować? Może brakuje mi jakiegoś genu? Jakiegoś organu: przysadki do spraw wydzielania chęci.
Osobiście czuję się całkiem kompatybilna i błogosławiona w tym stanie absolutnego nieskażenia obowiązującymi normami społecznymi, tylko dlaczego moje pokolenie nie może mi tego wybaczyć, dlaczego mnie strofuje, mobilizuje i zapędza?
- Tak, tak, tak, wszystko pięknie - mówi mi K. - Tylko powiedz ty mi ile masz na swoim funduszu emerytalnym?
Na wszelki wypadek nie mówię, bo może przestałybyśmy się przyjaźnić, gdyby jej głowę nawiedziła wizja tego, jak na starość będę jej podbierała z domowej apteczki Metocardy i Captoprile na nadciśnienie, na które nie będzie mnie stać, bo nie zaczęłam się jeszcze życiowo ogarniać, zabiegać i gromadzić.
(Do mojej mamy przychodzi taka jej nieogarnięta znajoma typu podbierak i podbiera. I moje jeszcze zdrowe serce się wprost ściska na ten widok. Niestety przychodzi też notoryczna znajoma od pożyczek pieniężnych, na co mi się natomiast ściska żołądek, ponieważ wie on lepiej ode mnie, że ja się dzięki tej niefrasobliwej opieszałości już nie załapię, bo pożyczkowa pula jest ograniczona...)
- Powinnaś się zdrowo odżywiać - radzi P. - Bo na starość nie będzie cię stać na leki.
P. ogarnia się zatrważająco dobrze. Nie przyjaźnimy się już.
(Do mojej mamy przychodzi taka jej nieogarnięta znajoma typu podbierak i podbiera. I moje jeszcze zdrowe serce się wprost ściska na ten widok. Niestety przychodzi też notoryczna znajoma od pożyczek pieniężnych, na co mi się natomiast ściska żołądek, ponieważ wie on lepiej ode mnie, że ja się dzięki tej niefrasobliwej opieszałości już nie załapię, bo pożyczkowa pula jest ograniczona...)
- Powinnaś się zdrowo odżywiać - radzi P. - Bo na starość nie będzie cię stać na leki.
P. ogarnia się zatrważająco dobrze. Nie przyjaźnimy się już.
Zamiast tego dryfuję.
Pamiętam taką przeczytaną ponad dekadę temu książkę Sobczaka "Dryf"... czy on jeszcze coś napisał, ten Sobczak, był taki Stasiukowy przecież, więc chyba powinien?
Tymczasem złapałam pierwsze zlecenia po wakacjach. Ręce mi się trzęsły jak u chirurga z parkinsonem, jakby o życie szło, a przecież tylko nad kartką papieru się pochylałam.
Pamiętam taką przeczytaną ponad dekadę temu książkę Sobczaka "Dryf"... czy on jeszcze coś napisał, ten Sobczak, był taki Stasiukowy przecież, więc chyba powinien?
Tymczasem złapałam pierwsze zlecenia po wakacjach. Ręce mi się trzęsły jak u chirurga z parkinsonem, jakby o życie szło, a przecież tylko nad kartką papieru się pochylałam.
Jakos uwierzyć nie mogę, że ludziom takie rzeczy w głowie jak fundusze czy leki...matko jedyna przecież nie mamy po 50 lat...a nawet jakby to moi rodzice dopiero teraz po odchowaniu córek, cieszą się sobą, swoją miłością i życiem! I też tak będę miała - obiecałam to sobie już dawno...kiedyś martwiłam się na zapas ale z tego zamartwiania tylko włosy zaczęły mi wypadać (chwała Bogu, że mam tak bujną i gęstą czuprynę, że tego nie odczułam)...szkoda czasu na takie pierdoły...jest jak jest a kasa nie jest najważniejsza...swoją drogą - zapytaj je czy może już miejsce na cmentarzy wykupiły, bo za kilka lat mogą dużo podrożeć :P
OdpowiedzUsuńBez chęci nic się nie dzieje. Same sprawy zmieniają się głównie ze złych na gorsze. Dlatego większość ludzi próbuje ogarniać i ma zamiar. Mało komu wychodzi dobrze, a jednak ludzie próbują.
OdpowiedzUsuńMalowanie też ma sens, chociaż nie tusz na rzęsach jest najważniejszy, ale błysk w oku. Może oko umalowane łatwiej błyszczy?
Listopadowo dziś, niekrotochwilnie...
Ja się ogarniam głównie z racji na dzieci. Sama dla siebie byłabym raczej nadal nieco nierozgarnięta ;-).
OdpowiedzUsuńJak ja kocham te Twoje niby nieogarnięta a zawsze zgrabnie zgarnięte do kupy słowa :).
za mój dekadencki i nieodpowiedzialny strój do odbierania dziecka ze szkoły( trampki,dresy i bluza z kapocą typu wyliniały kangur) zostałam zjedzona i wykluczona z kręgu matek kwok objeżdżających dupska wszystkim na około.
OdpowiedzUsuńteraz objeżdżają mi i szczerze mi to koło kitki lata.
Na funduszu mam chyba tylko długi, mimo ogarniania się i ogarniania.
Pozdrawiam!
Kobieto! Gdzieś Ty się podziewała, kiedy ja pobudzających szare komórki blogów szukałam?
OdpowiedzUsuńNie odpowiadaj, bo coś mi się wydaje, że mi w pięty pójdzie ;)
Pozdrawiam
Lucy
Jak tu swojsko :) Mam kilka wymówek, gdy pytają, dlaczego się nie maluję i nie farbuję włosów:
OdpowiedzUsuń1. Jeszcze nie siwieję
2. W mocniejszym makijażu czuję się jak transwestyta (nie mam nic do transów)
3. Boję się, że jak się zrobię na bóstwo, ktoś mię zgwałci wzrokiem
Pozdrawiam
Jak tu swojsko! Mimo, że ja akurat już po półwieczu...
OdpowiedzUsuńMądrze prawicie, a nawet jak nie ;) to i tak mi humor nieco poprawiło. Natomiast żeby odkrotochwilić każdemu indywidualnie to nie jestem w stanie.
OdpowiedzUsuńI pięć kaw nie zmieni statusu mojego chwilowego zgonu.
Oj rany a jaka ja jestem nieogarnięta! no dobra męża mam i pracę na umowę zastępstwo łaaał jaka jestem dorosła:P
OdpowiedzUsuńEee tam, przecież Ty będziesz sławna i bogata, i to nie tylko wewnętrznie! :)))
OdpowiedzUsuńA w razie co mogę zostać Twoją agentką, upominam się, zanim ktoś mnie ubiegnie! :)