Oto jak
podróżowałam po Berlinie, ze słodką T. i jej ukochanymi psami, nieśmiałym
Fifim i psotną Dolly. I wszstko byłoby pięknie, gdyby nie to, że
- Fifiemu strasznie, ale to
strasznie, jedzie z pyska. A że jest to pies czuły to upodobał sobie
miejscówkę na moim brzuchu z opcją wtulania się w mój biust, miażdżąc go
niemiłosiernie i raz po raz dysząc mi tym gazem muszkatałowym w twarz ;(
- Dolly uwielbia skakać po aucie,
wszystko głośno komentuje (hauhauhauhau!!!! x 1000) albo wyje do podkładów z
rzewnych piosenek bałkańskich, które uwielbia zapodawać w aucie jej pani.
Ponadto ma drobne problemy gastryczne objawiające się w chwilach radości cichym
nie mniej bardzo smrodliwym popierdywaniem. (Chwile radości są o tyleż
bezpodstawne co liczne :I )
W związku z czym po takiej
wesołej podwózce byłam całkowicie oczadziała, ogłuchnięta a dwa naleśniki z
przodu miałam nieestetycznie przyozdobione psią sierścią. I odpowiedź na
zadawane sobie od czasu do czasu pytanie czy aby na pewno chcę mieć psa brzmiała
wówczas bardzo stanowczo.
NIE.
Jak również odnosiłam wrażenie że
2.40 eurosa za bilet do berlińskiego metra to nie jest takiż znowu straszny
wydatek.
(Najwyraźniej to nie tylko mój problem :)
(Najwyraźniej to nie tylko mój problem :)
Jednym słowem stałam się odtąd fanką raczej takich sposobów podróżowania z pupilami (od zawietrznej ;) :
Pozostaje też kwestia samej T.
- osoby bardzo oryginalnej (artystki w końcu) która zdaje się nie dostrzegać, że
skończyła już 6 (słownie: sześć) dekad życia. I się teraz boję, że zechce mnie odwiedzić, a moja
dzielnica jednak nie jest przygotowana na taki poziom zabójczego hipsterstwa i
berlińskiej awangardy.
Jestem niewdzięczną łajzą, wiem.
A Pani, prosze Pani, nie jest wiadome, ze w takim Berlinie, jak i w calej bundesrepublice jest obowiazek umocowywania czworonogow w samochodach? Wlasnie po to, zeby z cyckow nalesnikow nie robily i radosnie zanieczyszczaly powietrze na tylnym siedzeniu. Spiewu wprawdzie nie wyeliminujesz, ale nie mozna miec wszystkiego.
OdpowiedzUsuńA artystka jest cool!
Nie jest mi wiadome takie coś, sądziłam, że tylko dzieci należy unieruchomić, ale u Niemców to pewnie jest też przepis, jak i gdzie przytroczyć w aucie chomika ;)
Usuń(Przepis wymogło pewnie lobby kobiet z biustem ;)
A wlasnie, ze nie! To zacne ADAC prowadzilo badania nad zwierzeciami w autach. Jak dostaniesz przy gwaltownym hamowaniu w tyl glowy frunacym ratlerkiem, to mozesz zejsc.
UsuńMoja psica ma specjalna smycz, ktorej jeden koniec przypina sie do jej szelek, a drugi ma wpust do zapiecia pasa bezpieczenstwa.
Skarpety i sandały. Jacyków już by się unosił z podniecenia w dzisiejszej mgle.
OdpowiedzUsuńNigdy, przenigdy nie zrozumiem dlaczego w złym tonie jest noszenie skarpet do sandałów. Ja tam nie widzę w tym nic złego ani obraźliwego.
Psom zawsze wali z pysków. Ale one na pewno nie mają takiego spostrzeżenia co do ludzi. Bo często liżą ludzi po ich pyskach z uwielbieniem ;). Wiem to - psy miewałam i miewam w P. Ba, koty liżą, krowy, cielaki... Nigdy ze wstrętem.
Post elegancki jak zawsze ;)
W chwilach desperacji próbowałam Fifiemu odchuchiwać w pysk po kawie i trzech papierosach, niestety nie robiło to na nim należytego wrażenia. Dobrze, że lizał tylko po kończynach, bo mogło być gorzej.
Usuńto chyba nie owe sześć dekad stąpa na smyczy na ostatnim zdjęciu?
OdpowiedzUsuńStąpa. Stępem :)
UsuńAmisha,
OdpowiedzUsuńW skarpetach i sandałach okropnie wygląda FACET. Kobieta to co innego. Facet ma ubranie i obuwie, a kobieta ma strój a to bardzo zmienia postać rzeczy. Ta sześćdziesięcioletnia blondie wygląda dobrze. Zdjęcie zrobione... właściwie :)
... właściwie, wiem :)
UsuńA swoją drogą, że z całej powierzchni tych niezłych w końcu nóg zwróciliście uwagę tylko na skarpetki....
Cóż, koty są mniej absorbujące, tak mi się wydaje. I pewnie, z racji wagi, mniej naleśnikują biusty. Hi hi hi....
OdpowiedzUsuńpzdr najserdeczniej!
Dziękuję za ten powiew męskiej empatii ;)
UsuńNasz pies, który trzy lata temu ducha wyzionął i przeniósł się na łono Abrahama (psie jeśli takowe istnieje)także okrutnie śmierdział, cały w ogóle i z pyska zionął niemiłosiernie. A trzeba Ci wiedzieć, że powierzchnię do śmierdzenia miał niemałą, i taki też pysk, bo to był wyjątkowo wielki owczar niemiecki. I jak nam Jantar zapodał pierda, albo gorzej całą serię (a wiekowy był) to mawialiśmy zaciskając nosy, albo gwałtownie opuszczając pomieszczenie w biegu otwierając wszystko to, co otworzyć się dało, że oto nasz prywatny, osobisty Himmler próbuje nas zagazować. Najgorzej było w nocy!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
Oj, współczuję. Abrahamowi też ;)
Usuń,,Piesa'' trzeba kochać pomimo tych niemiłych przyległości... Fijołkami żaden nie pachnie!
OdpowiedzUsuńTo, ze nie pachnie fiołkami to jedno, ale to, że z pyska mu jedzie podpalonym sierocińcem a zarazem zderzeniem czołowym ciężarówek ze zgniłymi jajami i siarkowym metylowodorem obok oczyszczalni ścieków to DRUGIE...
UsuńRozumiem, że przyjedzie z psami? :))
OdpowiedzUsuńWiesz co, kichać na otoczenie, fajna z niej chyba babka, skoro ma takie miluśne psiaki :)
Babka niewątpliwie fajna, ale nie wiem, czy miałabym tyle asertywności, żeby wyegzekwować spanie tych jej śmierdzieli na ogródku :)
UsuńPadłam, nie wytrzymałabym wywarów z paszczy psa :) Super blog :) Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńWitam i pozdrawiam również
UsuńNajwyraźniej miałam jakieś bardzo mylne wyobrażenie o posiadaniu psa i psiej dentystyce. Nie wyobrażam sobie żeby mi w domu, gdzie pachnie na zmianę Domestosem i przypalonym obiadem doszedł jeszcze ten rodzaj wyziewów. No way.
OdpowiedzUsuń