W Hollywood zanim film zostanie
ukończony, ma tytuł zastępczy, tytuł roboczy. A piszę o tym w związku (choć
bardziej prawdopodobne, że jednak bez) z tym, że zanim poznałam dokonania
Kominka, roboczo i lekceważąco nazywałam go Kaloryferem. No bo co to za
Kominek? Że niby ma aspiracje do arystokratycznego salonu? I jeszcze by może
się chciał wkręcić do krajowego establishmentu przez to swoje blogerstwo. Jestem
(no dobrze – byłam) wyjątkowo impregnowana na życie polskiej blogosfery -
dochodziły do mnie co prawda słuchy o tzw. Blog
Forum Gdańsk i solennie sobie przyrzekałam poszukać namiarów na Blog Forum
Warszawa, żeby się może wkręcić na jakieś darmowe żarcie (oficjalnie: odczyt),
jeśli rzecz będzie się działa nie dalej niż 5 przystanków ode mnie. Tymczasem
nawet znajomi nieblogerzy wiedzieli, że BFG to impreza ogólnokrajowa i jedyna.
Co mi dało do myślenia.
Dziesiątki blogerów zastanawiało się w postach (albo tylko w zaciszu swej alkowy) „co takiego ma Kominek, czego nie mam ja?”. Otóż Kominek, eks Kaloryfer, ma niewątpliwie instynkt psa gończego. Kominek złapał trop i pocwałował.
Słodka T. przysłała mi kominkową książkę, której szczerze przyznam, iż za 39 zeta kupić nie miałam najmniejszego zamiaru (że też taki twardziel jak Kominek wydał książkę w miękkiej oprawie, no toż to zgroza niekompatybilności ;). Oprócz tego, że ‘Bloger’ (sugerujący próbę autobiografii) powinien mieć tytuł ‘Vademecum Blogera’ więcej grzechów (autora) nie pamiętam. Kominek pisze krótkie, treściwe rozdziały, pełne porad, które tylko odhaczałam w myślach, bo (co za szczęście!) do wszystkich doszłam sama, intuicyjnie. Co nie znaczy, że postanowiłam je technicznie wprowadzić w życie, nieprawdaż ;). Jest trochę porad z kursu kreatywnego pisania w stylu amerykańskiego uniwerka, np jak wzbudzić emocjonalne zaangażowanie czytelnika. Ale rozumiemy, że książka skierowana jest też dla blogerów początkujących, którzy w szkole mogli się nauczyć co najwyżej pisania suchych esejów z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem, jeśli nie rozwiązywania samych testów. Lekcji o chwytaniu za serce lub inne organy raczej nie było.
Kominek znalazł swoją niszę. Każde środowisko ma swoich celebrytów, czołowych przedstawicieli, których się wokoło międli w mediach aż do zarzygania, a blogosfera była w tej materii tak jałowa jak laboratoryjne szkiełko. Aż pojawił się ktoś, kto się obwołał samozwańczym królem, sam się koronował na najpopularniejszego polskiego blogera. Zrobił to pierwszy. Był wytrwały i pracowity. A przez pracowitość rozumiem ekspansywność własnej osoby. No i jest też Kominek typem samca-alfy, żaden tam niepewny swego blondyn-wymoczek, co to bardzo mądry jest, ale nikt go nie słucha, bo odpowiedzi udziela z intonacją pytającą. Kominek nawet jak zadaje pytanie to na końcu ma to pytanie wykrzyknik! Kominek nie pyta, Kominek odpowiada. Twierdzi i reasumuje. Trudno tego nie docenić. Trudno się oprzeć temu Chuckowi Norrisowi krajowej blogosfery ;)
Bardzo mnie ujął swoimi historiami o rodzicielskim wsparciu. Zgadzam się z tym, że o rodzinie mówi się dobrze albo wcale. Nie jest w dobrym tonie fotografowanie się na grobach antenatów (vide krajowi celebryci) i opowiadanie o molestwoaniu przez tatę (terapeucie takie rzeczy, a nie prasie) i nieustającym konflikcie z matką. Ponadto środowiska rówieśnicze posiadają jakiś niezrozumiały dla mnie kompleks odcinania się od korzeni. Wszystko zawdzięczają tylko sobie, znane nazwisko im tylko utrudniało, a co niedzielne bywanie u rodziców na obiedzie jest takie prowincjonalne... natychmiast pojawia się w takim przypadku diagnoza o nie odciętej pępowinie. Co jest z wami, że musicie aż tak uciekać od trzewi własnej matki, które wypchnęły was na świat? Od starszej wersji puli swojego materiału genetycznego? (Wybaczcie, dygresja)
Natomiast poczucia humoru Kominkowi niestety ciut braknie. Kominek jest rzemieślnikiem w rodzaju Kinga – ma sprawność odmierzania i składania słów we frazy, które mają za zadanie wywołać uśmiech. I wywołują niekiedy. Ale nie ma w tym lekkości, naturalnego daru. Różnica taka jak między zapachem kwiatów a odświeżaczem Brise (co nie znaczy, że się w mojej toalecie da wytrzymać dzięki kwiatom, if you know what I mean). Tak samo jest zresztą ze wzbudzaniem emocji w rodzaju wzruszenia. Ścieg warsztatowy, bardzo sprawny, solidny. Nie mniej starego, literackiego wyjadacza nie da się oszukać. Ale nie dla niego jest ta książka. Stary wyjadacz na pewno by się nie brał za zarabianie na blogu.
Cenię Kominka za osobowość, za tą pewność, którą umiał sprzedać, za konsekwentne continuum działań. To ciężka praca. Choć pewnie istotniejsze jest, że to pasja. Blogowanie to jedynie możliwe medium, które dało Kominkowi owe środki do promocji własnej osoby. Czy w innych czasach, z innymi narzędziami, też by coś dla siebie znalazł? Nie wiadomo. No i czy byłoby to tak skuteczne? Bez obiektywizmu, bez wychodzenia z domu? Na razie ani z niego pisarz ani dziennikarz. Za to bloger. Najważniejsze to znaleźć się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu z odpowiednim planem. Jako pierwszy. Że ‘pierwsi będą ostatnimi’ to fragment z Biblii, współcześnie wielce nieaktualny. Ale chodzi też o wybór medium. I tu się chłopak wstrzelił idealnie. Zobaczymy na kogo wyrośnie (wiem, że to tak wygląda, ale nie, nie uderzam w protekcjonalny ton. To tylko sentymentalne pożegnanie z Kaloryferem ;)
Jeśli blogosfera to autostrada to
wyminął on nas wszystkich. Swoją szesnastokołową cysterną ;). I nie ma w
gruncie rzeczy znaczenia, co wiezie.
............
Gdyby ktoś miał ochotę przeczytać
‘Blogera’ Tomka Tomczyka to już za chwilę (definicji chwili, tłumaczącej też
moją nierychliwość w kwestii tej metarecenzji, bliżej po wakacjach w Hiszpanii do maniany) będzie u mnie możliwość zdobycia
przechodniego, blogerskiego egzemplarza,
który po przeczytaniu należy puścić dalej. Stay tunned, zwłaszcza że przewiduję
losowanie chętnych w bikini (w sensie że ja będę w bikini – dla jasności ;)*
No to ten, idę sie podchudzać czy
coś.
* w sumie nie wiem, kto to
przeczyta, więc dla większej jasności dodam, że to tylko żart. Bikini w marcu?
Seriously? ;)
( Kominkową koafiurę zasponsorował Dział Artystyczny z bocznego panelu)
( Kominkową koafiurę zasponsorował Dział Artystyczny z bocznego panelu)
Eeee ... Ty tylko zawsze wyśmiać i wyszydzić! To w końcu czytać czy nie czytać? Jest w tej kominkowej książce jakaś wartość dodana i recepta na to jak zostać szybko najpopularniejszym blogerem i zbić majątek (np. wydając książkę) czy tylko sprężone powietrze i SWB? :-)
OdpowiedzUsuńNie zastanawiasz się teraz "po co ja tą notkę o jakimś kominku machnęłam"?
OdpowiedzUsuńtę! tę notkę!
Usuńkuźwa
Bo książkę mam do oddania.
UsuńBo recenzji u mnie jak na lekarstwo.
Bo wierzę w teorię o równowadze karmy i że teraz to już kaloryfer mi będzie mocniej grzał, żeby w końcu było te 20 stopni?
(Nie, to ostatnie skreślić)
Ej, nie żartuj NIGDY z bikini!
OdpowiedzUsuń;-)
teraz nie wiem, wstydzić się czy nie, że byłam na BFG i załapałam się na luksusowy hotel i ten catering?
OdpowiedzUsuńRaz trafiłam na post Kominka, że nie umiał zrobić budyniu. No weeeeeź.
OdpowiedzUsuńTeraz już się pewnie naumiał.
Usuń(Szkoda, że nie kisielu, bikini by było bardziej uzasadnione natenczas ;)
No i czy nie należy docenić ogromu postępu?
Bo ja bym jednak bardziej ceniła raszplę, która dzięki diecie, ćwiczeniom i chirurgom została miss uniwersum miast tej obdarzonej gładkością lic z urodzenia (że taką paralelą się wspomogę).
Kiedyś się zgłosiłam przez formularz na BFG
OdpowiedzUsuńDostałam odpowiedź, że mam za mało czytelników, pisanie o poezji ich nie interesuje, a wogóle to oni juz mają wszystkie miejsca zajęte.
A Kominek... jest zabawny, teraz już zawsze będzie mi się kojarzył z kaloryferem - dziękuję
w ten śnieżny dzień trochę radości wniosłaś, zanczy śmiechu
Margaryto złota, bo to klika jest!
Usuń:)
Przez poezję to się nie wklikasz, wiadomo, prędzej przez ucho igielne, czy jakoś tak.
Ale nawet nie próbuję, to był jedyny raz
UsuńOd ilu czytelników można się załapać na BFG?
OdpowiedzUsuńDarmowy catering to jest bowiem to, co lubię najbardziej :). Doświadczam tego wprawdzie (w pakiecie z hotelami luksusowymi) na różnych konferencjach naukowych, ale mi ciągle mało.
Zabawna to jest Inwentaryzacja...
Przepis na wzrost liczby czytelników jest prosty: zrobić jakąś zadymę, najlepiej pożreć sie z kimś popularnym.
Doświadczyłam tego, gdy mój istniejący od zaledwie miesiąca blog, nagle miał ponad 4 tysiące wejść.
Na szczęście fala tej chwilowej wątpliwej popularności opadła.
Darmowe książki też lubię, więc jeśli to nie żart, to piszę się na "Blogera"
hehe ja miałam wówczas z pięć milionów a okazało się, że nikt nie zna mojego blogaska!ja się o mało nie rzuciłam ze skały z rozpaczy!
UsuńW jednym dniu 5 milionów !?
UsuńBo ja o jednym dniu pisałam i to na samym początku blogowania :)
eee nie, w jednym dniu najwięcej to chyba 120 tys ale nikomu nie życzę takich nalotów
UsuńMarianna: Czy BGZ może być ciekawsze od okraszonej cateringiem konferencji naukowej? ...nie mniej to nadal w Gdańsku jest.
UsuńKlarka: ja się rzuciłam nie ze skały,lecz z bloku i nie z rozpaczy lecz w celach marketingowych i proszę - pierwsze miejsce jest? Jest ;)
Cholera, a ja już się cieszyłam na Twoje zdjęcia w bikinie. Może jednak rozważysz? ;-P
OdpowiedzUsuńPs. Kominka nie znam i może w takim razie poznawać nie będę?...
Rozważ to w swoim sumieniu, tyle ci powiem ;)
UsuńNo, za darmo bym przeczytała, realnych pieniędzy mi szkoda, bo parę razy będąc na kominkowym blogu, jakoś miejsca nie zagrzałam i szedł w zapomnienie.
OdpowiedzUsuńWolę bardziej kameralne, niż być jedną z girlasek piszczących do idola ;)
Nie wiem, o co chodzi z tymi girlaskami, groupiesami czy teen-fankami - może skoro istnieją, to trzeba je jakoś zagospodarować? I Kominek proponuje ten rodzaj gospodarowania tym targetem, swą męsko-blogerską osobowością ;)
UsuńRaz tam trafiłem i nie pamiętam nic, więc więcej nie zaglądałem.
OdpowiedzUsuńCo do BFG, to nawet mnie przez moment zainteresowała ta impreza, ale szybko odinteresowała. My się nie kwalifikujemy bo na wszelkie zapytania jest odpowiedź: "brak danych". Za to podczytałem sobie powtarzane wnioski z owego forum - podobno rację bytu maja jedynie jednoosobowe, wyspecjalizowane i profesjonalne blogi. Niech ci mędrcy powiedzą to programistom - rozwój skryptów idzie w kierunku wersji "multi users" i wielowątkowości, a nawet wersji społecznościowych - ale głupi ci programiści!
Pozdrawiam wszystkich, witając, bo ja tu pierwszy raz się odzywam :D
Znaczy raz trafiłem do tego słynnego Kominka, któremu nie odmawiam zdolności, ale to nie mój typ do czytania.
UsuńTeż to już słyszałam wielokrotnie: profesjonalizm i specjalizacja.
UsuńNa blogach.
Mam wrażenie, że komuś się pomyliły media.
(No i teraz już wiemy komu ;)
Ale z drugiej strony nastąpił czas pewnych przewartościowań: dziennikarstwo przesunęło się w strefę cienia (tj. pisania artykułów sponsorowanych i kryptoreklamy). Może dlatego - tak na okrętkę - blogi mają przejąć te pałeczkę?
Jeszcze jedna złota myśl zapamiętana z 'Blogera' - odpowiadanie na wszystkie komentarze jest przejawem desperacji (czy jakoś tak). Oczywiście jeśli w przypadku 100 komentarzy pod postem jest to uzasadnione, to na kameralnych blogach już nie za bardzo ;)
OdpowiedzUsuńAle co ja tam wiem.
Mam jakiś szczególny pociąg do desperatów... :D A może kolejkę.
UsuńTo jest zdecydowanie sympatyczny zwyczaj i tyle. No pewnie, że w przypadku tłumu fanów, do tego piszących tylko wyrazy uwielbienia, może nużyć, a jednak... ;)
O, jestem desperatką! Nie wiedziałam...
OdpowiedzUsuńNie licz na odpowiedź, moja droga ;)
Usuńprzecież Kominek ma do odpisywania Iwonki
UsuńSkoro :
OdpowiedzUsuń"podobno rację bytu mają jedynie jednoosobowe, wyspecjalizowane i profesjonalne blogi", to spełniam 1/3 warunków ( i nie chodzi tu bynajmniej o specjalizację, czy profesjonalizm).
To chyba za mało, żeby istnieć, chociaż może nie będzie tak źle, bo podobno lansuję się okropnie, zwłaszcza plując na rodzinę.
Nie będę więc już nigdy pisać o rodzinie prawdy, zgodnie z prawdą objawioną tutaj przez inwentaryzację, że o rodzinie pisze się tylko dobrze, albo wcale, co niestety przeczytałam, jak już było za późno i zdążyłam już oszkalować m.in. dzieci mojego brata, pisząc, że studia skończyły, oraz miasto rodzinne Starachowice, że zapyziałe.
Ja mam osobowość wieloraką więc nie spełniam nawet tego warunku, eh ;)
Usuńno na pewno dwojaką :P Przynajmniej dzisiaj ZNOWU mi się tak wydaje z racji owłosienia Kominka :P Przez Twoją wielorakość to mnie się rozszczepia osobowość ;)
Usuńnawiasem mówiąc objawiłas mi swą wizję Kominkową. Ja go kojarzyłam jako kominek na dachu, a nie w domu hm. Dlatego nie mogłam zajarzyć kaloryfera.
Z racji owłosienia (lub nie) Kominka poleciłam mu zilustrowanie następnej książki, z czym się uprzejmie zgodził.
UsuńTak więc - jak widać - moim powołaniem jest nie tyle zostać sławnom blogerkom co doradzać sławnym blogerom ;)
Kominek na dachu? Doprawdyż no,kuriozum jakieś. Kominek jest tylko wewnętrzny, do ogrzewania się taki. (Dachówka natomiast jest i na dachu i w kuchni w funkcji płaskiego substytutu pieczywa - dodaję na wypadek, gdybym cię kiedyś zapraszała na kanapki, czy coś, żebyś się nie przestraszyła diety bogatej w gonty ;)
no na dachu, na dachu- mały komin to Kominek przeca :P
UsuńO, to zaproś mnie! Chętnie podjadę na kanapkę ;) Mnie gonty dobrze robią na trawienie, tylko wchodzą między zęby, muszę wydłubywać krokwią.
Swego czasu interesował mnie fenomen Kominka. Wielki to jest macho i mega twardziel, ojej. Na zdjęciach występował zawsze w czapce. W końcu zdobył się na coming out i zdjął czapkę. Okazało się, że jest łysy. W tym dniu śmiałem się do rozpuku, kulałem po podłodze (ROTFL)a następnie zmęczony skurczami przepony pokiwałem głową, mówiąc "a jednak". I nie chodzi o to, że śmiesznie jest być łysym. Śmiesznie i niepoważnie jest nosić czapkę, żeby nikt tego nie widział. Zwłaszcza, kiedy się gra supersamca tak pewnego siebie, że gdyby pewność siebie mogła unosić, to Kominek latałby do Egiptu razem z jaskółkami. W tym momencie moje podejrzenia, że ogrywana pewność siebie pokrywa rzeczywistą niepewność, przerodziły się w... pewność.
OdpowiedzUsuńOve, co za merytoryczny zarzut w kontekście napisania poradnika dla blogerów, joj.
UsuńBył(albo i nadal jest)zdaje się taki hipsterski nurt, że się nosiło czapkę bez związku z bujnością fryzu.
Natomiast alfaomegizm i chucpa to konieczność na każdej celebryckiej wokandzie - to jeszcze nie są czasy na pozytywny odbiór wrażliwości, skromności i taktu. O ile kiedykolwiek będą.
No i sięga mi do łokcia, myślę nawet, że nie rozpychając się mogłabym go skrzywdzić, czapka oprócz zakrywania, jednak dodaje z centymetr, dwa - wizualnie :)
UsuńUważam, że człowiek musi być wiarygodny, jeśli mam go czytać. Kominek nie nosił czapki hipsterskiej i nie hipstersko, tylko dokładnie w tym celu, w jakim niektórzy zaczesują włosy z potylicy na czoło. To widać, słychać i czuć. Takie nieskuteczne przecież zabiegi, świadczące o kompleksach, zawsze budzą politowanie, a w przypadku tego hipermądrali to po prostu kompromitacja. Imidż diabli biorą. Śmiech na sali.
UsuńSeriously? Człowiek ma być wiarygodny do czasu, aż przestanie być wiarygodny - się wówczas okazuje, że to nie jest wcale warunek KONECZNY. Przynajmniej u nas.
UsuńI nie piszę tego w kontekście bohatera tego posta. Tylko ogólnie.
Co do twojej recepcji Kominka, to nie mówię, że może by należało wejść choć na korytarz...(taka sobie dwuznaczność ;)
Ożesz ty! Umieram z ciekawości, ale nie przeczytam, dopóki nie napiszę wreszcie swojej :)).
OdpowiedzUsuńWyprzedziłaś mnie!
Tyle dawałaś swojego czasu postów o szeroko pojętym blogerstwie, iż myślałam, że się skusisz ;)
UsuńZgadzam się z rozciągłością tej wypowiedzi o Kominku :)
OdpowiedzUsuńKominek to nie mój typ poczucia humoru, nie mój typ problemów, więc ja podziękuję:) Wole za to czytać Twoje posty, przynajmniej dobrze się bawię:) ewentualnie mam karmę dla duszy:) bo masz lekkość pióra:) Jeśli napiszesz książkę, z chęcią kupię:)
OdpowiedzUsuńO, dzięki, ja też chętnie kupię :)
UsuńDobrze ulżyć bliźniemu w potrzebie - toteż zgłaszam się, no a kaska ciągle wypływa strumieniem szerokim na zaspokojenie potrzeb podstawowych ;)
OdpowiedzUsuńPrzez pewien czas byłam zafascynowana Kominkiem, trzeba mu przyznać, że znalazł pomysł na siebie, swoją niszę i daleko zaszedł, czego mu gratuluję.
OdpowiedzUsuńZ czasem coraz mniej lubiłam czytać jego bloga, teraz właściwie nie zaglądam.
Ale książkę pewnie kiedyś przeczytam - ustawiam się w kolejce :)
Ktoś powinien napisać o poradnik o znajdywaniu niszy, szło by ja te przysłowiowe bułki ;)
UsuńSiadaj i pisz poradnik o wtopach randkowych, dziewczyny to kupią zamiast bułek ;)
UsuńNigdy nie czytałam nic z Kominka( jedynie co to wywiad z nim w DF GW, nie nabrawszy sympatii po tej lekturze do niego). I dobrze mi z tym. Kominek na polityka?
OdpowiedzUsuńBF
Nie sądzę, żeby Kominkowi chodziło o zdobywanie sympatii (o to chodzi takim blogerom-amatorom jak my) tylko raczej o budowanie społeczności. Na antypatii też można ;)
UsuńZdaje się, że to nawet jego motto, budowanie społeczności na kontrowersji i antypatii.
Usuńhmm nie wiem czy to za przyczyną owłosienia czy jednak tej wspólnej kąpieli z kominkiem ale zassałam kilka cyferek na liczniku ;)
OdpowiedzUsuńTo ja sodka stałam się przyczyną rozdziewiczenia ha!