Po pierwsze ciężko mi się na te
imieniny zebrać – ideologicznie, że tak powiem. XXI wiek a my, ludzkość,
obchodzimy święto własnego imienia... no plis. Życzę ci wszystkiego najlepszego,
z powodu, że się nazywasz Magda, bo gdybyś Kazimiera, to wówczas bym ci nie
życzyła, no bo kogo o tym imieniu może spotkać coś dobrego? Kto czytał
„Dziewczęta z Nowolipek” ten wie. Co innego Angelika.
-Mujeju – mówi mamusia – Jak mi
się nie chce urządzać tych imienin, tylko się natyram!
Imieniny są mamusiowe, pojawić
się więc trzeba. Zwłaszcza, że w pokoju zwierzeń (dużym pokoju zwanym salonem)
mam funkcję moderatora dyskusji. Jako jedyna niepijąca i apolityczna. Jako córka
tatka niepijącego, który jednak na imieninach napić się musi, gdyż tak karze
obowiązująca tradycja. Jako córka matki niepijącej a zarazem nieobecnej, gdyż
uwiązanej w kuchni przy garach (to w końcu jej imieniny!), gdyż tak każe
tradycja. I w tym bermudzkim trójkącie miotam się między moderowaniem dyskusji,
wyciąganiem z kuchni mamusi i odbieraniem butelki tacie, który chce hojnie
ugościć gości trunkami, żałośnie jednak nie dorównuje im w tempie spożycia, w
dodatku ma makabryczną alergię na wódkę pt. ‘Śliwkowa ekstaza’ i kicha do
sałatki.
Tematyka polityczna. To już nie to, co kiedyś. Żadnych wrzasków i przerzucania się argumentami. Żadnych strat w postaci wyrwanych oponentowi kępek włosia. Albowiem dobór gości drogą ewolucji pozostawił tych o niedramatycznie podobnych poglądach. Nie to, co kiedyś, dawniej niż drzewniej, gdy się z nocnikowej miejscówki przypatrywałam achom i ochom lub szlochom. Kiedyś to była Wielka Pardubicka, rozlegał się strzał i konie z pianą na pysku ruszały z kopyta, by krwawo przedrzeć się przez tor ku mecie, w postaci Racji Nadrzędnej. Teraz koniki pasą się zgodnie na jednaj łące. Nuuuda.
Tematyka polityczna. To już nie to, co kiedyś. Żadnych wrzasków i przerzucania się argumentami. Żadnych strat w postaci wyrwanych oponentowi kępek włosia. Albowiem dobór gości drogą ewolucji pozostawił tych o niedramatycznie podobnych poglądach. Nie to, co kiedyś, dawniej niż drzewniej, gdy się z nocnikowej miejscówki przypatrywałam achom i ochom lub szlochom. Kiedyś to była Wielka Pardubicka, rozlegał się strzał i konie z pianą na pysku ruszały z kopyta, by krwawo przedrzeć się przez tor ku mecie, w postaci Racji Nadrzędnej. Teraz koniki pasą się zgodnie na jednaj łące. Nuuuda.
– Oziębiło się – zaczynam, gdy
dwóch oponentów jednej frakcji jednocześnie bierze wdech. Zaczynam skromnie,
ale jak każdy potrzebuję rozgrzewki. Jednocześnie jakieś 50 % sił oddaję trudom
trawienia imieninowego obiadu, wielkości moich tygodniowych racji
żywnościowych. Następnie na wokandę wchodzą tematy takie jak: żywość GMO, co
tak naprawdę znajduje się w unijnej parówce, kto ze sławnych aktorów pił za
dużo, ale przestał, kto ze sławnych pisarzy pił jeszcze więcej i przestać nie
zdążył. Oraz na czym polegał cud na Wisłą, dlaczego Węgrzy są fajni a Francuzi
wredni, co tak naprawdę przesyłała w listach Sobieskiemu Marysieńka (kto nie
wie, niech sobie poszuka, podpowiem tylko, że teraz to się nazywa depilacja
brazylijska ;). Oraz co było na Feministycznym Kongresie Kobiet (mamy
przedstawicielkę). Co było na Uniwersytecie Trzeciego Wieku (mamy
przedstawicielkę). Który z renesansowych malarzy miał więcej fikuśnych chorób
wenerycznych (nie mamy przedstawiciela ;). Dlaczego Tuwim jest fajniejszy od
Brzechwy. Która płyta Kaczmarskiego była najlepsza. Dlaczego film ‘Obława’
zawodzi sromotnie, jeśli się na niego idzie z przekonaniem, że to komedia.
Każdy temat ma swój niepowtarzalny proces karny, w którym jest sędzia i
ława przysięgłych i się go wiesza lub uniewinnia. A najczęściej skazuje na
dożywocie, co oznacza, że dożywotnio będzie na kolejnych imieninach wracał.
Jest też ulubiony temat – gościowe dzieci. Komu się udało bardziej, a komu
wcale. I to wyjaśnia, czemu tam w ogóle siedzę. Ciężko mnie bowiem oplotkować,
skoro mogę na delikwenta wypytującego mnie o przebieg kariery zawodowej upuścić
niechcący jajeczko w majonezie.
(A kariera ma się jak wyżej)
(A kariera ma się jak wyżej)
W końcu dwa solidne kawałki szarlotki
pod kołderką z soków żołądkowych powodują moją senność i chęć powrotu do domu.
No ale ale. Goście się nigdzie nie wybierają, not even close. Zmęczoną mamusię
znajduję w kuchni.
- Chciałabym, żeby już sobie
poszli – mówi.
- A ja bym chciała pokoju na świecie
- odpowiadam. Oraz:
- Zapakuj mi trochę tego, tego i
tego. Tylko nie w słoiki. W słoikach nie wezmę!
Tymczasem u gości następuje totalna dezaktywacja funkcji Odwrót do domowych pieleszy. Goście zapadli na zołowacenie kończyn dolnych potrzebnych do wyjścia. I co gorsza goście nadal pałaszują buliony, sałatki i szarlotki, które uważam za swoje dziedzictwo i mam niekłamaną ochotę zabrać w celu konsumpcji osobistej. Aaa!
Tymczasem u gości następuje totalna dezaktywacja funkcji Odwrót do domowych pieleszy. Goście zapadli na zołowacenie kończyn dolnych potrzebnych do wyjścia. I co gorsza goście nadal pałaszują buliony, sałatki i szarlotki, które uważam za swoje dziedzictwo i mam niekłamaną ochotę zabrać w celu konsumpcji osobistej. Aaa!
I tutaj rozpoczyna się proces subtelnego wyprosingu, ponieważ nawet najbardziej gościnny gospodarz ma swoje granice wytrzymałości ludzkiej oraz
datę przydatności do społecznego współżycia imieninowego. Następuje
przegrupowanie rodzinnego odziału Słat.
Ja stosuję technikę oddzielania
osobników pojedynczych od stada w pokoju bocznym, zagradzając drzwi własnym
ciałem, gdzie szlachetnie proponuję odprowadzenie z powodu późnej już godziny.
Palaczy można zatrzasnąć na balkonie („No doprawdy, zupełnie o tobie
zapomniałam!’.) Tymczasem tatuś w ogóle się nie cacka odcinając dostęp do
toalety. Niestety goście stłoczeni w toaletowej kolejce w przedpokoju
dostrzegają odklejającą się tapetę, co owocuje dodatkową półgodziną udzielania
porad remontowych i dywagacji na temat doborów kolorystycznych („Jesteśmy za
młodzi na pastele!”)
Wybija północ. Mama z sympatycznej i gościnnej pani domu zmienia się w dynię. Alergia taty w połączeniu ze skutkami ‘Śliwkowej ekstazy’ powoduje jego półprzytomne trąbienie we wszelkie dostępne w domu chusteczki, obawiam się, że za chwilę może się też dostać obrusowi i firance. Tymczasem goście trzymają się dzielnie, pokolenie, które czteroosobową rodziną jeździło maluchem na wczasy do Bułgarii tak łatwo się przecież nie podda trudnościom tak nikłym, jak zgon gospodarzy!
Wybija północ. Mama z sympatycznej i gościnnej pani domu zmienia się w dynię. Alergia taty w połączeniu ze skutkami ‘Śliwkowej ekstazy’ powoduje jego półprzytomne trąbienie we wszelkie dostępne w domu chusteczki, obawiam się, że za chwilę może się też dostać obrusowi i firance. Tymczasem goście trzymają się dzielnie, pokolenie, które czteroosobową rodziną jeździło maluchem na wczasy do Bułgarii tak łatwo się przecież nie podda trudnościom tak nikłym, jak zgon gospodarzy!
W końcu mówię pas. Żegnam się i
wsiadam na rower. Trochę się martwię, bo o tej porze mgła jak przędza, a mnie
wysiadło światło.
- Zadzwoń za kwadrans i powiedz,
że coś cię przejechało – mówi mamusia. – Jak będziemy do ciebie że niby jechać,
to ich przy okazji odprowadzimy.
No ba.
Ja niestety, musiałam odprowadzać niektórych gości do postoju taksówek, oczywiście wężykiem!
OdpowiedzUsuńW sensie że poganiałaś ich wodą z ogrodowego? ;)
UsuńPiękna historia:) Wczoraj miałam ochotę (jak mniemam nie tylko ja)zastosować zdecydowany wyprosing wobec pewnego Pana, ale było to na stypie, więc tak tego, jakoś nie bardzo czułam się upoważniona. Sytuacja zgoła inna niż w przypadku imienin. Przy okazji imieninowe życzenia dla Szanownej Mamusi. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWyprosiny to wyprosiny,jeśli sytuacja nie jest goła (w tem przypadku nie odważę się udzielać rad) to należy działać taktownie acz stanowczo.
UsuńI dziękuję w imieniu solenizantki oraz pozdrawiam vice-versa ;)
Jeden z naszych gości uległ okrutnej irytacji, dzwoniąc po taksówkę, bo na telefonie nie znalazł był cyferek do wybierania - nie dawał sobie wytłumaczyć że to domofon :D
OdpowiedzUsuńOkrutnie urocze takie wstawiennictwo ;)
UsuńU cioci na imieninach
OdpowiedzUsuńSą goście i jest rodzina,
Więc program się rozpoczyna
Do śmiechu no i do łez.
Takie przedwojenne, a ponadczasowe, nieprawdaz?
Jesli wszystkie mozliwe metody na wyprosing zawioda, trzeba dzialac brutalnie! Sprzatac talerzyki sprzed nosa, ale przede wszystkim zebrac wszystkie kieliszki, wsadzic do zmywarki, wlaczyc ja i isc w zaparte, ze byly to jedyne w domu egzemplarze, innych nie ma. A szklanki, filizanki i kubki, a nawet wazoniki, ulegly trzesieniu ziemi, sie z szafek wysypaly i zostaly z nich skorupki, praktyczne do wykladania doniczek w celu drenazu.
Jesli i to nie pomoze, co bardzo watpliwe, bo przeciez goscie nie beda siedziec o suchej paszczy przy pustym stole, wynosimy ze schowka posciel, zapelniamy nia stol, a sami kladziemy sie na wierzchu.
Mysle, ze tak zawoalowana sugestia odniesie pozadany skutek.
Patent z pościelą (której w przeciwieństwie do was w Niemcach nie trzymam w żadnym schowku, tylko na wyrze) mi się nawet podoba - dramatyczny.
UsuńNatomiast nie ośmieliłabym się w takich okolicznościach rzucać słowem 'drenaż';)
Qrde, ja tez nie mam schowka! Co Ty sobie myslisz, ze my tu sto lat za Murzynami? Tez mam na lozu malzenskim, a co!
UsuńAcha, bardzo wazne!
Zajrzyj, prosze, KONIECZNIE do mnie jutro. ;)))
Oho, coś czuję, że będzie drenaż ;)
UsuńNooo...
UsuńZ Jesusem Condomem. Takie zestawienie to mniodek na ma dusze. :)))
ojej, no to ja się teraz bojem wpaść na tę kanapkę z gontem...
OdpowiedzUsuńJesus Condom, spadłam z krzesła :D
OdpowiedzUsuńz matki Marii Krążek ;)
UsuńNo co niemożliwe, jak możliwe. Niemożliwe to jest tylko zapłacenie kartą w Biedronce. Wydawało mi się niemożliwe, że w taki z dupy dzień jaki mam dziś coś mnie rozweseli, a tu proszę. Przy Twoich wpisach nie ma szans największy kosmiczny dołowacz - w mordę i za drzwi.
OdpowiedzUsuńTo Sobieski się depilował?!
OdpowiedzUsuńPonoć Poniatowski ;)
UsuńMnie również dotknął Jesus
OdpowiedzUsuńściskam
w sobotę? ;)
Usuńjuz wiem, ile trace nieobchodzac imienin
OdpowiedzUsuńbo imieniny to maja tylko gorole
Życzenia serdeczne dla mamy.
OdpowiedzUsuńJa rozwiedziona jestem i nie urządzam imienin (ani urodzin), bo wraz z rozwodem rozpadła się moja stała grupa przyjęciowa, co to jak się było u nich, to trzeba ich zaprosić do nas. Schemat przyjęć był taki: jedzenie-picie-tycie, a potem chwalenie się, zazdroszczenie, kłamanie, narzekanie i na koniec wreszcie już tylko "do zobaczenia, tym razem u was".
Nie mam więc patentu na zasiedziałych gości, ale sposób Pantery powinien zadziałać.
Też jestem z pokolenia zaprawionego w bojach. Jeździłam bowiem maluchem z czteroosobową rodziną pod namiot, czyli z całym niezbędnym ekwipunkiem (wymieniony już namiot, materace, stolik, krzesełka itp.). Ekwipunek ów umiejscowiony był na dachu pojazdu ( wiadomo jaki był bagażnik w maluchu), przez co ów pojazd był wyższy niż szerszy
Jak ktoś tak nie jeździł tak maluchem to nic nie wie o życiu ;)
UsuńA to dziedziczenie grup przyjęciowych oraz tracenie przyjaciół to niby (dla mnie) odrębne tematy, ale nieobecności niektórych dają do myślenia...
Niektórych czasem trudniej ściągnąć niż wygonić ;)
Pozdrawiam ciepło.
To pary małżeńskie były i spotykam się teraz tylko z kobietami z tych par, które zazdrośnie strzegą mężów przede mną, atrakcyjną, pomimo podeszłego wieku, kobietą.
OdpowiedzUsuńNie wiedzą biedne, że nic im ( a raczej ich mężom) z mojej strony nie grozi, no ale strzeżonego Pan Bóg strzeże...
Ciepłe pozdrowienia jak najbardziej na czasie, bo w Krakowie mieliśmy -15 w nocy.
Pozdrawiam również- Marianna
mam bardzo podobne spostrzeżenia dotyczące imienin!
OdpowiedzUsuńTo trzeba było dać linka :)
UsuńDoskonałe zobrazowanie problemu zasiedziałych gości!
OdpowiedzUsuńJak zwykle się urechotałam po pachy (albo po uszy - nie wiem, po co się można urechotać)!
OdpowiedzUsuńJa idę jeszcze dalej, bo bojkotuję obchodzenie urodzin. Wszystkiego najlepszego, bo twoja matka dzielnie parła. No pliz.
Ale nie myśl sobie, że skoro imienin i urodzin nie obchodzę, to nie miewam podobnych problemów. Najczęściej są to zaprzyjaźnione matki ... niepracujące, które mimo chodzących po ścianach ze zmęczenia dzieci, o północy wciąż się nieźle bawią i w deo-du mają, że ja o piątej rano (a właśnie kończy się niedziela) muszę rozpocząć poranne ablucje. Powinnam to sobie poczytywać za komplement, że niby taką dobrą gospodynią jestem i atmosferę sielską kreuję.
Ale dupa.
Też mi dynia w gardle rośnie, a kto wie, może i się wręcz w dynię zamieniam.
"I co gorsza goście nadal pałaszują buliony, sałatki i szarlotki, które uważam za swoje dziedzictwo i mam niekłamaną ochotę zabrać w celu konsumpcji osobistej."
Kocham Cię normalnie za takie teksty :)))
Ja też się jeszcze do jakiejś dziesiątej łudzę, że jak już się tak nastałam przy garach, to chociaż w poniedziałek nie będę musiała gotować obiadu.
Ale gdzie tam! Wyliżą na gładko każdy gar!
A i na pomoc męża nie za bardzo mogę liczyć, bo jak mu syczę w desperacji w ucho: "Weź coś zrób, bo usnę na stojąco lub kogoś pobiję!", to on się na głos wydziera: "Co mówiłaś, kochanie?! Mów głośniej, bo nie słyszę! Tyle tu ludzi w tym pokoju!" :)
Moje jedzenie jom! To kluczowy zarzut ;)
UsuńFajnie jak goście się dobrze bawią, ale o ile to my mamy kontrolę nad imprezą, a zwłaszcza jej końcem.
No ale też nie opisałam imprezy u siebie - żeby nie było ;)
Wiele lat temu podawano takie metody wypraszania gości:
OdpowiedzUsuń1. Siedząc, robimy zamach rękami, klepiemy nimi w kolana, następnie wspierając sie rękami o kolana unosimy zadek z kanapy mówiąc: "No to..." Goście powinni zareagować naśladownictwem.
2. Otwieramy okno i mówimy "Zawsze wietrzymy przed snem".
Na dziś to chyba zbyt subtelne metody.
Natomiast jest metoda niezawodna. Na stole stawiamy mały torcik i słone paluszki. Nic więcej. Długo nie posiedzą. Nie wiem tylko, czy o taki sukces chodzi.
He he, mój Misiek w którymś momencie imprezy ot tak po prostu zaczyna zbierać brudne naczynia ze stołu - kubki, szklaneczki, talerze, przekładać resztki jedzenia z kilku talerzy na jeden talerz "żeby zrobić miejsce na stole, po co tyle brudnych naczyń ma tu stać" i wtedy przeważnie ktoś w żartach rzuca hasło "trzeba posprzątać ze stołu bo goście chcą iść do domu" i niby w taki żartobliwy sposób towarzystwo zbiera się stopniowo do wyjścia:)
OdpowiedzUsuńNo tak, klasyki, zabieranie zastawy, jedzenia a potem wymrażanie - gościna jak w gułagu ;)
UsuńA ja usłyszałem ostatnio takie luźno rzucone hasło przez gospodarza "No dobra, nie zatrzymuje Was..."
OdpowiedzUsuń