wtorek, 28 września 2010
piątek, 24 września 2010
Koniec bajki
Krzysztof dorósł i robi w biznesie. Jednak chłopięca wrażliwość nie pozwoliła mu na rozstanie z przyjaciółmi z dzieciństwa.
Etykiety:
bajki,
idole dzieciństwa,
zwierzęta
środa, 22 września 2010
Kanony literatury
Fajnie jest z uchodźcą rozmawiać o narodowych kanonach literatury, które my, Prawdziwi Polacy, znamy ze szkoły. Można dowiedzieć się np że:
Aliny zbierały maliny w chruśniaku leśmym, a Chocholy to biedni staropolscy wieśniacy – tak biedni, że nie stać ich było nawet na ubrania, więc obkładali się słomą ;)
Uhm, tak. A Walt Whitman to dziadek Wiliama Whartona.
Aliny zbierały maliny w chruśniaku leśmym, a Chocholy to biedni staropolscy wieśniacy – tak biedni, że nie stać ich było nawet na ubrania, więc obkładali się słomą ;)
Uhm, tak. A Walt Whitman to dziadek Wiliama Whartona.
Etykiety:
książki,
pokolenie Fb
niedziela, 19 września 2010
Emigracja ku paradise
J. tłumaczy mi jak się zostaje emigrantem. Najpierw trzeba w sobie wyhodować potrzebę ucieczki z własnego kraju – który nas ukształtował i wychował oraz oferuje wspaniałe pakiety socjalne i emerytalne (czyli nie u nas ;/). Potrzeba taka powoli rośnie, to powiększa się, to znów kurczy – wyjeżdża się wtedy, kiedy zalega na żołądku niczym zbyt obfity obiad nie do strawienia, niczym przenoszona ciąża bez szans na naturalny poród. Potrzebą tą człowiek się wypróżnia zaraz po przekroczeniu granicy. Kraj ucieczki wybiera się przypadkowo i pod wpływem impulsu (foldery, anegdoty znajomych, kinematografia) lub całkowicie świadomie, wertując tomy (lub raczej strony) historii i literatury danego kraju oraz sugerując się indywidualnym gustem plastycznym (design godła, kolory flagi, układ ulic w stolicy) oraz ostatecznie, czy chcą tam się uczyć języka, którym władamy.
Po tym monumentalnym wykładzie ze świadomego uchodźctwa zapytałam go na ile patetyczna obsesja na punkcie wlasnego ptaka wydysocjowala w kraj z orłem w godle*. Chyba się obraził. Wszyscy jesteśmy przywiązani do swoich przeintelektualizowanych przesłanek postępowania. Dla niego wyjazd był aktem odwagi i chyba szuka ludzi, którzy to udowodnią. Jeśli chciał prawdziwego aktu, to mógł jechać do Rosji i napić się z tubylcami nieoakcyzowanej wódki. Myślę, że podobał mu się ten mantyk ze spadającym rządowym samolotem.
Pociąg zwany pożądaniem.
Samolot zapełniony rządem.
A potem stopem do Polski.Hm.
Etykiety:
pokolenie Fb
piątek, 17 września 2010
Poema typograficzna
I know one who loves and parties
and has done so since his thirties
o, indeed :)
Social Life with friends ( kinetic typography)
and has done so since his thirties
o, indeed :)
Social Life with friends ( kinetic typography)
Etykiety:
czcionka,
filmy,
pokolenie Fb
czwartek, 16 września 2010
Wtopy randkowe: Zabójczy forehend
Cenię G. za to, że jest kolekcjonerem dziwów. W przeciwnym razie spotykałby się raczej z jakimś blond-długonogim wytworem masowej wyobraźni a zarazem photoshopa.
G. jest asem jakiejś lukratywnej dziedziny życia w rodzaju szeroko pojętego czegoś o trudnej do zapamiętania angielskiej nazwie ;), W związku z tym podlegam nieustannej indoktrynacji, uzurpacji i echolokacji:
- Dlaczego założyłaś trampki jak jakiś łachmyta? Przecież mówiłem, że zabieram cię do restauracji.
- Nie wzięłam cię na poważnie. Ostatnio oszczędzałeś pojąc mnie na okrągło wodą mineralną.
- A niby dlaczego nie? Ciągle żłopiesz kawę, która odwadnia i palisz, co wysusza skórę.
I tak kwadrans po kwadransie. Gejm, set, mecz. Nasze utarczki wizualizuję sobie jako grę w badmingtona – owszem, skosić przeciwnika, ale lotką możliwą do odebrania; niby zabójczą, ale też ulegającą nieprzewidywalnym falom zefirka.
Czasem jednak mam wrażenie, że w czasie, gdy ja gram z nim w badmingtona, on naparza we mnie piłkami tenistowymi z forehendu – a raz nawet była to piłka lekarska, ze względu jednak na małą sterowność - chybiona.
Jestem zmęczona jak po wuefie w podstawówce.
Wizja własnego Dana Drapera cieszy tylko na początku, potem szybko następuje chętka na Danie Drapaka.
G. jest asem jakiejś lukratywnej dziedziny życia w rodzaju szeroko pojętego czegoś o trudnej do zapamiętania angielskiej nazwie ;), W związku z tym podlegam nieustannej indoktrynacji, uzurpacji i echolokacji:
- Dlaczego założyłaś trampki jak jakiś łachmyta? Przecież mówiłem, że zabieram cię do restauracji.
- Nie wzięłam cię na poważnie. Ostatnio oszczędzałeś pojąc mnie na okrągło wodą mineralną.
- A niby dlaczego nie? Ciągle żłopiesz kawę, która odwadnia i palisz, co wysusza skórę.
I tak kwadrans po kwadransie. Gejm, set, mecz. Nasze utarczki wizualizuję sobie jako grę w badmingtona – owszem, skosić przeciwnika, ale lotką możliwą do odebrania; niby zabójczą, ale też ulegającą nieprzewidywalnym falom zefirka.
Czasem jednak mam wrażenie, że w czasie, gdy ja gram z nim w badmingtona, on naparza we mnie piłkami tenistowymi z forehendu – a raz nawet była to piłka lekarska, ze względu jednak na małą sterowność - chybiona.
Jestem zmęczona jak po wuefie w podstawówce.
Wizja własnego Dana Drapera cieszy tylko na początku, potem szybko następuje chętka na Danie Drapaka.
Etykiety:
wtopy randkowe
piątek, 3 września 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)