czwartek, 30 kwietnia 2015

Ręka w śmietniku i zestaw kuchennych gadżetów

Jestem w patowej sytuacji. W sytuacji trudnej i bez wyjścia.
 
Nieważne zagraniczne podróże, awanse w pracy i korowody kawalerów, kończące się niecnościami w kwartecie. 
To są rzeczy, o których robi się filmy. 
Tymczasem prawdziwe życie jest gdzie indziej, np w kuchni przy koszu na śmieci, do którego wpadł mi ekstra brelok. Brelok wisiał ekspozycyjnie na haczyku na ścianie w kuchni, ale machnęłam nieostrożnie i wpadł w masę grząską, organicznie bujną i ogólnie woniejącą. Następnie zapadł się i utonął. Akurat byłam wysztrynksowana do wyjścia, zatem psychicznie i outfitowo nie gotowa wrazić w tę skisłą zupę swoją elegancką rąsię. ‘Potem’ powiedziałam do siebie i wyszłam. Był piątek. W weekend dorzucałam resztki do kosza na śmieci, albowiem o breloku zapomniałam. A zresztą nie mogłabym się wówczas zająć problemem, gdyż w sobotę był szabas a w niedzielę należy dzień święty święcić. W poniedziałek masa arcyskisła i nie byłam pewna czy w ogóle chcę odzyskać brelok, choć nadal mi było szkoda go bezpowrotnie utracić. Oczywiście zakupiłam gumowe rękawiczki do łokcia, niestety w zbyt małym (sic!) rozmiarze. Doprawdyż, nie przypuszczałam, że mimo standardowych, kobiecych rozmiarów mam ręce drwala i potrzebuję gumowych rękawic w rozmiarze XXL. Przykrość.

Zaświtał wtorek i konieczność wyniesienia ekowora, który powodowałby słabość nawet u ludzi z amputowanym nosem. Biomasa z brelokiem stoi zatem na klatce i czeka aż będę gotowa.
 
Jest środa, a ja nie czuję by ten moment się jakoś szczególnie przybliżał. Za to bardzo wyraźnie czuję wędzoną makrelę. Zaprawdę powiadam wam – jeśli kupujecie wędzoną makrelę to ją natychmiast zjedzcie, ale nie wyrzucajcie resztek. Nie zjedzona wędzona makrela to ZUO. Moim zdaniem tak należałoby prowadzić wojny – ostrzeliwać się przeleżaną wędzoną makrelą. A zwycięzcom rozdawać ekstra breloki.

Tymczasem ze śmieci segregowalnych, a konkretnie kartonowych, zrobiłam coś pięknego i użytecznego, o czym kiedy indziej, w nowym dziale, który będzie się nazywał ‘Dizajn dla biednych’. Gdyż postanowiłam internetowo wyjść na przeciw oczekiwaniom mieszkańców tego kraju oraz głównie mej dzielni ;).

Co by tu zinwentaryzować w związku z tematem?
Będzie zestaw fajnych kuchennych gadżetów, których utraty można by żałować.
Zaczniemy od niepoprawnej politycznie myjki:








W kwestii sztućców: te wyjedzone to fajny dizajn, ale te łamańce to se każdy może zrobić drzwiami od szafki, so...





Na takim jeżu tarłabym ;). Poniżej pszczółki na lodówkę i jako pojemnik na miód. Przypominam, że złocą się mlecze, z których można zrobić pyszny miód.
Pisałam o tym tu: Jak ugotowałam miód z mniszka [klik]
Nożyczki stylowe do wycinania crapbookingowych laurek i praktyczne do oszczędzania czasu na szczypiorku.



Oh, mam sentyment do ładnych i pomysłowych korków, choć woda w zlewie kuchennym i bez nich uchodzi dość leniwie... ;)
Cios takim wałkiem skonfudowałby najlepszych śledczych, o ile byłby ostateczny ;)

No i zestaw przypominaczy. Ręka kontra salami:
Bliższe duchowo są jednak dla mnie gadżety autorstwa Kateriny Kamprani:
Tymczasem dla ludzi kultury zwłaszcza, super-szklanka! Jeśli nic wam nie wpadło do śmietnika to wznieście taką toast ;)


Dziękuję za uwagę. A teraz idę se urządzić coś takiego:

...

piątek, 3 kwietnia 2015

Jakie piękne miasto, dzielnica, ulica. Fotoreportaż z przybycia wiosny 2015



Słonko się zaćmiło a potem przygrzało, i roztopiło śnieg, który w ogóle tej zimy nie spadł. W między czasie ustawowo zabrano nam godzinę życia.
Takie to tegoroczne nadejście wiosny, którą wszyscy kochamy.

Wiosna to czas wychodzenia z inicjatywami jednoosobowych spółek florystycznych. Dorośli kwitowali kwiecisty outfit męski uśmiechem i aparatem, natomiast dzieci posuwały się do molestowania! Niestety piesek zdechł z głodu, bo Warszawiacy lubią takie przyjemnostki, ale za darmo.

Tymczasem na deptakach w centrum pieski nosi się stylowo.
W sezonie modne są tez kokardy i długie pazury.
Kto ma konia, to go pasie. Kto ma auto, przystraja mu oczęta.

Topią się starożytne (zeszłoroczne) zmarzliny, uwalniając zasoby wodne, w których toną potem budynki, drzewa i torebki foliowe. Oraz całe osiedla.



Tymczasem na osiedlach i ulicach gromadzą się, w celu wymiany plotek o właścicielach, stare tapczany, wiekowe fotele i peerelowskie szezlongi. Siedziska, wyglądające na bazy prezesów i panów domu, mają prawie idealne tapicerki, oprócz wypierdzianej w miejscu zadka dziury. Co wiele mówi o stanie polskiego feminizmu. Albo tylko diety. 
Ruchomość tego mienia, tak odległego stylistycznie od współczesnych trendów ikejowego designu, nie interesuje nikogo. W każdym razie nie rozpieranych sterydami młodzieńców, dla których wyzwaniem jest raczej wyrwanie z podłoża mienia nieruchomego i przyśrubowanego do podłoża. Jak Bogu ducha winna ławeczka parkowa.

Stare budynki wstydzą się swoich ziemistych cer, pełnych zaskórników z wojennych jeszcze pocisków. Inne, pogłaskane gotówką i czułą ręką developera, prężą się dumnie, przystrojone w stosowne dla sezonu barwy czyli zieleń na czubku. Wiele budynków zostało w zimie ubranych w styropianowe kurteczki. Oraz nowe, wybrane przez sekretarki prezesów spółdzielni, kolory. Takie jak wściekłe cytrusy i wyblakłe róże (fuj!).
Budynki ze sterczącymi antenami w ogóle nie potrzebują okien, gdyż telewizor jest jak wiadomo najlepszym oknem na świat.
Niektóre podwoje pozostają głucho, choć ażurowo zamknięte.
Inne wręcz przeciwnie, przystrajają się w gałązki i szaliczki o narodowych barwach i zapraszają do środka.
Miasto pełne jest tajemnych znaków, np poniżej fluorescencyjnie wskazane miejsca do teleportacji (chyba).
Miasto pełne jest, mniej lub bardziej dyskretnych, wyznań, miłosnych i sąsiedzkich.

Czas na porządki! W przypadku nagłego, kompulsywnego napadu potrzeby zamiatania zbić szybkę. Nie stosować w przypadku napotkania kapliczki.
Rozumiemy, że przed Wielkanocą wzmaga się potrzeba wyrzucenia choinki [link poniżej] i nieudanych prezentów bożonarodzeniowych. Czyńmy to jednak estetycznie i do lasu raczej jedźmy niźli mielibyśmy szmyrgać na trawnik w stolicy ;).

"Raport z pola walk rodzinnych: Święta, samobój, utylizacja choinki i topienie szynki" [klik] 

Patrząc tęsknie na żurawie, czyniące apartamentowce, na które nigdy nie będzie nas stać, czekamy na powrót bocianów.
Ale czy wrócą? Oby przetrwały w locie do ojczyzny strzeleckie rozrywki  libańskich zbójów  [klik]
Ptasia architektura poraża różnorodnością, zwróćmy np uwagę na luksusową dwupasmówkę, prowadzącą do osiedla domków jednorodzinnych.

Ptasie stołówki kończą działalność.
Czas na odpoczynek, np kawkę z papieroskiem ;)

„Proszę mnie nie pstrykać jak defekuję guamem!” Oh wait, bo to może śnieg?
Snow love.
Ile wiosen musi jeszcze minąć, by skończyła się wojna? By żołnierze na wschodzie szmyrgnęli, jak nasze osiedlowe dzieci,  karabiny w trawę?
 Uszanowania, miejska wiosno.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...