niedziela, 29 kwietnia 2012

Stacjonarka rowerowa czyli rower ścienny


Contrex: agua mineral. 

Znałam kiedyś taką jedną, co to wszystko robiła z wyprzedzeniem i zanim kupiła rower już miała na ścianie przywieszkę do tego roweru, w rejonach podsufitowych niemal - każda życiowa funkcja, choć jeszcze nie wprowadzona w życie, już uwzględniona w projekcie. A jak zrobiła parapetówkę, to  tenże  rower wisiał tamże. Połowa gości umarła ze śmiechu na widok haka solidnego a niedezajnerskiego, za to druga, mniej świeża połowa uznała za absolutnie fenomenalne tak kręcić na wysokościach i Bóg mi świadkiem żałuję, że nie wzięłam telefonu do tego solidnego speca, co jej remont robił, bo dopiero przy drugim śmiałku ten rower spadł. Potem plany zmieniła i zapragnęła roweru stacjonarnego, co to wiadomo, że lepszy, bo można kręcić nie przerywając oglądania seriali i bez kontaktu z zabójczym świeżym powietrzem. 

A skoro już o wieszakach rowerowych mowa, to kilka perełek wieszakowego designu  czyli
Jak powiesić  rower na ścianie, mój panie

Słodki niedzielny poranku!


Całą noc, zamiast spać, czytałam książkę, z rodzaju tych nie tyle super-ambitnych, co mega-wciągających. Jest siódma rano, oczy mam spuchnięte, cerę bladą i z niezdrowym połyskiem. Już o północy leżałam na kanapie jak kłoda i dosłownie czułam jak krew krąży mi w żyłach coraz wolniej, oddech się uspokaja, umysł odpływa gdzieś, jak cała zwalniam, jak samochód toczący się na jałowym biegu. 
Ale nie, nie poszłam spać. Postanowiłam poczytać, godzinkę, maksymalnie dwie. A potem dowiedzieć się, jak to się skończy. Teraz jestem tak zmęczona, że z oczu lecą mi łzy a skurcze mięśni łapią mnie na przemian w różnych miejscach ciała, zupełnie jakby ktoś grał na mnie jak na cymbałkach (najprawdopodobniej Pan Brak Magnezu).
A pogoda dopisuje, ranek taki piękny, słońce wypełnia pokój jakby ktoś wlał do środka słoik bursztynowego miodu, za oknem ptaki śpiewają istne symfonie i wszystko obleka się w ten wiosenny rodzaj zieleni, świeży i soczysty. 

Lubię patrzeć jak te tłuste, włochate bąki próbują z uporem maniaka wlecieć do środka przez zamknięte okna, co i raz zderzając się z szybą – bęc, odbicie i znowu bęc i odbicie, cóż za entomologiczny zapał! Wiosenne bąki, pajęczaki leniwie snujące się po ścianach, czerwone robaki cmentarne uganiające się po chodniku obok dwupasmowej autostrady mrówek i ważki utrzymujące się nieruchomo w powietrzu dzięki miliardom machnięć skrzydeł, które dla nas są tylko metalicznym błyskiem.

Lubię pisać o tej porze. Dzień wydaje się taki zuchwały, świat wydaje się taki przychylny.
:) 


























A żeby było jeszcze lepiej znalazłam niedawno mój podstawówkowy tomik Miłosza, o pożółkłych, luźnych kartkach. Coś mi się wydaje, że się kilka razy nie powstrzymam ;)


(...)
Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamięć rzeczy, które widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.

Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemii odbity.
Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili:
Gwiazdy i róże, i zmierzchy i świty.

Czesław Miłosz, Słońce, Świat (Poema naiwne)

sobota, 28 kwietnia 2012

Rosyjskie drogi dla mizoginów

Skusiłam się na autopromocję i pytam R. czy czasem tu zagląda.
- Ee, to raczej dla bab - słyszę w odpowiedzi.
I mówi to mężczyzna, który po domu chodzi w pantoflach na obcasie ;)

Proszę kiciusiu, czy to wystarczająco męskie?


Zapewne dlatego Rosjanie dosiadający rowerów muszą zbudować coś takiego, aby przeżyć:


Zobaczyć, czy coś nie wjeżdża na skrzyżowanie ZNAD autobusu - bezcenne ;)

Specjalnie dla R.dodam samczą etykietę i co miesiąc będę wrzucać jakieś frywolne wąsiska, a kiedy i na mnie przyjdzie czas... cóż, będę przygotowana ;)/

piątek, 27 kwietnia 2012

Czerstwy muffin

Tylko dziewczyna, jej głos, gitara i szarganie tejże.


A gdyby że zbyt sentymentalnie, to coś bardziej rege i z muffinem w tytule, któregoż to muffina, czerstwego nieco ale jednak darmowego, dostałam wczoraj w kawiarni,  gdzie wyrżnęłam na pysk na mokrych schodach i któregoż następnie skonsumowałam z efektem następującym: boli mnie nie tylko pysk ale i żołądek. W Stanach bym pozwała całą sieć i bez wysiłku została miliarderówką, ale w tym nieludzkim kraju nie zostanę, za to będę pracować do siedmedziesiątki lub nawet dłużej, bo przecież jeszcze nawet nie zaczęłam.
Jakaś nie w sosie dziś  mimo że przed mną weekend.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Jak zareklamować Uczelnię

Rozpadające się ciała, poteleportacyjne bełty, kawa zamieniona w piwo i nieludzkie wrzaski czyli reklamówka australijskiej uczelni. Kto by nie chciał tu studiować? ;)



A tymczasem u nas...   stara baba ma żal w Poznaniu, co najwyżej.

Mujeju! Aż się rwę!

Było żałośnie, to teraz patetyczno-futurystycznie:

No prawie jak Tom Cruise, zaparło mi, co prawda kiszkę stolcową, ale to już prawie jak dech...
Wiadomo, edukacja, dużo niebieskiego być musi. Ale żeby chociaż tradycyjny plisowany ekran to już nie.
............
A tak w ogóle to nie mogę im darować tych Uniwersytetów Artystycznych i Medycznych. 
I tu się zgadzamy z tym panem :

Marmoladę ewentualnie mogłabym wybaczyć, ale Uniwersytetu Medycznego - never!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Ćwiczenia z pudlem czyli dlaczego jednak nie mam psa...

...przynajmniej nie w tym sezonie.
A było już tak blisko. Pewnego dnia G.- fanka resocjalizacji psów bezpańskich oraz zuchwałych porwań ze schronisk - przyznała, że dosłownie w ostatniej chwili zrezygnowała  Z PODAROWANIA mi nowego nabytku, psa marki wyżeł. Ogarnęły mnie zimne poty, bo choć chwila ostatnia mnie uratowała, to jednak musiało przed nią być wiele chwil nieostatnich, w których tego psa mi przeznaczyła, choć nie przypominam sobie w naszych rozmowach jakiejkolwiek emisji zielonego światła dla psiej adopcji, która to przez następne 10 lat będzie mi zjadać pół kilo mięsa i parę ciżemek dziennie oraz domagać się spacerów, odpchleń i gryzaków.
- A dlaczego w ogóle o mnie pomyślałaś? - pytam, nadal w szoku.
- No bo to wyżeł, to DROGI pies jest! 
A! No to wszystko wyjaśnia. Wysoki Sądzie nie mam więcej pytań ;)




"What's your dog up to when it's home alone?"
No właśnie...























A tu miks fiksacji psio-zdrowotnej ;)
Tak myślę, że właścicielom medalowych pudli chyba bliżej do przeróżnych fiksacji niż  przaśnym i zdroworozsądkowym drzewo-przywiązywaczom wiejskich burków.

Poodle Exercise with Humans

niedziela, 22 kwietnia 2012

Cyrk urodzinowy i kłopoty z jedwabną bluzką

Panowie i Panie, cyrk przyjechał do miasta! Kobieta z brodą konta baba z wąsami, frazesologiczny siłacz  w tańcu na stole z powyłamywanymi nogami, akrobatka w paskowanych rajtach do shortów w krattę, połykacze ognistej pizzy do społu z emiterami idealnych kółek z dymu, para z sutereny w zapalczywym pojedynku z duetem z antresoli. Koty, blanty, śpiewy, czterdziestoletnie kredyty, tatuaże na całe plecy. Za to żadnych dzieci, nawet w stadium planów. Czyli zjazd trzydziestolatków plus vat.
Następnie, po domowym prefiksie, nocna wyprawa na stoliczne parkiety, disko-błysko z housową homologacją, gdzie przyklejona do podłogi pokrytej dywanem z tłuczonego szkła i cytryn musiałam przekonywać samą siebie, że poczynili to przedstawiciele homo-sapiens, a nie pawianów marki barbarian.
Młodzież very nie-trzydziestoletnia oddawała się nieujarzmionym zwyczajom godowym albo też podrygom tak niewykwykwintym, że aż powodującym wysypkę z zażenowania, młodzieży trzydziestoletniej udawało się udawać, że się jej chce równie a nawet bardziej i tylko czasem dyskretnie ziewała sobie za kołnierz. Moje myśli zajmowała jakże kobieca kwestia czy moja jedwabna bluzka z tajemniczą metką "Do not wash and iron" przeżyje te nieszpory rozpusty w tytoniowych kłębach dymu oraz czy barman zechce mi spienić o tej nieludzkiej godzinie mleko do latte. Jako że stała ze mną kolejka półżywych i odwódnionych wykolejeńców to jednak nie zechciał. (A ponieważ ostatnio wszyscy wokół mnie twierdzą że mleko trucizną jest, to może i lepiej.)
Natychmiast po powrocie kawę zrobiłam sobie sama i weszłam do sieci zapytać googla, co mam zrobić z zaśmierdzonym jedwabiem, którego nie można uprać. Wersje były różne, a każda mniej optymistyczna od poprzedniej. Ostatecznie postanowiłam rzeczoną bluzkę wywietrzyć, co zaowocowało kilkoma rundkami po ogródku a następnie przymocowaniem jej do wentylatora, podczas gdy stoicko obserwujący mnie M. pukał się ostentacyjnie w czoło (widocznie dość mocno, bo potem rozbolała go głowa).
- Czy nigdy nie uległaś tej romantycznej tendencji spicia się na umór i legnięcia w ubraniu, czy ją już bezpowrotnie utraciłaś? - pyta M., wachlując się bardzo mądrą gazetą.
No, żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym przejrzeć całe roczniki pamiętniczków. Możliwe, że kiedyś uległam (tendencji), ale musiało to być w czasach taniej bawełny ;)


sobota, 21 kwietnia 2012

Światowy dzień Książki. Nie czytaj! Czytaj! Zobacz więcej! Połap się w tym!


Czytaj Zobacz więcej - oficjalny spot

Taaaa, chocia tyle sław to nie wiem, czy mistrzowska wprost przewrotność sformułowania "Nie czytaj więcej" nie zostanie zrozumiana dosłownie, zwłaszcza po scenie z Karoliną Gruszką dostającą histerii w BUWie :/ 
(Bywałam i tak, można tam dostać histerii)
Poza tym same czytelnicze zachowania: podstawianie nóg, wybuchowe torebki, ptaki Szpaki, aktorzy z Klanu nie będący Ryśkiem (widzę postęp w kulturze), Joanna Brodzik w bazarowym szaliczku z grafitti sącząca dyszkantem frazesy o wyobraźni oraz Andrzej Seweryn w szarej strefie.
Hmmmm.

Bardziej podoba mi się już chyba to:
                                                 

W związku ze świętem plany na weekend następujące:














a ponieważ bywam realistką, to  ostatecznie

piątek, 20 kwietnia 2012

Hipsterski mol książkowy

Z okazji Światowego Dnia Książki piosenka.
JULIAN SMITH - I'm Reading a Book


A fejs wokalisty wyjątkowo dostojewsko dostojny.

A tu coś bardziej nigga hippo rapowego, o czytaniu, tyłkiem potrząsaniu i wielu innych dobrych nawykach.
Read a book (Dirty version)

środa, 18 kwietnia 2012

Senne morfowanie

Muszę przyznać, że pierwszy tydzień łykania na noc piguł o nazwie Melatonina (syntetyczny hormon u normalnych ludzi wydzielany w nocy przez szyszynkę - w moim zaś przypadku zagryzany wieczorem kanapką z szynką ;) dawał rezultaty zniewalające.
Uśpiony umysł mój fundował mi oskarowe, pierwsza-klasa skeczo-komediowe senne dramaty, wyciągając z zakamarków pamięci jakieś całkowicie zapomniane, jeszcze podstawówkowe historie. Walka z jetlagiem zamieniła się w ciąg fascynujących przygód nocnych. 
Ale po tygodniu znowu senna jałówka, eh.

O tak mi się śniło, taki przekrój przez znajomych i historię
Women In Art from Philip Scott Johnson on Vimeo.



Mam to po babci ;)

sobota, 14 kwietnia 2012

Tytanic 100 lat później czyli z okazji zatonięcia post wspominkowy

Wiem, że to już drugi post z rzędu na ten sam temat, ale ta rocznica taka okrąglutka - zupełnie jak ja przed rozpoczęciem wiosennej diety - tak więc nie mogłam się powstrzymać...
































 A tu kawałek ze specjalną dedykacją dla A. ;)


Wizualki zatonięcia Tytanika, niestety bez wrzasków Kate Winslet:




Bedę o nich pamiętać za każdym razem, kiedy spróbuję zrobić skłon (ała!)

A gdyby ktoś miał wolnych 40 minut - dokument z Discovery.
albo zajawka Cameron na dnie Rowu Mariańskiego

piątek, 13 kwietnia 2012

Zatonięcie tytanicznej dziewicy plus topniejącego lodowca wspominki

Bardzo popieram takie muzykowanie na świeżym powietrzu, obok glacjału ;)



Już na dniach setna rocznica zatonięcia Tytanika.
W związku z czym ma odbyć się licytacja stuffu z wraku, za jakieś straszne miliony, które następnie nie zostaną przeznaczone na ochronę najbardziej zagrożonego gatunku, czyli lodowych gór właśnie.
Dziś, niestety, nie trzeba nawet na pełnym gazie wbijać się w takową - żaden glacjał nie oprze się naszemu tytanicznemu trybowi życia i sam z siebie się roztopi.
A głupie ludzie będą stać i wiwatować i klaskać:
http://youtu.be/goQtRKEx9Wc?t=34s

czwartek, 12 kwietnia 2012

Po świętach. Do zrobienia jest pinterest!

Jak to cudnie, że ciemno robi się teraz dopiero około godz. 20 i pączki już widać i w ogóle idzie ku pogodowo lepszemu. Jak to fatalnie, że nic mnie to nie obchodzi, bo z wypiekami na twarzy i cała wprost zaśliniona przesiaduję na pintereście i oglądam obrazki. DUŻO OBRAZKÓW.
Oraz na fejsie, ale tylko z tego powodu, że rodzice po rozwodzie z Naszą Klasą postanowili dołączyć i trzeba te kurczaczki podedukować, wzywając co i raz do tablicy ;)

Święta mogę podsumować tylko tak:



















Chociaż początki przypominały negocjacje z jakąś zatwardziałą frakcją w sprawie okupu (zakładnik przeżył).
- Powinnaś umyć okna!
- Ależ mamo, wydrapałam niezbędną ilość brudu, by światło dzienne padało mi na biurko jak również judaszowy widoczek na domofon, by mieć pewność, że wpuszczę właśnie was.
- Musisz posprzątać na klatce schodowej.
(Tu akurat nie dyskutowałam, bo dało się to załatwić w 5 minut. Z dołu schodów wrzuciłam wszystko na górę schodów,  po czym wykręciłam żarówkę. Ha!)
- Musisz zmienić zasłony.
- Ale te zawieszone na Boże Narodzenie nie zdążyły się jeszcze wybru... w sumie dobrze, że mi przypomniałaś, bo chyba muszę w końcu zmienić moją bożonarodzeniową bieliznę!
Temat zamknięty.
Potem w nocy dręczyły mnie straszne koszmary, że Jezus do mnie nie przyjdzie, bo mam brudne zasłony.
Zresztą - zważywszy na moje trzydziestoletnie potrzeby ostatnio - niech lepiej trzyma się z daleka!

niedziela, 8 kwietnia 2012

Łyse jajo czyli męskie święta

Ogólnie rzecz biorąc całe to święcenie jajek to trudna przeprawa dla męskiej części towarzystwa. Już jakiś czas się od tego wymiguję, ale pamięć o tych niemęskich pokrakach zmuszanych przez małżonki do zaniesienia koszyczka w falbankach i z wesołymi kurczaczkami w środku nadal mnie prześladuje. Ta wstydliwa postawa sugerująca kastrację (JA i koszyczek?!), przemieszana z zawistnymi spojrzeniami na dzieła innych
(tamci mają koszyczek okazalszy!) zawsze mnie socjologicznie fascynowała, oddalając myśli od spraw na poły nawet nie-religijnych. Oczywiście NASZ koszyczek zawsze był czempionem, najbardziej wyjechany w kosmos, prawdziwe dzieło sztuki, które z wyrazem wystudiowanej pogardy ustawiałam na stole do święcenia. Trochę mi brakuje tej świątecznej zawiści ;), no ale nie można w nieskończoność karmić tym amicji, conie?



piątek, 6 kwietnia 2012

Perfidia
































Natomiast Nat King Cole miał w tej kwestii inne zdanie.

środa, 4 kwietnia 2012

Stand up Gajosa

O kulturze i sztuce plus uroczy fragment o korzystaniu z bibliotek ;)
Występ sprzed lat ponad dwudziestu, ale jakże aktualny.
(Janusz Gajos - W filharmonii)



Oraz Gajos teściowo-alkoholowy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...