piątek, 27 stycznia 2012

Tip-taping czyli muza piątkowa

Starzejąc się doceniamy przejawy systematyczności i zorganizowanego trybu życia.
Żeby życie miało sens należy np. o ustalonych porach łykać proszki na Altzhaimera ;)
Nie jestem jeszcze co prawda na tym etapie, ale łykanie witamin i minerałów z całego tygodnia w weekend nie przyczynia się nawet do osiągnięcia etapu Altzhaimera...
Wyznaczam więc sobie piątek na postowanie  muzycznych odkryć, co zresztą miało miało miejsce już wcześniej, ale gdy zostało napisane, to już jakby uroczyściej jest.
Jak to mawiał mądry ojciec pewnej koleżanki, który dzięki temu jest szczęśliwym właścicielem kilku kamienic, o które inni  walczą od 50 lat: "Wszystko trzeba mieć na piśmie". Howgh.

 Dzisiaj cudne tip-taping:

środa, 25 stycznia 2012

Świnki złe: SOPA, PIPA i ACTA

Drogie dzieci!
Były sobie (złe) świnki trzy: SOPA, PIPA i ACTA.
Resztę bajki dopisze życie...
















update: co o niecnym akcie ACTY myśli WC.

Zimowy sezon rowerowy



chociaż ogólnie rzecz biorąc ZIMA NIE NADEJDZIE:
http://wyborcza.pl/1,75476,10970719,Zima_nie_nadejdzie.html

niedziela, 22 stycznia 2012

Grampires czyli dzień babci i dziadka na wesoło



Jako produkt matriarchatu w temacie dziadka nie mam nic do powiedzenia. Więc teraz międzynarodowy przegląd babć, czyli
babcia australijska, amerykańska, angielska, kaukazka







...i nasza, swojska, polska. Krajowa, ale stylowa, niemal hipsterska:

piątek, 20 stycznia 2012

Muza miesiąca: Agnes Obel

Melancholijnie, słodko, ujmująco.
Do tańca i do różańca, chociaż w sumie kto teraz używa różańca?
Więc napiszę raczej: korale ;)



Agnes Obel - Just So (official)


Agnes Obel - Philharmonics

czwartek, 19 stycznia 2012

Dokąd zmierzamy?

Skąd pochodzimy już wiem, karmiąc się na zmianę filmami dokumentalnymi o Darwinie oraz wizją 7-dniowej umowy o dzieło na stworzenie świata, ale dokąd zmierzamy? Oto jest pytanie.
Z takim tyłkiem, nawet czarno-białym, zmierzałabym na imprezę w dość grzesznym celu ;)



Jak to mawiała pewna moja koleżanka  (zanim sprawa na skutek wieku i dużej ilości ciastek się nie zdezaktualizowała):
"Mojemu tyłku nic nie brakuje!"
No i trzymajmy się tej wersji, amen.

Przynajmniej zanim nie nastąpi to:






















czyli zanim nie zjemy Aktivi, lub może po tym jak zjemy, nigdy jakoś nie dotrwałam do końca ich reklamy, żeby się dowiedzieć, hm.

wtorek, 17 stycznia 2012

Prawda czasu, prawda ekranu. Nowa jakość czerni.

Jako regularnemu użytkownikowi produktu o nazwie Perwoll Black Magic, bardzo mię to intro zaintrygowało.
Nowa jakość czerni.
Kominiarzom oko zbieleje. Michael Jackson zbladłby...  zostawmy zresztą biedaka, którego nic nie przebije.



Gęsta jak smoła czerń zrobiłaby dużo większe wrażenia gdyby nie obowiązkowo kiczowate wstawki z wybuchającymi płomieniami, jak ze starego Jamesa Bonda (tego z żenująco niewidzialnym samochodem). Teoria, że wszystko da się zepsuć, to w hollywódzie religia bardziej popularna niż scjentologia.
No ale poza tym git.
Postaram się wywiesić przed tym czarny odłam prania, żeby zawstydzić je z powodu blaknięcia.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Kolor oczu a kobiece matactw możliwości

Jakie to smutne, że dzisiejsza kobieta dzięki zdobyczom techniki musi raczej rodzić i wychowywać dzieci mężczyźnie z którym aktualnie żyje, a nie jakiemuś innemu, o lepszym genotypie choć gorszym zapleczu uczuciowo-finansowym. 
Niby możemy już chodzić w spodniach i dano nam prawa wyborcze, ale nadal na tych samych stanowiskach nie zarabiamy tyle co nasze męskie odpowiedniki, no i nie możemy przebierać w genotypach jak w ulęgałkach, bo dzięki testom DNA sprawa może się w końcu rypsnąć na pysk. Bo niestety można to sprawdzić, zakwestionować i mieć sprawę w sądzie. I mimo różnych sztuczek nadal przerywamy z Photoshopem i z własną łazienkową wagą.
Więc bilans kobiecych możliwości wychodzi średnio.


A tu bardzo użyteczna możliwość sprawdzenia oczu potomka - eyecalculator:
 http://museum.thetech.org/ugenetics/eyeCalc/eyecalculator.html

sobota, 14 stycznia 2012

Dzieciństwo na tle śniegu

Wstałam dziś wyjątkowo wcześnie jak na mnie i jak na sobotę.
Śnieg.
Chociaż możliwość, że pobliski Super-Sam Społem postanowił pozbyć się zapasów przeterminowanego twarogu jest równie, a może nawet bardziej, prawdopodobna. Więc sprawdziłam - jednak śnieg.

Zrobiło mi się sentymentalnie, więc wrzucam trochę kids-inspired muzy:



Nie ma to jak podręczyć trochę dziatwę;)
zanim dziatwa zacznie dręczyć śnieg, na co ma - sądząc po możliwościach przyspieszającego globalnego ocieplenia - jakieś 4 do 5 godzin, przed przemianą wyżej wspomnianego w błotniście-solną breję.



Szkoda, że już nam się nie chce robić na śniegu orłów ani bałwana, wystarczy włączyć i mamy jedno i drugie w tv, a każde obchodzi nas tyle co zeszłoroczny śnieg.

piątek, 13 stycznia 2012

Piątek, trzynastego

Nowy Rok się nie cacka i od razu w styczniu przechodzi do ciężkiego kalibru, serwując nam feralny piątek.

środa, 11 stycznia 2012

Drużyna amalgamatowej plomby na biegunie czyli słodka recenzja"The Thing"



„The Thing” czyli „Coś” czyli kultowy film mojego dzieciństwa z Kurtem Russelem owłosionym jak niedźwiedź polarny doczekał się prequela. Myślałam co prawda, że sequela, ale nie (zresztą co za różnica, prequel, sequel - jak przedobrzymy zabawę, to zawsze jedną z dwóch stron wyjdzie ;). Myślałam, że zdołam ów wstydliwy fakt obejrzenia prequela zataić, ale dziarski Pingu spowodował przerwanie tej imitacji milczenia w temacie Cosia.
Nowy „Thing” jest efekciarsko o wiele bardziej oczywiście zaawansowany i oko pieszczący, niemniej kosztem dramaturgii, kosztem procesu budowania napięcia i paranoi  i nieskończenie krwawych rozważań o istocie człowieczeństwa i niebezpieczeństwach jej imitacji.
Oczywiście główną bohaterką została tym razem kobieta. Aż odetchnęłam z ulgą, że nie gej w różowych spandeksach.
W nowym Cosiu jest również wiele dowodów na zgłupienie – w ciągu ostatniego trzydziestolecia – społeczeństwa amerykańskiego. Tak jak w wersji z 1982 roku imitację człowienia rozpoznać można było po prymitywnym, ale jednak, krwi badaniu, tak w wersji zeszłorocznej jest to obecność amalgamatowych plomb, ponieważ z jakiegoś powodu cywilizacja obca, która przybyła tu super nadświetlnym, mega-wypasionym statkiem międzygalaktycznym, przy próbie imitacji plomby amalgamatowej dostaje zatwardzenia i skrętu kiszek, heh.

Dobra nowina dla tych (czyli np. mię), którym po czasach podstawówkowych został w paszczy jakiś amalgamat. W razie niezapowiedzianej wizyty - rzut oka w rzeczoną paszczę i jestem zakwalifikowana do drużyny rodzaju ludzkiego. Tylko kamień nazębny wypadałoby usunąć. A może lepiej nie? Może w części trzeciej i kamień okaże się decydujący? Żaden tam filozoficzny, tylko nazębny, bo to w końcu wytwór science-fiction jest.

Jakby nie było, w czasie gdy my uwijaliśmy się jak mróweczki przy Stanie Wojennym, filmografia amerykańska kręciła historię niezbyt udanego randez-vous z obcą cywilizacją, żeby po kilku dekadach nakręcić je znowu, dokonując fabularnej fuszerki.

Wracając jeszcze do tematu amalgamatu – dosyć mam niesprawiedliwego potraktowania tego surowca w amerykańskich filmach. Gdyby zaciukano mnie na wycieczce w Stanach, patolog sądowy bez cienia wątpliwości mógłby stwierdzić, iż jestem rosyjską prostytutką - ponieważ rosyjskie prostytutki nieodmiennie identyfikuje się po amalgamatach w zębie. Ewentualnie - w wersji męskiej – identyfikuje się tak ukraińskich sutenerów. Tymczasem materiałowi, który trzyma się w gębie 20 lat bez żadnego „przepraszam, wypadam” należałby się chyba jakiś większy szacunek i bardziej szacowne skojarzenia.

A tu krótki materiał z kręcenia wersji z 1982r:

Bio telefoniczna stymulacja

Dzwoni telefon, w słuchawce jakaś istota żeńska bez życia i przekonania namawia mnie na darmowe badanie w Poliklinice X. Jakbym słuchała premiera – mówi i mówi, a nic konkretnego z tego nie wynika. Na koniec wisienka:
- Jest to badanie bezinwazyjne i nie trzeba się do niego rozbierać!
- Za darmo i tak bym się nie rozebrała – odpowiadam. – Ale proszę mi podać jakieś konkretne informacje. Czy to forma prześwietlenia, rezonansu, skanera medycznego?
- Jest to – słychać szeleszczenie – Bio.Stymulator. Fotonowy.
I bio i foto. Mujeju.
- Aaa! – mówię ze swadą znawcy - tylko czy aby ten diagonalny? Bo widzi pani, te wcześniejsze wersje miały tendencję do błędnej kalibracji obrazu in spe.
Podśmiewam się dyskretnie, zakrywając ręką słuchawkę.
- Wydaje mi się – odpowiada po chwili istota żeńska – że diagonalny.
Tak więc zapisuję na badania mojego tatę, bo mi ostatnio podpadł.

wtorek, 10 stycznia 2012

Pula ulęgałek czyli syndrom staropanieństwa




O mamusiu. Punkt graniczny, zwany też dla niepoznaki (aby odciągnąć naszą uwagę od doczesnych spraw kurczącego się rynku małżeńskiego) wiekiem chrystusowym - zbliża się nieubłaganie.

Jednak każdy fan recyclingu powinien braniem z odzysku się zainteresować.















Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Ja na-ten-przykład od lat jestem zaręczona z kawą i papieroskiem.


A zresztą po co się martwić w czasach, w których dzięki zaawansowanym technikom naciągania starej skarpety, zwanej onegdaj facjatą, można wyglądać tak w każdym wieku:



poniedziałek, 9 stycznia 2012

Pełnia

Dzisiaj pełnia, niestety tylko księżyca ;)





























więcej kwadr i nowiów na wędce: pixheaven.net

piątek, 6 stycznia 2012

Niesforne ciała części

Absolutny hit, nie wiem czemu daję go dopiero teraz, jako że zakończyłam już nawet nieufną fazę dyskretnego czuwania nad stanem harców moich palców i innych części ciała w czasie nicnierobienia albo czytania.
"Niech uschnie prawica moja! Niech przylgnie język mój do podniebienia!" albo " Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa" - mówiła swojego czasu najpopularniejsza książka w Europie. 
No i miała rację, monitoring jest absolutnie konieczny.


środa, 4 stycznia 2012

Cywilizacja Majów idealnym planem na wygranie Euro 2012 plus Noworoczny Koncert Życzeń

Abyśmy niepotrzebnie nie żyli w strachu kolejnych 11 miesięcy, telewizja już dziś (tzn.wczoraj)  raczy nas dokumentem o kulturze Majów i spodziewanym na 21.12.2012  nie tyle końcu świata (co jest określeniem  popkulturowo umajonym), ile o spodziewanej katastrofie klimatycznej, która swoją skalą nie przyczyni się do naszego dalszego przetrwania.
Jako dziecko Majów miałam w małym palców, bardzo mnie ta kultura interesowała, a zwłaszcza wyrywanie serc, które przemawiało do mnie bardziej niż ich łamanie na łamach Emilki ze Srebrnego Nowiu i Ani z Zielonego, która to znajomość tematu nastąpiła dopiero później, w ramach prób przystosowania do świata dziewczęcej grupy rówieśniczej. Majowie z powodu braku prób przystosowania nie przetrwali. Kulturą Majów przestałam się interesować z powodu wystąpienia objawów zdrowego rozsądku uznając, że i tak  nigdy nie uda mi się pojechać i zobaczyć na własne oczy cywilizacji, która tak lekką ręką rozrzucała po schodach świątyń narządy, które z takim patosem się teraz transplantuje. 
Mur w Berlinie runął i zasypał ostatecznie tę fascynację (w sensie czasowym, a nie dosłownym oczywiście)
Acha, krótkotrwale była też inklinacja do Inków, po której pozostał tylko zwyczaj picia Inki. Heh.

Dziś jednak postanowiłam sobie przypomnieć dawne dzieje i ich współczesną interpretację, również w ramach przekonania, iż nadawanie dokumentów to jedyna sensowna misyjność, jakiej telewizja publiczna powinna się oddawać. Niestety poziom dokumentu wpędził mnie (w dość krwawy zresztą) sen.

Kilka majowych rozwiązań wydaje się jednak bardzo na czasie, zwłaszcza przed Euro 2012 – w kulturze Majów po meczu piłki nożej kapitanowi przegranej drużyny ucinano głowę.
Ot i jest rozwiązanie, żeby nasi w końcu się zmobilizowali.

Natomiast jako patriotka 1 stycznia poczułam się zobowiązana wysłuchać kilku polek. Ostatecznie walców. Czyli obejrzeć transmisję Koncertu Noworocznego w Złotej Sali Wiedeńskiego Towarzystwa Muzycznego (transmisję z Sali Srebrnej bym rzecz jasna olała)
Polki skoczne, co po sylwestrowym zgonie jest rzeczą istotną, zwłaszcza w niedzielę o północy, kiedy to transmisja ma miejsce ;). Sam koncert okraszony cudnym chórem małych chłopców, który w dobie takiego rozwoju pedofilii wydaje się całkiem na miejscu. (Skoro mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje, niech i pedofilom złagodzi, ukazując nowy kontekst małych chłopców zastosowania). Plus aksamitny głos Bogusława Kaczyńskiego z offu, który to Bogusław (zmora muzycznego ukulturalniania w dzieciństwie) okazuje się jeszcze żyje.

Nie minął tydzień Nowego Roku, aż już dwa razu kisiłam dupsko przed telewizorem. Zgroza.

wtorek, 3 stycznia 2012

Atomowe kwiatki oraz kwestia globalnego ocieplenia

W styczniu, jak to w styczniu - żeby było smacznie i ładnie,  zerwałam na ogródku trochę rukoli do sałatki oraz kwiatków do wazonu. Teraz powinno nastąpić takie ZZZZ i agent Mulder lub inny Wołoszański powinien z offu wyszeptać, że coś jest nie tak, że jakieś to podejrzane, że przeczy to naturze oraz urąga historii. A jednak. Część cywilizacji pozamykana w blokach może nie mieć tego rodzaju ekologicznych obaw, mnie jednak czasem dopadają. Ponieważ jednak nie mam szczelnych okien  globalne ocieplenie poniekąd trochę mnie rajcuje. 
Co do tych kwiatków, to rzeczywiście jakaś wyjątkowo atomowa odmiana - trwała i niezniszczalna. Miały być jednoroczne, ale z żelazną konsekwencją wyrastają w tym samym miejscu już od trzech lat. A może to kwestia jakości gruntu? Zastanawiam się, czy nie powinnam zjeść trochę ziemii, na której rosną.

No i pośpieszam zaparzyć trochę ziółek, póki mi wolno, póki nie zrzucono ich jeszcze do jednego worka z maryśką:





















Całość materiału  tutaj:

http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/unia-europejska-zakazala-ziololecznictwa

Zawsze wiedziłam że z bandyty Dziurawca to niezłe ziółko jest! Miłorząb wcale nie jest taki miły, a żeńszeń powinien być zakazany już ze względu na samą pisownię ;)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Plan pięcioletni wykonany

O mamo! Archiwalna kolumienka po prawej mówi mi, że to już piąty rok idzie, jak bloga prowadzę.
W tym czasie mogłabym nauczyć się prowadzić coś bardziej praktycznego, np. auto; odchować dziecko do stanu minimalnej użyteczności, w którym przynosiłoby mi samodzielnie zrobioną herbatę (co w całej tej instytucji macierzyństwa interesuje mnie najbardziej) oraz wycieszyć się posiadaniem i pochowaniem psa (małego mogłabym niechcący rozdeptać, duży żre za dużo mięsa, a statystyczny średniej wielkości pies żyje około pięciu lat właśnie)
Niestety, przepadło.





















Tyle w kwestii nieścisłości czasowej, jakby co.

Szczęśliwej nowej godziny

Szczęśliwego Nowego, w skali odpowiadającej indywidualnym zapotrzebowaniom ;)


by Marek Raczkowski

niedziela, 1 stycznia 2012

Chata Leśnego Dziada

Kopciuszek powrócił z Sylwestra i zastanawia się nad otwarciem firmy szwalniczej, bo w domu ma jakieś 100 miliardów igieł.
A było tak: jako, że nie planowałam posiadania świątecznego drzewka, zaopatrzyłam się, dzięki zachodnim technikom marketingu proszonego zastosowanym na pobliskim bazarze w multum gałęzi do zastępczych stroików, wieńców i bukietów. A potem niespodziewanie wpadł do mnie z choinką padre. W związku z tak znaczną ilością igłowej zieleniny obejście moje przypomina chatę leśnego dziada, co miało swój czar, dopóki igły nie rozpoczęły swojej leśnej diaspory. WSZĘDZIE.
Dzisiaj obudziłam się z jedną w miejscu wysoce niestosownym...

Więc już za chwilę będzie tak:



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...