niedziela, 31 stycznia 2010

Oczopląs

Przed wyjściem z domu muszę założyć soczewki. Żeby je odszukać, muszę najpierw założyć okulary. W tym celu muszę je znaleźć. Najczęściej znajduję okulary będąc w soczewkach.


Opticana Campaign

Wiele się zmieniło w okulistyce od czasu mojego ostatniego zamówienia internetowego. Butelki z płynami dezynfekującymi zrobiły się przeźroczyste w celu zaocznej infiltracji poziomu płynu, a foremki do trzymania szkieł wzbogaciły się o brajlowskie znaki odróżniające stronę lewą od prawej.
Tylko po cholerę niewidomym szkła kontaktowe?
Zapewne to jakaś niewidoma gejowska jeszcze mniejsza mniejszość wynegocjowała.
No nie widzę inaczej :)

piątek, 22 stycznia 2010

Zimna w domu

Lodowa tkanka w postaci szponiastych sopli dostaje się przez szczeliny do wnętrza domu i spowija tereny parapetowe, niczym w syf horrorach o wojnach światów obsadzanych scjentologami.
Olaboga, co to będzie! Tymczasem spędziłam trochę czasu u przyjaciółki, która ma ciepłe lokum gdzieś na północy, w okolicy Bielan (idealne miejsce na wypoczynkowy weekend o tej porze roku).A byłam w towarzystwie moich 7 wełnianych swetrów, zdejmowanych kolejno, każdy mniejszy od poprzedniego (efekt Matrioszki a zarazem Królewny Śnieżki)

środa, 20 stycznia 2010

BREWiarz

Jako córa pani doktor od chemii, której to brwi doszczętnie wypadły w czasach doświadczeń w laboratoriach (może gdyby miała partyjną legitymację, to nie ominąłby ją przydział na eksperymenty mniej wypadliwe, heh) oraz z-dziada-pradziada-krzaczastego ojca, jestem dość czuła w temacie owłosienia brwioocznego. Nic mnie tak nie rusza, jak ktoś, kto potrafi protekcjonalnie podnieść brew w oddźwięku na czyjąś głupią wypowiedź, przy pozostawieniu reszty wyrazu twarzy w stanie absolutnej skamieliny. Mniam. Albo gość, który patrzy spod rzęs, jak zbir zza krat. Ua. Albo ludzie, którzy nie ugięli się przed estetycznymi kanonami naszych czasów i dumnie obnoszą po ulicach swoją monobrew.

Ostatnio całkiem przypadkowo znalazłam w necie szablon do tworzenia brwi. Żadnego żmudno-trzebatowskiego rysowania z naciąganiem, przykładasz szablon, sprayujesz i masz. Są brwi a la Sharon Stone, Gwyneth Paltrow , Catherine Zeta-Jones, Drew Barrymore czyli: możesz mieć każdą z nich – na oku (wydawnictwo Bauer) i nad okiem, a jakże. Jest też dział męski – jak uzyskać brew absolutnie i bez wątpliwości - męską.
Zestaw 50 dolarów. Coś mi się widzi, że taniej będzie skorzystać z odwróconego logo Nike. I uzyskać sportowy wyraz twarzy, przydatny zwłaszcza, jeśli nie mamy sportowego rodzaju sylwetki.




Co do reklamy Eyebrows Cadbury – wystarczy pokazać cokolwiek zabawnego, żeby sprzedać cokolwiek innego. Związek przyczynowo-skutkowy, bądź też, od biedy, logiczno-semantyczny – nieobowiązkowy.

niedziela, 17 stycznia 2010

Thorgal zdywersyfikowany

Thorgal jest dla mnie komiksowym archetypem męskości z czasów bycia małą dziewczynką (mój tato się nie sprawdzał). Nieco później pałeczkę archetypizacji przejął poniekąd Lobo, ale tylko Bisleya ;) I to w czasach, gdy nie mówi się komiks, tylko powieść graficzna!
Zły humor miewaszy myślę o obsadzie do filmu fabularnego (czy moje pokolenie tego dożyje? Jak pragnę Boga Thora). Były jakieś plotki, że ma się za to wziąć Disney i poczynić drugą, tyle że b.wikingową, Pocahontas. A teraz znajduję newsa, że prawa do produkcji wykupiła polska firma East Pictures SA, która, co niezbyt optymistycznie rokuje, wyprodukowała ‘Ciacho’ oraz, co rokuje wręcz tragicznie, na swojej stronie pełnej brutalnych literówek serwuje min. takie oto złote myśli: ‘Naszym celem jest tworzenie wartości dla Akcjonariuszy poprzez inwestowanie w zdywersyfikowany portfel projektów oraz produkcji filmowych.’ I w co drugiej planowanej produkcji obsadza Gary’ego Oldmana. Heh. W roli reżysera Thorgalowych przygód ma się odnaleźć Patryk Vega (chyba tylko przez nazwisko, bo Thorgal też pochodzi z innej konstalacji). Generalnie źle to wygląda. Zawsze marzyłam o tej ekranizacji, a teraz marzę, żeby jej nie było, bo popłuczyn po ‘Wiedźminie’ żaden fan nie zdzierży.
No i Thorgala może zagrać Więckiewicz. Albo Karolak :)

sobota, 16 stycznia 2010

Ulubione słowo miesiąca: zaspa

Trzy drzewa przed domem połamane pod naporem śniegu. W tym jedno totalnie pechowe, scherlałe i ledwo stojące, w które kilka sezonów temu wyładował się piorun. Biednemu zawsze wiatr w oczy, jak to mówią. Albo piorun w gałąź.
Nawiasem mówiąc wiem co czują te drzewa, w końcu sama też uginam się pod naporem dwóch zasp. Eh. I za względu na niehigieniczny tryb życia na okrągło jestem zaspana.



Piękne makro Patricii Rasmussen

czwartek, 14 stycznia 2010

Przyjęli mnie do ZASPu ;)

Wyszłam z domu i zapadłam się po pas, a przynajmniej po kolana. Cudo - biale, twarde i grudkowate, jak serek wiejski, a miejscami delikatnie sypkie jak puder z kabuki. Znowu, jak w czasach podstawówkowego dzieciństwa, gdy z powodu opadów odwoływano zajęcia. Wyruszam do sklepu przez nieodśnieżone osiedle – niczym syberyjski uciekinier z ‘Innego świata’. Z daleka pewnie wyglądam jak pijana, gdy tak tanecznie walczę z zaspami, wymachując siatami dla utrzymania równowagi.
Światło odbija się od śniegu, wszystko odbija się od śniegu, bo zasięg mam jak nigdy, internet działa non stop.
Tak więc biathlonuję, mijając po drodze odkopujących maluchy mieszkańców osiedla.
- Zima znowu zaskoczyła dozorców – wymieniamy uwagi i perwersyjne opisy, co też zrobilibyśmy Hani G-W, gdy na miasto spada śnieg. Nie zatańczylibyśmy z nią walca, o nie.
W zeszłym tygodniu sportowcem roku została pozioma narciarka, żaden tam podniebny skoczek, plebejska bohaterka zasypanych mieszkańców miast i wsi. Wracam na ogródek, odciskam orły i motyle, tarmoszę i znieświeżam śnieg na wszelkie możliwe sposoby, jednorazowe dziecko szczęścia. Potem robię sobie mini plażę – na chodniku przed posesją wróżka z MPO zostawiła kuferek z piaskiem. Wbijam nieco już zgniłą letnią parasolkę, piłka plażowa z piwnicy i gotowe. Mała zapowiedź lata.
Jednak po solidnym odśnieżeniu chodnika zapał do harców ewidentnie mnie opuszcza. Co za dużo to nie zdrowo. Jestem głodna jak wilk i umordowana jak myśliwy (co mu się na międzygatunkowym odstrzale cyngiel zaciął). Robię sobie majonezowe zaspy na kanapce. O mamo! Już dwie godziny nie było mnie na fejsbuku! A jak mnie coś ominęlo? Hehe. (A niektórzy tak mają ;)


Zebranie drogowców w sprawie pozwania Hanny G-W.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Face a book and join Freligion

O mamusiu! Gdzież twoja spódnica, żeby się jej uczepić...



"Przeciętny użytkownik spędza na Facebooku nawet 5 godzin i 46 minut miesięcznie!"

Dziwne dane. Ostatnio siedziałam u P. i jestem pewna, że 5 godzin dziennie (+ 46 min na wylogowywanie i zalogowywanie)

A to coś dla mnie:


Choć nie chodzi mi bynajmniej o coś takiego:


Siedzę gdzieś na serwerze obok najmodniejszej religii świata i tyle mam na ten temat do powiedzenia...

sobota, 9 stycznia 2010

Maczomo w reklamie

Village people w sterowcu omo. Nie przekonuje mnie typ męskości uzyskany przez nacieranie oliwką przez 10-osobową ekipę techniczną.A gdzież nonszalanckie sierściuchy?
Bezpretensjonalnie skołtunione aż po cebulki? Ostatnio na imprezie widziałam rówieśnika z wąsami, po raz pierwszy od 3 lat, a były to wąsy świadomie i stylowo wyhodowane, żaden tam objaw przekrętki hormonalnej u starej baby.
One były pod nosem kolegi, a ja byłam pod ich wrażeniem.)



I jeszcze ten szlochający rubik na dokładkę. O mamo, omo.

środa, 6 stycznia 2010

Sztach mat

Chcę rzucić palenie. Znowu. Właśnie wypaliłam 20 fajek (9zł/ paczka, za które mogłabym kupić pakowe Klimtorum pauperum). Robię sobie test na stronie organizacji która profejsonalnie, za unijne pieniądze, ma pomagać Polakom w rzuceniu palenia i ogarnięciu się po tym przykrym fakcie. Zaznaczam wszystko sumiennie.
Wynik: Jesteś palaczem okazjonalnym, można powiedzieć, że nie jesteś wcale uzależniona (...)
Oczom nie wierzę. Chyba wysypałam się w pytaniu: W jakim czasie po wstaniu z łóżka wypalasz papierosa? Bo nie zaznaczyłam, że w ciągu godziny. To, że po południu wypalam 1-2 paczki nie czyni mnie najwyraźniej nałogowcem. To świetnie, widzę jasne strony takich założeń. Organizacje czynią swoją powinność, palaczom poprawiają się humory a Philip Morris nic na tym nie traci. I wilk syty i owca cała. I rak też cały i syty – w owcy. Miodzio.

Logo organizacji- przed i po liftingu:

wtorek, 5 stycznia 2010

Ekologia w Empiku

Stoję w kolejce do kasy. Pytam pana Empikowca za ladą o cenę torebki z papieru pakowego, z rysunkiem Klimta.
- 9 zł – mówi pan i oceniając moją minę (chyba uczą ich tego na kursach) sprawdza też mniejszego torebkowego Klimta. – 8 zl.
- Eeee – mówię zdegustowana, podczas gdy pan w kolejce za mną, wachluje się od niechcenia złotą visą. – A ile kosztują torebki pakowe bez Klimta? – pytam więc.
- 7 zł – mówi sprzedawca. Upadam na samo dno i każę mu sprawdzić cenę pakowej torebki bez sznureczka – samej, gołej torebczyny z papieru pakowego. – 6 zł – mówi.
- Rany boskie, toż to przecież papier pakowy!
- No wie pani, dbamy o ekologię.
Decyduję, że nie bedę pakować powieści wydrukowanej na papierze toaletowym za 30 zł w torebkę pakową za 9 zł, bo to obraziłoby i autora (już obrażonego przez wydawcę materiałem, na którym go wydrukowali) i Klimta, który zapewne nie marzył, żeby pośmiertnie podbijać ceny ekologii w Empiku.
Płacę, dostaję rachunek. Sprzedawca ładuje książki do darmowej plastikowej siaty ze złotymi nadrukami.
– Ponoć biodegradowalna – mówi i śmiejemy się. Panu z Visą będzie pasować kolorystycznie. Klimtowi też by bardziej pasowała.
Tyle w kwestii ekologii w Empiku.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Para BUCH! oraz jak określić pozycję społeczną na podstawie posiadanego papieru toaletowego

Byłam wczoraj w odwiedzinach u bardzo przyjemnych ludzi. Poznanych co prawda już wcześniej, ale tym razem antropologicznie obserwowanych w ich środowisku naturalnym (meble na zamówienie, chromowana lodówka, naprawdę oldskulowa choinka w stylu rustykalnym i conajmniej trójwarstwowy papier toaletowy. Rispekt. W mieszkaniu można zapalić. Pokłony.) On jest dość niepozorny, choć bardziej w sensie imidżu niż wzrostu (plus dobrze gotuje ), a ona to matryca wszystkich kobiecych zalet i atrybutów: piękna, ciepła, stonowana, elegancka. Wygląda też na to, że mądra, ostateczny cios w moje małe atroficzne serduszko. Powinno się ją porwać i sklonować i wyeksportować w świat jak Nałęczowiankę. Wysłała potem do mnie zaproszenie do zataczowania się jako friend na fejsbuku. Chyba dam na mszę!


Kwestię społecznej pozycji znajomych na podstawie serwowanego w toalecie papieru toaletowego naświetliła mi znajoma z dobrej, mieszczańsko-poznańskiej rodziny.
– Lambi to Rolls-Royce wśród papierów – oświeciła mnie. Nie powinniśmy dać się zwieść Velvetovi czy innym takim. Wyjaśnia to tajemniczą z pozoru kwestię czemu zatrzymała się u mnie tylko raz – mojemu tyłkowi wystarcza bowiem szarogazetowy papier wiele mówiącej marki „Serwus”. Wyobrażam sobie, że właśnie dzięki Serwusowi mogę niemal bezpośrednio podetrzeć się wszystkimi przemielonymi „Naj”, „Rewiami” i „Życiami na gorąco” czyli wejść w intymny kontakt z koncernem Bauer. Natomiast w gościnie u bardzo oświeconej ekolożki (segregacja śmieci, organiczne bawełny i nie-jemy-tuńczyków-z-puszki) doznałam szoku widząc papier perforowany w listki i zadrukowany dwukolorowymi kwiatuszkami. Jak ekologia ma się do oferowania tyłkowi kolorowych kwiatków, w produkcji których do środowiska przenika tyle spoiw, żywic, rozpuszczalników i metali ciężkich? Oto jest pytanie.
Ekologia jest megaważna, dopóki nie dochodzi do starcia z własnym tyłkiem.
Co napisawszy wkręcam ostatnią znalezioną 100 watową żarówkę. Kiedy się wypali, zrobię jej nie-ekologiczny pogrzeb w ogródku, na pamiątkę odchodzenia do lamusa starych czasów.

sobota, 2 stycznia 2010

Sylwestrowowa stomatologia

Sylwester
Dla osoby, która na imprezę wkracza zazwyczaj po godzinie 00.00, Sylweter jest utrapieniem. W tym roku udaje mi się dotrzeć, dzięki przyjacielskiej pomocy i mobilizacji oczywiście, na 23.00. Po drodze jestem częstowana przez rozochoconą młodzież w autobusie narkotykami oraz mimo odmowy entuzjastycznie z autobusu wyciągnięta („Nie ma mowy, idziesz z nami!”) Odmawianie jak widać sprzyja podbijaniu naszej atrakcyjności. Niestety moja kreacja nie dorównuje normom moralnym, bo spódnica, gdy idę, w jakiś tajemniczy sposób zwija się i wjeżdża mi niemal pod szyję. Przez 5 przystanków uśmiechnięty autobus przygląda się dyskretnym próbom odzyskania przeze mnie godności. Na imprezę znowu wchodzę ze spódnicą w górnych rejonach, no i cóż, nie pozostaje mi nic innego jak udawać, że taki właśnie był stylistyczny zamysł. 23.00 to godzina w której wszystkie eurydyki są już ‘zrobione’, a orfeusze pijani. Od razu zaczynam być niczym balkonowa pelargonia przypadkowo oblewana piwem, colą oraz wódką, na końcu ktoś w pijanym widzie popycha mnie na lodówkę, do której się przyklejam. Tak więc, mimo iż jestem tam prawdopodobnie jedyną trzeźwą, wyglądam na najbardziej zalaną. No i ten mój kamienny wyraz twarzy, uzyskany przez przedawkowanie znieczulającej maści na ząb („Lepiej zjeść niż zachorować niżby miało się zmarnować” jak to mawiał o kwestii zapasów śp. dziadek - natomiast parafrazą w wersji medycznej „lepiej wsmarować, niżby miało się zmarnować” ryzykujemy kompletnym paraliżem facjaty). Zajmuję się więc robieniem kompromitujących zdjęć, które po surowej estetycznej cenzurze za 5 min znajdą się na Facebooku. Szampan. Najczęstsze życzenia noworoczne: „Żeby ten rok był 1000 razy lepszy niż poprzedni”...eheh... Ludzie albo są tak zepsuci nawałem promocji, albo nie mają organicznego pojęcia o podstawach mnożenia.
Impreza życia.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...