wtorek, 11 września 2012

Książka kontra audiobook oraz taśmy prawdy czyli każdy ma takiego audiobooka na jakiego zasłużył

Koleżanka blogerka A. zadaje pytanie: audiobook czy książka. No wiadomo – książka li tylko. Strasznie mnie denerwuje, jak się wysłuchane książki zalicza do książek przeczytanych. CZYTANIE to jest wtedy, kiedy się spojrzenie ślizga po kartkach, kiedy się wzrok plącze w szeryfach czcionki. No ale komu się kiedyś rozpadła w rękach klejona kniga albo kto się chował na radiowych słuchowiskach, a skończył z dzierganymi robótkami jako hobby, to może go taki audiobook kusić. Oraz być może komunikacja miejska temu sprzyjać, chociaż osobiście już chyba wolę sobie wzrok zmęczyć niżli wśród warkotu silników mieć na poziomie decybelowej hekatobomby zapodawaną w uszy dawkę opowieści, której i tak nie mogę należycie w tych warunkach docenić. A cokolwiek jeślikolwiek dziergam to najbardziej lubię jednak ciszę albo historie, które sama sobie opowiadam (bo niestety cierpię na taką przypadłość czasami ;). I tu bardzo żałuję nie posiadania dyktafonu, chociaż może wtedy to nie byłoby to samo. M. puścił mi niedawno trochę nagrań ze swojego zaawansowanego technologicznie telefonu, który – jak się okazało -  dyskretnie zostawał czasem ze mną w kuchni, kiedy pichciłam (telefon, nie M.). No i co się okazało? Gdybym mężczyzn uwodziła tak słodko i zmysłowo jak zarzynane warzywa to należałoby mnie odznaczyć medalem Madam Padam Pompadour. Gdybym zaś ludzi obrażała tak twórczo jak środki spożywcze, które współpracować nie chciały, to mogłabym zyskać wśród nieprzyjaciół co najmniej duży szacunek.
Mój ulubiony kawałek jednakże to powstały przy gotowaniu ziemniaczków pięciominutowy utwór pt ‘Ziemniaczki’ gdzie rzeczona fraza recytowana jest przez mnie głosami różnych celebrytów i postaci z kreskówek takoż wpleciona w znane i kultowe filmowe dialogi i scenki. Czy to oznaka werbalnej nerwicy w niesprzyjającym środowisku (kuchnia) czy podświadomej tęsknoty za audiobookami? 
Jak by nie było ziemniaki w mundurkach bardzo polecam.

9 komentarzy:

  1. Audiobooki nie wyprą książek, tak jak telewizja nie unicestwiła radia, ani kina. A jednak mają swoje zalety, na przykład można ich słuchać w samochodzie. Jest tylko ten problem, że lektor musi być mistrzem, inaczej denerwuje słuchacza. Każdemu kto pogardza audiobookami, polecam spróbowanie Mistrza i Małgorzaty czytanego przez Henryka Boukołowskiego. Nie można się nie zachwycić, a rozmowa Jezusa z Piłatem jest tak plastyczna że i film nie byłby bardziej sugestywny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zapewne, jeśli już dam się kiedyś skusić to na klasykę z dobrym lektorem.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem wzrokowcem. Audiobooki odpadają.
    Chociaż ... w dzieciństwie uwielbiałam bajki-grajki z płyt, więc może powinnam się przełamać?
    Tylko co będzie, jeśli folgując nawykom z dzieciństwa, usnę i przejadę stację? ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo ja też uwielbiałam, tylko że z kaset.
      Czyli wychodzi na to że jestem młodsza, ha!
      ;)

      Usuń
  4. Z wielką radością posłuchałabym tej Twojej spontanicznej twórczości :)!

    OdpowiedzUsuń
  5. Do zainteresowanych: trwają już rozmowy mojego prawnika z czołową firmą fonograficzną w celu zrapowania ziemniaczków ;)

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...