Zacznijmy od tego, że każdy, choć
trochę i jakkolwiek związany z kulturą, chciałby napisać książkę a na jej
tylnej okładce mieć czarno-białe zdjęcia z papierosem ;).
Szczerze gratulujemy panu
Robertowi, że mu się udało, mimo że książki jako takiej nie napisał – bowiem ‘Jak
zostałem premierem’ to wywiad bliżej mi nieznanego Mariusza Cieślika z liderem
Kabaretu Moralnego Niepokoju. Rozważania, owszem, ciekawe i zajmujące, choć
nieco dziwi fakt, że jeden z najbardziej znanych kabareciarzy w kraju,
absolwent polonistyki jak by nie było, nie mógł samodzielnie napisać swej
wesołej autobiografii. Może liźnięcie czterdziestki (z drugiej strony ;) to
jeszcze nie jest na autobiografię moment odpowiedni. Poczekamy, zobaczymy.
Książka to zbiór opowieści z
kabaretowych podróży po kraju, anegdot związanych ze spotykanymi ludźmi oraz
laurek od znajomych z branży (oprócz ex-członkini KMN Katarzyny Pakosińskiej)
„Jeden człowiek na scenie po dwudziestu minutach jest nudny, dwóch znudzi się po półgodzinie, a my mamy mnóstwo zróżnicowanych postaci: Borkowski jest wielki, Rafał jest niski, Mikołaj ma nieograniczoną mimikę, ja jestem sprawny aktorsko. No i potrzebna jest dziewczyna, która sprawia, że nie musimy przebierać się za kobiety (...) To idealny skład (...). Ja muszę dbać, żeby każdy czuł się na scenie dobrze i mógł trochę pograć.”
Górski opowiada też o początkach
kariery - pracy w agencji reklamowej (gdzie współpracował przy sławnej swojego
czasu kampanii Bogdan mówi bankowy),
o dawaniu przedstawień w mafijnych spelunkach, o trzyletniej przygodzie z
telewizyjną Dwójką, gdzie jego kabaret miał Tygodnik Moralnego Niepokoju.
Opowiada o ustalaniu strategii
kabaretowej – znalezienia złotego środka, który pozwoliłby zarobić w trasie ale
jednocześnie nie byłby niszczący dla rodzin.
"Po męczącej trasie ciężko się wraca do domu, gdzie czekają na ciebie złe oczy. Po różnych konfliktach ustaliliśmy schemat postępowania. Większość kabaretów powstaje na studiach, potem, kiedy czas szukać pracy, trzeba zdecydować czy to ciągnąć i dochodzi do dramatycznych wyborów. Część zespołu chce dalej grać, część nie. Jedni wierzą, że się uda, inni uważają, że to zbyt kruchy lód."
I o tym, jak skecze kończą swój
żywot na telewizyjnej antenie.
"Trzeba bardzo uważać, żeby się nie przejeść publiczności, bo telewizja ma gdzieś twoją politykę. Jeśli nagra jakiś materiał to stara się go maksymalnie wyeksploatować, a to tworzy wrażenie, że ty się pchasz na ekran drzwiami i oknami. My najczęściej robimy tak, że rejestracja telewizyjna oznacza koniec grania programu. Dopiero co rok, półtora przygotowujemy zupełnie nowe teksty."
O dostosowaniu występów do
publiczności – „to, co dobre dla
publiczności krakowskiej niekoniecznie nadaje się na kabareton do Radomia”.
„Im więcej jest ludzi na widowni, tym
mniej wyrafinowany dowcip. Tłum nie oczekuje subtelności (...)”
Stosunkowo niedużo (jak dla mnie)
jest wspominków z pierwszych lat zawiązywania się i działalności kabaretu. Ot, po kolejnych występach na Dniach Polonistyki
pojawił się pomysł na założenie kabaretu, wspomina Górski. No i zupełny brak Pakosińskiej –
jeden ostrożny akapit, że takoż ją wyrzucili, jakoż i sama odeszła. No tyle to ja wiedziałam i przed lekturą.
Niewątpliwymi bonusami są
pojawiające się między wypowiedziami najpopularniejsze
skecze Kabaretu Moralnego Niepokoju
oraz fragmenty poczynionego przez Górskiego scenariusza filmowego (który stara
się, zdaje się, wypromować). Można też (od biedy) za bonusy mniej bonusowe uznać
rysunki jednego z członków kabaretu. Natomiast to, że książka jest ładnie
wydana, jest bonusem niewątpliwym.
Podsumowując – na wakacje w sam
raz.
(Przeczytane w ramach książkowych
wyzwań lipcowych u Sardegny)