piątek, 17 stycznia 2014

Długie przejażdżki autobusowe są takie kreatywne oraz o konieczności posiadania w czytanych książkach stosownych zakładek oraz co niektóre kobiety noszą między nogami



Najczęściej to w autobusie czytam książki. Ale ostatnio strasznie głośno się śmiałam jak czytałam Młodszego Księgowego Dehnela, tak, że cała uwaga autobusu się ku mnie zwróciła i choć lubię być w centrum uwagi, to nie wtedy, kiedy mam skołtunione włosy. A komu by się chciało codziennie myć i układać włosy tylko po to, żeby się serdecznie pośmiać w środkach transportu. 
Innym razem książka w twardej oprawie mi przy hamowaniu wypadła z rąk. Odbijając się na sztywnych rogach przeleciała na drugi koniec pojazdu i powypadały z niej wszystkie zakładki (dodawane na kolejnych etapach czytania), takie jak: spinki, plastry, karteczki z cytatami, chusteczki i zapałki). I musiałam to iść i zbierać i inni ludzie to zbierali i nie miałam co prawda skołtunionych włosów, ale duszę na ramieniu to owszem, bo wśród tych zakładek był też produkt promocyjny, dołączony niegdyś do jakiegoś magazynu  kobiecego, który wydał mi się na tyle OSOBLIWY, że go zachowałam. A była to* czarna, trójkątna wkładka higieniczna do stringów, którą w tym autobusie podniósł i wręczył mi z nieodgadnioną miną jakiś starszy pan.
Zonk.
* ( patrz: koniec posta) 
Tymczasem bywa nawet gorzej:
('doceńmy tę chwilę gdy moja matka używa kindla jako zakładki do książki')





















Poniżej pouczające videło jak czytać w autobusie by wyglądać pięknie i mądrze ;)

No więc przerzuciłam się na słuchanie radyjka, muzyki poważnej rzecz jasna, ambitnej, że nie ma przebacz. Ale kiedyś tłum wychodzący mi wyrwał słuchawki i szturchnął mnie ten tłum tak, że się stacja zmieniła na jakąś inną. I w autobusie rozbrzmiało Radio Zet i lambada i zespół cieśni dobrego gustu muzycznego i spiker na prochach sztucznie optymistycznym tonem napierdzielał, że można wygrać 100 milionów, jak ostatnio Kasia, która nie cieszyła się wystarczająco i spiker ją przymuszał ‘Ciesz się, Kasiu, ciesz’ więc Kasia zaczęła wyć, niespokojna, że może bez tego nie dadzą jej tych piniędzy, jak jej radość będzie zbyt stonowana. Cały autobus popatrzył na mnie z pogardą, co ostatecznie by mnie nie obeszło i ogólnie miałabym to gdzieś, gdyby nie te skołtunione włosy i brak książki u boku. 
Więc postanowiłam się zająć czymś innym i oprócz obowiązkowego ćwiczenia mięśni kogla-mogla układam sobie w myślach wierszyki albo ćwiczę półprzysiady albo tłumaczę swoje wymówki z powodu spóźnienia na wszelkie znane mi języki, takie tam.

Albo rozmawiam przez telefon ;)
Jak się nie chce w autobusie zrobić złego wrażenia to przede wszystkim nie należy konwersować przez telefon z rodziną. Kiedyś odebrałam telefon i naskoczyłam na takiego jednego, co mi bardzo podpadł. Gębę nim wytarłam, że jest beznadziejny, zniszczyłam go ogólnie i bezpardonowo, choć miarkując się, ze względu na to gdzie się znajdowałam, oraz zatem ubierając inwektywy w nieoczywiste fatałaszki metafor kulinarnych (zgniłe jajo) czy odzwierzęcych (beznoga menda).
- Ależ pani ostra dla tego swojego yy narzeczonego – powiedziała siedząca obok starsza pani.
- Co? A nie, z tatą tylko rozmawiałam.
Zonk.

A kiedy indziej to jechałam obok takich młodzieńców dorodnych, że aż kipiał ten ich testosteron i słychać było szum rosnącego zarostu i odgłosy darcia tkanin na wykluwających się muskułach. Różne plany mieli ci rośli jak drwale młodzieńcy, takie plany, że mi one spowodowały wylew krwi na policzki, choć niestety mnie te plany nie dotyczyły. A potem wszyscy ci młodzieńcy z autobusu wysiedli oprócz jednego. I ten jeden usiadł, wyjął arcynowoczesne urządzenie przypominające komórkę i zadzwonił do mamy. I się spytał:
- Mamo, mogę dzisiaj wrócić o 23.00? Bardzo cię proszę, mamo, strasznie mi zależy, tak wyjątkowo dzisiaj, mamo, co?
Zonk.

Trzeba bardzo uważać, kogo się udaje. Dlatego przemyślałam kwestię i w weekend dorzucę do bloga uczciwą zakładkę O sowie. O sobie. About me. Bio. Menu de mła. Zdjęcia autorki sprzed 10 lat w bikini. Coś takiego.

Wracając do tematu.
Poniżej znany pewnie już wszystkim diagramik procentowy kto ile gdzie kto czyta.
Poza toaletą każde miejsce wydaje mi się wystarczająco stosowne.
Czasem liczę sobie ileż to osób w autobusie ma książki i ten procent wydaje się tak mały, że aż po przecinku. 
Albo inaczej: można by takich czytelników policzyć na palcach jednej ręki i mogłaby to być ręka lekkomyślnego dziecka, które w sylwestra trzymało petardę. 
Smutek.

Proponuję zrobić w autobusach takie automaty jak w niektórych urzędach zagranico:
Ponieważ podróżowanie po stolicy, dzięki przedwyborczym inicjatywom Hanny G-W i jej jak zwykle zaskoczonych zimą drogowców wygląda mniej więcej tak, jak w poczekalni urzędu. Metafora odzwierzęca? Prosz:











Na koniec pokażę clue programu (aka posta)
Moim zdaniem społeczeństwa, które coraz mniej czytają za to dla kobiet, do noszenia między nogami, produkuje się takie dziwa,  mogą tylko upaść.
Liczę na komentarze w sprawie co/ gdzie/ jak.
Lub inne ;)

33 komentarze:

  1. Tak ostatnia zakładka całkiem, całkiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że najpierw obejrzałam sobie obrazki i toto na końcu wydało mi się ocieplaczem na nos.
    Wkładki do stringów, które już same w sobie są wkładką na gumkach, hm.
    W kwestii czytelnictw, to zauważyłam ,że najbardziej rozczytanym miastem po Hamburgu bodajże, jest Poznań. Zainstalowano tu kilka regałów dla czytelników pałętających się po ulicach, taki regał bez kłódek, zapadni i krat. Z ksiązkami. I zachwyt budzi fakt, że książki znikają hurtowo po kilka razy dziennie. Jednakże, jak się okazuje, w piecu, skupie makulatury lub pod nogami komódek... Pomysł szczytny, władze Biblioteki Raczyńskich nie poddają się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacna inicjatywa dla podtrzymania w narodzie poznańskim żaru czytelnictwa. Lub tylko piecyka.
      Bo że tyle u was chybotliwych komódek to nie uwierzę ;)

      Usuń
  3. nie lubię pierwsza ale nie będę czekać, trudno.
    w naszym autobusie, kursy między siódmą a dziewiątą, czytają zawzięcie prawie wszyscy, potem bywa różnie. Ja nie czytam bo podsłuchuję a potem to opisuję na blogach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słusznie.
      Ale czasem to ludzie takie farmazony sadzą, że nic, tylko wziąść-siąść i płakać. Wolę nie ryzykować.

      Usuń
  4. Czytania książek w autobusie nic nie przebije! Uśmiałam się do łez!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wkładka higieniczna jako zakładka mnie specjalnie zaskoczyła, bo już moje dziecko, ho, ho parę lat temu przyszło po korepetycjach z matematyki z sensacyjną wiadomością, że pani psor takiejże używa jako zakładkę w podręczniku. Na szczęście, dodało - nie używaną. Syn także chodził do tej pani na lekcje, ale albo pani jeszcze takiej zakładki nie używała, albo "juź" nie (bo zużyła), albo po prostu dyskretnie ten fakt przemilczał. Dodam, że zakładka była z gatunku jak najbardziej normalnych.

    Czy w popularnych miejscach do czytania nie ma fotela? Ja go bardzo lubię, z nogami w górze, znaczy - lekko wyżej.
    Czasem mam wrażenie, że ludzie młodzi zawzięcie czytają w publicznych środkach, żeby mieć z głowy ustępowanie miejsca starszym (ach, te głupie stare nawyki wpajane przez matki i babcie z PRL-u).
    babka filmowa

    OdpowiedzUsuń
  6. No to ja kiedyś użyłam w roli zakladki wacika. Niestety- nasączonego oliwką.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny tekst! Dawno tak dobrze się nie bawiłem czytając czyjś tekst, moje własne jakoś nigdy mnie nie śmieszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej jednak jak cudze teksty śmieszą niż własne życie.
      Złota myśl! ;)

      Usuń
  8. Super tekst , aż się popłakałam :)))
    Dorodni młodzieńcy i ich opis rozwalił mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku popłakania się radzę użyć, oczywiście również, wkładek higienicznych do osuszania ucz ;)

      Usuń
  9. historia z zakładką made my day :)))) też sie zawsze zastanawiałam kto używa takich wkładek:)

    OdpowiedzUsuń
  10. W trójmiejskiej skm-ce czyta masa ludzi! A na wykresie stanowczo za mało czytelników toaletowych! Jakie 9 procent?! W domach, gdzie bywam, to raczej 70 %. U nas w domu od zawsze sto!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo i uprzejmie przepraszam, ale czemu nie uważasz za stosowne czytania w toalecie, hę? Gdyby nie toaleta, przeczytałabym o połowę mniej książek w życiu (a poza tym, jest to jedyne pomieszczenie w moim domu, w którym mogę się zamknąć).
    I tak, używam takich zakładek. Nie do przekładania nimi stron w książkach. No i co, macie coś do mnie?:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak już mam, że wolę w alkowie.
      Absolutnie nic nie mamy, każdy wkłada tam, gdzie mu natura podpowiada ;)

      Usuń
  12. Ja w srodkach lokomocji juz nie poczytam, musze pilnie gapic sie przez okno, zeby moj blednik do konca nie zwiariowal. Za to nie zasne bez poczytania, to dla mnie doskonaly srodek nasenny, rytual, ktory wiode od najwczesniejszych lat, od kiedy nauczylam sie czytac.
    Ale i toaleta jest niezlym miejscem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po dzisiejszej historii z jadącym dobę z Lublina do Wrocławia pociągiem z megabłędnikiem myślę, że tylko posiadanie knigi może czasem ocalić od szaleństwa.
      O ile pociąg to lokomocja ;)

      Usuń
  13. Omnipotencjo, wróciłaś w wielkim stylu! Obśmiałem się, wzruszyłem, obejrzałem załączniki (Mój boże, co jedzie na tym żółwiu...?) i dodam od siebie, że musisz wziąć pod uwagę że niektórzy słuchają audiobooków. jak słucha i nie macha rytmicznie łbem, to może słuchacz książkowy być...

    OdpowiedzUsuń
  14. Już wiem! Hyrax, czyli po naszemu Góralek. nie wiedziałem, że coś takiego po ziemi chodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiedziałam (ukradłeś mi wprowadzenie Góralka do towarzystwa na fejsie ;) lecz dobrze że się dowiedziałam.
      Niestety nie szło znaleźć podróżującego powolnie bobra, który chyba najlepiej charakterologicznie by tu pasował, cóż.

      Usuń
  15. inteligentna autobusowiczka miałaby na tej wkładce błyskotliwy cytat. Odręcznie białym atramentem. Co do treści to można by ogłosić konkurs. W nagrodę wkładki klasyczne, na których łatwiej się pisze.

    OdpowiedzUsuń
  16. Słuchaj audiobooków. Nie będzie trzeba zakładek, nie przełączy się na Radio Zet i jeszcze można krajobrazy podziwiać.

    Ciekawe, gdzie ta wkładka ma tył, a gdzie przód?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Audiobooka nie da się włożyć do nokii ;)
      My tu, panie, zapóźnieni.

      Co do pytania o przód/tył, to sądzę, że jak komu wygodnie - chyba, że są już unijne regulacje w tej sprawie ;)

      Usuń
  17. Wiesz Inwentaryzacja, że kiedyś znalazłam stówę w książce!? Co prawda była to moja książka, i stówa też moja, wcześniej opłakałam jej starę, ale jaka to frajda! Warto brać książki do ręki! To wzbogaca (w moim przypadku wzbogaca po uprzednim zubożeniu...). Pozdrawiam,
    Kalina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś znalazłam w książce dulary. Ale były już przeterminowane i nikt ich nie chciał wymienić. Więc nie pocieszyłaś mnie, bu.
      Ale ciszę się twoim szczęściem.

      Usuń
  18. niektórzy nie czytają w autobusach, bo nie mogą- u mnie, niestety omdlenie albo ptak z dużym kolorowym ogonem murowany. Nawet nie mogę robić za pilota z mapą jako pasażer na przednim siedzeniu auta. Ubolewam, bo już raczej z tego nie wyrosnę (wiek 45+).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, w takim razie pozostaje tylko siedzieć w pilotce i obserwować ptaki za oknem.
      I nie ubolewać - to w żadnym razie :)

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...