niedziela, 16 lutego 2014

Olimpiada i JA. Czyli Czechow na stoku, homoerotyzm saneczek, Justyna bez stopy i Bródka bez ogródek oraz gdzie wkładać czosnek w przypadku choroby

No i stało się. Człowiek się tego po sobie nie spodziewa, ale wystarczy chwila i wot. Człowiek ani się obejrzy a może zostać łajdakiem, pijakiem, złodziejem, dziwką ALBO pilnym i spoconym z emocji widzem Zimowej Olimpiady w Soczi. To w ogóle nie w stylu człowieka jest, a jeszcze ta trójca zniechęcająca: 'coś zimowego' + 'sport' + 'w Rosji' to jak by się mnie kto spytał czy chciałabym mieć wysypkę na złamanej amputowanej nodze. A tu niespodzianka, oglądam, niemal się wzruszam, gdy spiker drze się: „O matko jedyna!!! Wygrał! Ugasił ten płomień olimpijskich oczekiwań!!!”, mając na myśli skromnego strażaka pożarnego, pana Bródkę. A potem są powtórki i spiker drze się jeszcze raz.
No kto by pomyślał.
Być może przyczynił się do tego fakt, że jestem chora i wyleguję się w barłogu, wśród stosu piguł, zasp chusteczek higienicznych, zmemłanych książek i konspektów planu działania na czas, gdy znowu zamogę.
Być może przyczynił się do tego fakt odwiedzin koleżanki K. Telefony od rozemocjonowanego tatusia też być może.
A teraz kolażowa relacja przebiegu mego olimpijskiego nawrócenia, utkana kwiatami dziennikarskiej mowy polskiej ze studia olimpijskiego. A przysięgam, że ten lukrowany entuzjazm w wykonaniu niektórych niedocyklinowanych Ibiszów działu sportowego to są gumowe pociski na moje uszy, w których to środku ośrodku ślimak zdechł.

Dziennikarz: Czy będziesz czarnym koniem konkursu?
Maciej Kot (skoczek): Tak się chyba nie mówi... Będę czarnym kotem konkursu!

Po tym jak wygrał nasz skoczek Stoch, kiedy już obejrzeliśmy jego motywującą wypowiedź o pragnieniu zostania miszczem z czasów, gdy nie usypał mu się jeszcze wąs na facjatowej pyzie, można już rozewrzeć zwieracze i bez bólu usiąść na kanapie w celu obejrzenia dalszej części Olimpiady. A tu jeszcze drugi złoty krążek nadlatuje niespodziewanie w między czasie. A tu jeszcze w międzymiędzy czasie Justyna prezentuje swój (nieco wybrakowany pod kątem złotniczym) medal. Doprawdyż, od tego rozluźniania zwieraczy to się może zrobić w domu dość nieprzyjemnie... ;)

(50% cukru w złocie)
 Oglądam z K. zawody w narciarstwie kobiet - zjazd po muldach.
Młode zawodniczki, wycierając maź stawową w podrygujących rzepkach, pokonują śnieżne muldy, wykonują fikołki, obroty i helikoptery, by dotrzeć do mety na dole, koniecznie obsypując na finiszu stanowiska kamerzystów śnieżną kaskadą. Zawodniczki są w różnym wieku – niektóre mają po 15 lat („Uuu, pedofilia nie olimpiada!” – krzyczymy), inne prawie 30 („ Uuu, tylko się nie wywal, ty stara torbo!’).
Uwagę przyciągają zwłaszcza trzy kanadyjskie siostry (niestety nie trojaczki) startujące jedna po drugiej, nazywające się Dupont-Lepont (czy jakoś tak)
- A teraz pierwsza z sióstr Dupont Lepont – mówi spiker.
Kanadyjka bezwzględnie ujeżdża muldy.
- A teraz trzecia z sióstr Dupont-Lepont – zapowiada następną zawodniczkę spiker.
- No żesz w mordę, nawet na siku nie wyszłam to jak mi się druga Dupont-Lepont mogła zapodziać? – wrzeszczy K. – Przecież widzę, że nie było.
- Widocznie on je zapowiada w kolejności urodzenia, a nie startowania – konkluduję inteligentnie, celując smarkiem w muldę chusteczek.
Kibicujemy w tym domowym kibucu zawodniczce ubranej na żółto i nie wykonującej, jako jedyna zawodniczka, skoku do tyłu („Ooo, to tak jak ja na widok prania!”) ale rzucającej się na stok facjatą naprzód („Ooooo! To tak ja ty na widok czekolady!”).
Ostatecznie dwie siostry Dupont-Lepont wygrywają miejsca 1 i 2. Trzecia, oczywiście najstarsza, ciągnie się gdzieś w ogonie imprezy („To pewnie jakieś 30-letnie truchło, pewnie spadła za barierki i znajdą ją dopiero przy rozbieraniu trybun”).
Smutek. W idealnym świecie siostry zajęłyby trzy pierwsze miejsca i cytowałyby Czechowa.

Dziennikarz: „A pomnik kiedy? Jan Paweł II ma już tutaj pomnik! Kamil będzie chyba musiał poczekać...”



Łyżwiarstwa kobiet nie da się oglądać, bo do komentowania wzięli jakiegoś Ruska, który wykonuje tulupy w deklinacji, myli przydawki z przydomkami i ogólnie ma polszczyznę w niskiej punktacji. A bez fonii to trochę bez sensu. 

("Bezdomne psy w Soczi stają się coraz śmielsze" ;) 
Poza tym to sport dla cioć i pańć, nas rajcuje kobiecy hokej. Dziewczęta wielkie jak dęby w tych bezkształtnych łachach, o sterydowych posturach, wpadające na barierki. A do tego metalowe woalki w kaskach. Jesteśmy retro i uwielbiamy woalki, nawet w kaskach!

Dziennikarz (protekcjonalnie): „Jak mówił Ibsen: ‘Kobieta, kobieta, do czego zdolna jest kobieta’... No i proszę!”

Dzwoni tatuś. Starcie dwóch osobowości. Zainteresowanie sportem kontra miłość do medycyny:
 - Cześć. Wiesz, że Justyna ze złamaną stopą wygrała... – zaczyna tatuś.
- O! w którym miejscu miała to złamanie? – pytam.
- Stopę miała złamaną. A wygrała...
- Ale które kości?
- To se zgoogluj ktore, żeby się głupio nie pytać! No więc jak mówiłem wygrała...
- O! Naprawdę jest w sieci dostępny jej rentgen stop?
- Złoty...
- Złoty Stop? Implant miała?
- Złoty medal wygrała!!! Za złamaną stopą!
- Acha...Ale lewą czy prawą miała złamaną?
Na usprawiedliwienie dodam, że miałam gorączkę. Stop. Głowy. Stop. Bo stopy w normie.

K. twierdzi, że Justyna była w zmowie z ZUS-em i że się nam ten medal jeszcze w narodzie odbije czkawką.
- Zobaczysz, za chwilę będzie tak: Proszę pani, to, że ma pani złamaną stopę nie zwalnia pani z obowiązku uczestnictwa w testach sprawnościowych w celu stwierdzenia zasadności świadczeń. Proszę założyć biegówki i migiem do oddziału!
No i kilka dni później słyszę w mediach, że ZUS odmawia świadczeń osobom ze złamaniem stóp, ha. No kto by pomyślał.

Dziennikarz: Nie sądzi pan, że ten medal Justyny, jest z DEDYKACJĄ dla pana?
Apoloniusz Tajner (trener): Nie, nie wydaje mi się. (pauza) Tak chce pan ze mną rozmawiać?
Dziennikarz (speszony): Nie no, chciałem tylko odgonić złe myśli...

Są jeszcze saneczkarze.


 - To mój sport, powinnam uprawiać saneczkarstwo – mówię. – kładzie się taki jeden z drugim na saneczki plackiem, a potem myk myk, już jest na dole, wstaje z saneczków i kłania się publiczności.
- Co ty mówisz, ty w ogóle pojęcia nie masz, o aerodynamice toru, o ble ble ble – peroruje K.
- A ty jak widzisz kreskę i kropkę w muzeum to mówisz, że też byś tak mogła, jedną ręką i po ciemku, a jakoś nie widzę, byś w jakimkolwiek muzeum wisiało coś więcej niż twoja smętna kapotka na haczyku w szatni, jeśli już się tam wybierzesz raz na ruski rok!

Dyskusje ogólnie mają wysoki niczym skocznia poziom dialogów, ponieważ obie mamy w czubie. Z tym, że ja, jako chorująca, jadę na nalewce z czosnku oraz na skutek tendencji do zdrowego trybu, nie tyle życia, co kurowania się, mam też dwa ząbki czosnku wystające z nosa (‘Grrrrr! Ale daje ten skurwysyn, łeb urywa!’, „Niektórzy wciągają kreski, inni ząbki”)

Dziennikarz: Nie zbiera znaczków, nie zbiera monet! Tylko medale!


















Zostawiamy saneczkarzy i lecimy dalej.
- Chodź obejrzym panelistwów...panacelistów...panczeistów...no chuj mnie zaraz strzeli!
- Jak nie umiesz wymówić panczenistów to mów łyżwiarzy! I weź panacetamol!
Oglądamy zatem łyżwiarki o udach potężnych jak kłody, wysmuklonych aerodynamicznymi neoprenami, pochylonych jak w bliskich naszym kręgom napadach lumbago... A potem sobotnie zwycięstwo Bródki i jego smutne dla straży pożarnej skutki (wszyscy teraz chcą podpalać, żeby Bródka przyjechał, ugasił i dał autograf).
- Mujeju – lamentuje poprawna politycznie K. – Bródka wygrał bezpośrednio z hamerykańskim Murzynem... toż to rasizm! W jakim świetle to nas stawia?
- Eee...to jest źle, rasistowsko, zadane pytanie...

Komentator: To nie jest byle kto, to nie jest ułomek!

- Sportowe ułomki przegrywają o sekund ułamki – stwierdzamy z satysfakcją, choć szkoda nam tej smutnej blondwłosej elficy z drugiego miejsca na podium, co się nią okazuje podkurwiony różnicą  0,003 sekundy osiągniętego wyniku Holender.
-  Ile to w ogóle jest, to 0.003 sekundy?
- "Nowojorska sekunda to czas między zmianą świateł na zielone a uruchomieniem klaksonu przez taksówkę z tyłu". - cytuję ze swadą Terry'ego Pratchett'a. - Zatem soczyste 0.003 sekundy to musi być sporo mniej.

Dziennikarz: Ten moment oczekiwania na werdykt trwał dla nas wieczność, a dla niego to jeszcze dłużej!
- Zanim wyjdziesz, proszę, zrób tulup, proszę ładnie! – mówię do K. i widzę, że na fali sportowych emocji jest ona nawet w stanie to uczynić dla umierającej z niedotlenienia (czosnek się zaklinował) znajomej.
K. przykuca, coś strasznie skrzypi, K. klęka, coś skrzypi potwornie.
- Poczekaj, przeciąg chyba otworzył drzwi na korytarz – mówię i wstaję, żeby sprawdzić.
- Eeee, to tylko moje kolana – szepcze K.
A potem K. dostaje w oko pociskiem z czosnku, bo kicham. Na szczęście nie trzeba jechać na okulistykę, bo choć zasadniczo K. zgadza się ze mną, że ‘czosnek jest wieczny’ i można go włożyć wszędzie, to jednak do oka się nie powinno.
A olimpiada trwa dalej.

Komentator: Nasze gwiazdy, nasze konie pociągowe, muszą być sprawne!





















Czego i sobie życzę.
Oraz wyższego poziomu dziennikarstwa.











A skoro już się tak rozpisałam, to niech będzie, że ramach wprawek u Szeptów w metrze, gdzie można głosować [klik]

31 komentarzy:

  1. Jak zwykle bezkonkurencyjna w kategorii autoironia!Proszszsz Państwa złoto dla Inwentaryzacji! Tego się nie spodziewaliśmy, Justyna ze złamaną kością, Kamil ze zwichniętym barkiem, i do tego złotego towarzystwa dołącza ona - zasmarkana, obolała, niedotleniona, ale w jak wspaniałej formie!!!!! Brawo nasza mistrzyni krotochwil!!! Złoto na podium w konkurencji finek w pełni zasłużone!

    Czego niniejszym życzę:) ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złoto ode mnie to ona ma już dawno, Izabelko. Po pierwszym u niej "razie". Trzeba tu co innego wymyślić...

      Usuń
  2. Powaliłaś mnie na kolana :* buziak

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestes czarnym kotem tej edycji wprawki! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dość że smarczę cały czas, to jeszcze mam pluć przez lewe ramię? Hm

      Usuń
  4. I pomyśleć, jak niegdyś mierziło mnie słowo ,,inwentaryzacja''...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Tobie po raz pierwszy wzięłam udział w Olimpiadzie... nie, aż tak źle ze mną nie było. Słyszałam o zwycięstwie Stocha, podziwiam Justynę, ale trzeci zawodnik mnie mentalnie ominął.
    Jednak leżenie w łóżku poprawia oglądalność. :)
    Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie z pierwszej ręki, to z drugiej, ważne by trzymać na pulsie - lub czosnku ;)
      Już mi lepiej.

      Usuń
  6. Hi, hi, hi... uśmiałam się do łez! fatastycznie to napisałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja jestem zwierzę olimpijskie!
      Gdzieś tam głęboko głęboko, na ostatnim poziomie sportintroincepcji, zapewne...

      Usuń
  7. Parskanie nosem świetnie czyści rzeczony. Dziękuję :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zastanawia mnie odzienie sportowców. Na przykład na snołbordzie wszyscy jeżdżą w szerokich piżamach, na łyżwach w rajtuzach naciągniętych aż po uszy, hokeiści mają na sobie brezentowe płachty, z kolei saneczkarze wyglądają, jakby założyli na siebie śpioszki niemowlęce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie zastanawia to zróżnicowanie przyległości cielesnej w outfitach.



      Usuń
  9. padłam ze śmiechu przy PANACETAMOLU :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bo się Zimocha słucha, o! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nauczkę.
      A w czasie letniej olimpiady to kogo?

      Usuń
    2. Nie sugeruj się nazwiskiem, pan Tomek jest uniwersalny :)

      Usuń
  11. Aż mi żal że nie oglądałem!

    OdpowiedzUsuń
  12. Omójsłodkipanie! czosnek,panczeniści i zestaw obrazków i musze powtórzyć za gimbazą "dodaję do obserwowanych!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To lepsze niż 'oddaję głos do studia' ;)

      Usuń
    2. Ha! zawsze mnie to śmieszyło ;)
      a w blogosferze to jak by było?
      "oddaję literki do komentarza?"

      Usuń
  13. Matko jedyna! Ten sportlengłydż jest niezły. Możnaby napisać doktorat!
    Jeśli chodzi o saneczkarstwo, to starcza mi namiastka z basenowej zjeżdżalni - nie dla klaustrofobów i pasjonatów życia. To dla mnie jedna z dziedzin sportu, gdzie na wynik ma się niewielki wpływ - po prostu lecisz na ryj, jak cię tor niesie.

    Dzięki Tobie zaliczyłam choć jedną olimpijską relację.
    A z krotochwilnych obrazków najbardziej mnie ujął konik.

    Ps. A za 'pańcię' masz ze mną na pieńku (figurowe ze sportów zimowych lubię najbardziej :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten skonfundowany konik jest najlepszy ;)

      To nic złego od czasu do czasu zostać pańcią ;), kobiecość ma tyle odcieni, z najczęściej występującym koniem pociągowym zresztą...

      Usuń
  14. A mnie od wielu dni już prześladuje i nadal rozśmiesza (30-letnia!!) "stara torba"! No wręcz się w parku na głos śmieję, jak widzę kogoś próbującego sportowych sztuczek, bo w głowie słyszę "Uuu, tylko się nie wywal, ty stara torbo!"

    Zjazd po muldach to jakieś nieporozumienie. W terenie może się zdarzyć i dobrze wiedzieć, jak sobie z tym poradzić (najlepiej chyba zdjąć narty...), ale żeby zaraz dyscyplina olimpijska? To chyba lobby producentów sztucznych gelenków, eee, znaczy stawów sponsoruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem ciekawa na jakich zasadach opiera się przyznawanie niektórym absurdalnym scenografiom zimowym plakietki olimpijskiej, a innym wcale.
      Hm.

      Usuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...