Jakaż to jest słodka, wesoła
opowieść! A zarazem taka smutna i tragiczna. Któż jak nie Agnieszka O. może tak
przewrotnie się z nami zabawiać, że nam uśmiech na ustach, a nawet chichot
gorączkowy, zamiera w konfuzji.
Wariatka Ela snuje się po mieście,
głównie knajpach. Pije z przypadkowo poznanymi mężczyznami, słucha ich
opowieści, czasem się zakochuje, czasem u kogoś pomieszkuje. Prowadza na smyczy
indyka z bazaru, opiekuje się cudzym dzieckiem, notorycznie gubi pieniądze i
dowód osobisty, jeździ na traktorze, odwiedza w charakterze aresztantki komisariat.
I jak o tym opowiada, och jak. Powiem wam jak: to melanż niezwykłej wrażliwości,
poczucia humoru, psychologii przeniesień i wódki.
Racjonalna Krystyna bezskutecznie
próbuje ją zmobilizować do ogarnięcia się, tworzy listy rzeczy do załatwienia,
prasuje jej białą bluzkę.
Nigdy nie włożona biała bluzka jest
symbolem powrotu z tego dzikiego rauszu na łono społeczeństwa. Do zakładów
pracy, kolejek, urzędów i kartek. Do bolesnej rzeczywistości, z której taki
kolorowy ptak jak Ela ciągle wyfruwa jak z klatki.
„(...)
wróciłam na miejsce straceń. Tam urzędniczka urzędulska urzędująca w miejscu
pracy. Usta czerwone, usmarowane po sam nos. Zęby czerwone jak we krwi. Kriss
kochana, wiesz doskonale, jaki jest mój stosunek do szminki na zębach:
potworny. Potwornie histeryczny. Na paszczękę tę patrzeć nie mogłam. W dodatku
urzędulska zaczęła paszczęką poruszać, bułkę czerwoną pożerać. Tego juz było
dla mnie za wiele, tego ode mnie nie możesz wymagać, są pewne granice
tolerancji.”
Kim jest dla Eli Krystyna? Po co
piszą do siebie listy z tych całkiem innych światów, których nic nie łączy? (Łączy
je za to miłość do jednego mężczyzny, społecznika i aktywisty, który przewija
się gdzieś w tle.)
Sceny podrywu w knajpie albo
artystycznego happeningu w podwarszawskiej willi janusza biznesu to
majstersztyki, zaprzeczające w swojej ponadczasowej uniwersalności istnieniu tamtej
siermiężnej rzeczywistości.
„Dzisiaj
z Rębotem uprawialiśmy dżogging.. Niepowtarzalne przeżycia, aksamitne
powietrze, wsie i osiedla migotały nam przed oczami, do nóg łasiła się przyroda
naszych pól i lasów, szkoda, ze pani przy tym nie było. Pierwsza seta smakowała
potem jak napar z leśnych fiołków.”
Mnie się wydawało, że twórczość
Osieckiej znam. W głowie miałam jej wiersze i piosenki. Jej „drżyjcie aorty bo idę na korty” i „chłoporobotnik jak boa grzechotnik z
niebytu wynurza się fal” zawsze mnie elektryzowały swoją niebanalnością. Ale
Białą bluzkę, małą, zakurzoną
książeczkę z wyrastrowaną na niebiesko Jandą na okładce, znalazłam dopiero
teraz, gdy wypadła nonszalacko zza regału. To piękny dar od losu. Dawno się tak
nie uśmiałam i tak nie zacukałam. Jednocześnie. I na zmianę.
Perła inkrustowana diamentem.
Polecam.
Na koniec scenka, w której Ela
nabywa na bazarze nielegalnego ptaka (indyka, nazwanego Azor), a potem
wykorzystuje go jako łapówkę dla milicjanta (nazywanego Władziem):
„A
Ja mu mówię tak: Władku, nie ekscytuj się. Opowiem ci bajkę o pewnej wytwornej
damie. Ta dama nazywała się Władza. I pewnego dnia tak mówi do znajomego: wiesz
co, ty jesteś ze wsi, ja jestem ze wsi, możesz mi mówić Władziu. I odtąd się
bardzo kochali...”
„Wiesz
co Władek, mówię. Ja jestem dziewczyna czysta, leczona i wyleczona, ty jesteś
nadzwyczajnie inteligentny, pójdźmy do łóżka i oddajmy temu tu obywatelowi
Azorowi wolność. Po co go ćwiartować, kiedy on na to nie ma najmniejszej
ochoty. Ty będziesz miał swoją przyjemność i Ja będę miała; więc poszliśmy do
pobliskiego aresztu, położyliśmy się na kozetce jeszcze ciepłej po jakimś
spekulancie (chesterfieldy palił), kochaliśmy się w natchnieniu jak tygrysy i
następnie, zgodnie z umową, otworzyliśmy okno. Boże ty mój, cóż to był za
widok, cóż to był za indyk! (...)
Frunął nad Targową ulicą jak po fiołkowym
niebie Argentyny. Mówię ci. Ciężkawy i z lekka tylko pozłacany (...) frunął ciężko
i dostojnie, jak kiedyś fruwały upiory. Druhno ty moja. Wszak kiedyś niebo
nasze pełne było miłych potworów, dynozaurów i pterogreków, które tylko dlatego
wyginęły, że nie miały na to wszystko siły. A Ja mam, a Ja mam.”
....................................................................................................
Tymczasem w sekcji Moda i uroda zinwentaryzujemy BIAŁE BLUZKI.
....................................................................................................
O gustach się nie dyskutuje, choć o
kroju i doborze dodatków można. Zamieszczam kilka wyciągniętych z zapomnianych
folderów nonszalanckich przykładów bluzecznej niebanalności. Osobiście samotna
biała bluzka wydaje mi się zbyt mdła, dlatego preferuję czarne lamówki,
paseczki, kukardki i inne takie, które tę mdławicę mogą trochę ożywić,
przeformatować i zaakcentować.
Na początek ażury, proste, geometryczne formy (szyk zakładek) oraz czujny nadmiarunek:
(Ostatnia po prawej: bardzo mądry projekt, który zakryje ci schaby na ramionach. Oraz biust.Stąd pewnie ta mina, meh)
Teraz coś jeszcze bardziej nonszalanckiego czyli biała bluzka z lejącym kołnierzem.
Oraz bluzka typu spienione mleko do latte:
Czarny akcent! Czarny akcent robi biała bluzkę, mówię wam.
(Piękna ta ostatnia, no ale trzeba do niej nie mieć biustu)
....................................................................................................
Teraz wystąpią celebrytki.
(Na pierwszym zdjęciu przykład, że czasem, gdy brak klasy, i biała bluzka nie pomoże - cycki na wierzchu pomogą zawsze ;)
(Śliniaczek Victorii bardziej formalny od kukardek, mimo wszystko, ale kukardki nadal wygrywają w podkręcaniu kobiecości. Czarne kukardki zwłaszcza)
Na koniec: w co się nie ubierać w kwestii białej bluzki.
Czyli nie ma wyglądać jakby się w praniu rozciągłooo, zefilcowało, połowę odgryzł pies, a rękawy są wypchane skarpetami, które nie zmieściły się do stanika.
Najgorszy koszmar na koniec. Projekt, zdaje się Victora&Rolfa, którzy, jak każde projektanty-dizajnery, mają czasem słabszy dzień. Słabszy, megachujowy dzień, trochę poliestru, zdechłą fretkę i nieletnią, rosyjską modelkę z łapanki ;)
Dziękuję za uwagę.
No i jak żyć z Osiecką i białym koszmarem obszytym ogonem szczura wędrownego w jednym poście? ;-)
OdpowiedzUsuńNie widzę związku, 'Ela zresztą bluzki nie włożyła, tylko kaftan (a mamo, spojler!)
UsuńNatomiast miarkuję się w malowaniu ust przed bułką ;)
A przed kawą? ;-)
UsuńTa włochata gąsienica-mutant, co się rozpełza po anorektyczce mordującej wzrokiem, przyćmiewa mi wykwintną finezję Osieckiej :P
OdpowiedzUsuńNie pomyślałam o gąsienicy, a zaiste to być może, acz jednako szkaradne.
UsuńPoproszę tylko czarną białą bluzkę
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno: czarna biała bluzka i basta. Może być nawet bez białych lamówek.
UsuńWybaczam ci zatem wpadkę z butami Trippen, które odkryłaś zdaje się niedawno, zamiast dołączyć do mojego fanklubu lata temu, mehmeh.
Było mi jakoś dać znać, przecież znasz się na tym. Poza tym mam fazy snu, widzę, a nic do mnie nie dociera. kocham Cię powielokroć
UsuńOd lat próbuję nabyć białą bluzkę. I jeszcze żadna mi się nie spodobała... MOże już za późno po prostu?...
OdpowiedzUsuńMoże w stanach ci się uda? Wskazujących zwłaszcza. Tylko po co?
Usuńno więc ostatni projekt i Twój komentarz mnie rozwalił do końca ))
OdpowiedzUsuńOsiecką bardzo i zawsze lovam, a białą bluzkę w wykonaniu Jandy polecam gorąco, że tak powiem lektura sceniczna oboaiąkowa!! jeśli jeszcze gra ;)
Oj, chyba już nie grają, zresztą chyba podziękowałabym Jandzie, która zamiast poprzestać na byciu wykremowanym autorytetem skompromitowała się udziałem w pyskówkach o profilu Kobieta-kobiecie-wilkiem.
UsuńTchórzofretki bądź czarne świnki morskie służą peruwiańskim szamanom do odczyniania chorób, uroków i innych takich zjawisk.
OdpowiedzUsuńZaznaczę tylko, że rzeczone zwierzę jest jednorazowego użytku.
Świnki morskie i w naszej kulturze służą do tegoż - mam na myśli te laboratoryjne ;)
UsuńA tchórzofretki na pelisach to odczynianie zjawiska zimna.
Zatem wszędzie to samo.
Chyba był już ten temat, ale skoro nikt nie sprostował, to ja - nie ma czegoś takiego jak świnka morska ;) https://pl.wikipedia.org/wiki/Kawia_domowa
UsuńJa to od razu (jak to kobieta) myślę jak to coś "uformowane wiatrem" uprasować :))
OdpowiedzUsuńhy hy :)
UsuńTo sa stanowczo bluzki jednorazowego uzytku, jak te swinki morskie Izabelki.
Krochmal? Hm.
UsuńIde po Osiecka oraz po setke z nadzieja, ze nie natkne sie na wlochate gasiennice!
OdpowiedzUsuńPrawidłowa reakcja!
UsuńSpodoba ci się, Kaczko, zwłaszcza po setce (to kukułczankę się na setki pije? Hm)
Ja mialam taki okres w zyciu - 4 czy 5 lat - ze zakochana bylam w bialych bluzkach, zwlaszcza koszulowych.
OdpowiedzUsuńJEDNAKOWOZ. Ilekroc jakas zalozylam, to najpózniej przy sniadaniu (jedzonym w pracy) mialam juz jakas plame. A czasem jeszcze wczesniej, juz przy kawie.
Nie zdarzalo mi sie to - i dotad nie zdarza - z zadnymi innymi bluzkami, nawet bardzo jasnymi. Ale biala = gwarantowana plama.
Fatum.
One wiedziały, że potrzeba im czarnej wstawki...
UsuńDiable,przewidziałam twój problem a priori. Odpowiedzią jest śliniak Viktori B. Zauważ, że plisowany-rozkładany.
UsuńHa! No rzeczywiscie, sprytne! Ale ja bym potrzebowala chyba tak z dwa razy wiekszy ten sliniak jednak...
Usuń"Zabiłam ptaka w locie - znów ptak w tytule... To jednak grafomanka" - Marian Brandys (cytat z pamięci). przytoczone fragmenty zdają się temu nie przeczyć, chociaż "urzędniczka urzędulska urzędująca w miejscu pracy" pobrzmiewa znajomą frazą. przepraszam. przeczytam.
OdpowiedzUsuńprzytoczone bluzki w większości przeczą idei bluzki, bo nie są zapinane (i, co za tym idzie, rozpinane).
Cytaty wybrałam takie sobie, pierwsze z brzegu. Możliwe, że można było lepiej. Nie oddają tego nerwowego rytmu, który mnie początkowo trochę irytował, dopóki się nie wciągnęłam i nie przenicowałam na stronę niezaprzeczalnie fańską.
Usuńnie śmiem krytykować poetki, samemu nie będąc poetą. przypomniało mi się tylko, co napisał o niej inny pisarz :-)
Usuńa może to przez tę scenę wyruchania milicjanta na kozetce. mimo wszystko, jest w niej coś rozpaczliwego.
no i gdy sobie przypomnieć "myśli tej małej - białe zeszyty"...
zresztą co ja tam wiem. i do Mickiewicza można się przyczepić na tym tle.
Tak, stanowczo więcej tu rozpaczliwości niż poezji.
UsuńNawet kwestia tego ptaka, nie tytułowego co prawda, ale gastronomicznej obfitości indyka, którego rozpaczliwie zmarnowano...
Białe zeszyty często nucę, zwłaszcza fragment "kto by uwierzył w całym Makowie, że dla niej światem był jeden człowiek" - touche.
Dla mnie tylko te lamówki, bo ja znam tylko jeden kolor - czarny. Ułatwia mi to szukanie ciuchow na zmieniające się pory roku. Wchodzę do sklepu i azymut na czernie. Łatwe. Potem muszę tylko znaleźć coś, w co wcisnę cycki. Bo ich widok zabija ptaki w locie:-)
OdpowiedzUsuńZabiłby w bieli, która optycznie uwzniośla (i myśl pcha w zarośla ;)
UsuńNa studiach musiałam nosić białe bluzki na zajęciach z chemii... A nie, przepraszam, to nie były bluzki, tylko kitle... ;-)
UsuńKitle się liczą, kaftany bezpieczeństwa też. Jako bluzkowe mniejszości, ale jednak! ;)
UsuńBędę się musiała przełamać do lektury, jako że nie cierpię bieli ani bluzek koszulowych :)
OdpowiedzUsuńWażne żebyś lubiła psychiczne heroiny w tem przypadku.
Usuń