Niespodziewanie dla samej siebie
(oraz swoich gustów i sposobów spędzania wolnego czasu, w tym niedzielnych wieczorów)
obejrzałam wczoraj z sąsiadem mecz
Polska-Irlandia Północna.
Cały dzień nad dzielnicą unosił
się zapaszek oczekiwania oraz coś na kształt scenicznego szeptu: „Meczmeczmecz... sieczsieczsiecz...”.
Jako osoba nieposiadająca
telewizorów, radiów oraz fejsów do ostatniej chwili nie zdawałam sobie sprawy,
że odbywa się jakiś mundial-euro-sport-cośtam. W ogóle ogólnie z piłką nożną
jestem zaprzyjaźniona w małym stopniku: nadal narożnik to dla mnie rodzaj kanapy, korki to pozostałości po winach, a spalony to każdy mój obiad.
Na początku zdziwka, gdy zapytałam
z kim gra Polska.
- Z Holandią Północną -
usłyszałam
- A co się stało z Holandią
Południową? – zdziwiłam się.
- Nie ma Holandii Południowej.
Cóż, pomyslałam. A w leniwe,
letnie popołudnia to nie jest zajęcie o wywindowanym jakościowo poziomie,
powiedzmy to sobie. Globalne ocieplenie postępuje oraz w maju sporo padało, a Holandia
leży, jak wiadomo, w depresji, ergo widać zatem tak wyszło. Nie ma to nie ma. Jako
osoba wychowana ułamkiem dzieciństwa w PRL-u, jako stała klientka NFZ-tów,
sądów i urzędów wiem, że z „nie ma”
się nie dyskutuje.
Nie należy takich pytań zadawać
przy otwartym oknie w środku miasta. No i wszyscy musimy popracować nad dykcją. A najbardziej to komentatorzy sportowi,
którzy w dodatku z uporem godnym lepszej sprawy nazad i wciąż powtarzają i
uklepują błędy językowe („włanczać
zawodnika do drużyny”), zupełnie jakby wypowiedziany poprawną polszczyzną
komentarz mógłby być dla prostego luda sportującego się niezrozumiały.
Jeśli chodzi o mecz to
najbardziej podobał mi się facet we
fluorescencyjnych, żółtozielonych rajtkach, który okazał się bramkarzem
polskiej drużyny. Choć komiczne wdzianko, godne błazna w teatrze elżbietańskim,
było raczej z tych nieszczęsnych, to na nazwisko bramkarz miał właśnie Szczęsny.
Piłkarze po obydwu stronach młodzi, postawni, z włosem czarniawym a zaczesem
twarzowym. Robert Hłajłej Lewandowski wyglądał przy nich jaro, lecz już staro.
Było dużo wypięć zadków w
czerwonych gatkach i gwałtowne odruchy miziania korkiem po łydce. Jedno s p o w o l n i o n e
zbliżenie z przejęcia piłki w biegu, w trakcie którego dłoń piłkarza nurkuje w cudze
spodenki i czule gładzi suspensoria zawodnika drużyny przeciwnej. To znaczy:
trochę przysnęłam, a jak otworzyłam oko, to zobaczyłam takie COŚ. Zrobiło mi
się gorąco i usiłowałam sobie przypomnieć, co ja właściwie oglądam.
Był też sędzia Rumun, który, jak
każdy sędzia na boisku, nie ogarniał sytuacji. Czy w czasach takiej
komercjalizacji sportu a zarazem jego multimedialnej inwigilacji nie należałoby
oddać sędziowanie komputerowi centralnemu podłączonemu do wszystkich kamer
okalających boisko? Żeby przyznawanie żółtych kartek wynikało z obiektywnych
przesłanek, a nie sędziowskim uwidzianek. Uważam też, że tych kolorowych kartek
powinno być więcej – czemu tylko żółte i czerwone? A różowe (łososiowe) za
incydenty o naturze erotycznej (patrz: wyżej)? A niebieskie, szare, miętowe i
pomarańczowe? To by mogło zwiększyć oglądalność targetu kobiecego. Oraz pokrzepić
kibiców którzy zainwestowali rozliczne tysie w wielkie tafle telewizorów o
jakości HD i szerokim spectrum palety barw.
Aby nie gapić się bezmyślnie i milcząco w szeroko niewykorzystane kolorystycznie HD plazmy sąsiada, pozwalałam sobie na inteligentne uwagi sportowe:
-Kapustka? Wolałabym już się nazywać Kapusta. Albo Pustka. Ale Kapustka? Eeee.
Kiedy wyszłam zapalić papierosa, przed
telewizor sprowadziły mnie okrzyki zza horyzontu osiedla (fala tsunami
entuzjazmu).
Powtórka pokazała, czego się już domyśliłam: gol dla naszych.
Wynik utrzymany do końca, mimo dogrywki (minut trzy).
Po meczu roztworzyło sie okno w
bloku naprzeciwko, a młody chłopak usiłował przytroczyć biało-czerwoną flagę do
karnisza. Kibicowałam mu przez bite 10 minut ;).
Mogłabym ominąć temat, ale przypomniałam sobie z jakim entuzjazmem relacjonowałam Euro 2012 [klik]
Fajnie, że obejrzałam mecz. I chyba na tym na razie poprzestanę. Ale wszystkim kibicom życzę wielu niezapomnianych golców w dalszej części igrzysk (czy jakoś tak ;)
Nie oglądałem meczu, a to ze względu na mój patriotyzm. Tak się bowiem składa, że jak oglądam, to nasi dostają lanie. Tym razem nie siadłem przed TV (chociaż mam i to dwa nawet) i proszę - zwycięstwo. Jam to, nie chwaląc się, uczynił, a nie Nawałka, czy Kapustka.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałem tradycyjnie dobry tekst starej, dobrej Inwentaryzacji i nacieszyłem mózg widokiem świetnych obrazków :)
Drogi Ove, uprzejmie donosze, że na odsunięcie złej passy reprezentacji Pl wpływ mógł mieć (wedle mojej teorii) brak redaktora Szpakowskiego jako naczelnego komentatora meczów w tv. Niech no tylko usłyszę jego głos, już drżę o wynik.
UsuńStwierdzam zaś, że na gole wpływ ma podlewanie fasoli. Ale fasola kiepsko kiełkuje w tym roku...
Ove, tylko nie starej!
UsuńIzabell, chmiel bujnie rośnie w tym roku, było wiadomo, że na dwa reprezentacyjne gole starczy.
To słabo, bo jeszcze nam Ukraina została do pokonania...
UsuńA dziś chwiła prawdy - damy Niemcom czy nie damy ;-) ?
Na punkty można wygrywać bezgolowo remisując, zatem powinno wystarczyć.
UsuńDamy, ale ani wycisk ani zadek ;)
ale jest Holandia Południowa.
OdpowiedzUsuńOdetchnęłam ;)
Usuńhi hi po skomentowaniu śmiesznych gatek zostałam wyrzucona z pokoju przez moich domowych kibiców , którzy stwierdzili żem profan i lepiej będzie jak sobie odpuszczę bo przynoszę naszej drużynie pecha. Z pieśnią na ustach poszłam czytać książke ,i tak udał mi się nie kibicować hi hi
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Joguzia
Śpiewałaś i czytałaś w czasie meczu? Iście profańsko!
UsuńZ braku niebieskich kartek czuć pustkę.
OdpowiedzUsuńOglądałem tylko drugą połowę, gdyż nie zdanżyłem przyjechać na czas z Podlasia. Co prawda moja druga połowa (ta bardziej ludzka) proponowała film, czy cos takiego, ale odpędziłem szaloną stanowczo, czego serdecznie żałuję. PS. Pomysł z kartkami we wszystkich kolorach gejowskiej (to tak odnośnie łapania) tęczy - popieram!
OdpowiedzUsuńSzalona!
UsuńPomysł z kartkami trzeba zgłosić w kolektywnym piśmie do Ufefy ;)
My, Polacy, lubimy kartki!
jak dobrze, że nie wiem, o czym napisałaś, kisses
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu nie pozostajemy w konflikcie ;)
UsuńPomysł z wielobarwnymi kartkami podoba mi się bardzo!
OdpowiedzUsuńWiadomo. I już by nie było, że baba lebiega nie ogarnia co to karny, tylko 'kochanie, za co się nalezy pistacjowa kartka?'
Usuńpomysł dyskryminuje użytkowników telewizorów czarno-białych.
UsuńJa się trochę znam, nawet parę drużyn rozróżniam i zawodników, ale telewizorowy szał przedmistrzostwowy strasznie mnie zniechęcił i słuchałam meczu siedząc przy kompie. Z tego szału najbardziej podoba mi się traktor koszący przydrożne łąki z chorągiewkami, a przy nim taka mała kosiareczka też z chorągiewkami. Pomysł z komputerem centralnym rewelacyjny też tak myślę, ale to byłby koniec możliwości zarabiania dodatkowej kasy. Bo "Piłkarski poker" chyba wciąż jest aktualny.
OdpowiedzUsuńJuż cosik za późno by nabyć nasiona chorągiewek ;), na szalik za gorąco. Impas.
UsuńTymczasem flagę dodają w spożywczaku do dwóch czteropaków, touche.
Z tym brakiem komputera sędziowskiego to nie wiem o co cho, jak są, dajmy na to, wyścigi to czujnik mierzy czas co do mikrosekundy, nie sadzają żadnego Rumuna na mecie, hm.
kiedyś uprawiałem pewien szlachetny sport występujący w trzech odmianach. i tylko jeszcze moja odmiana nie była wówczas zelektryfikowana. punkty zliczało pięciu sędziów! choć oczywiście mogło to skutkować brakiem obiektywizmu oraz podejrzeniami korupcyjnymi, miało posmak szlachetnej, anachronicznej ramoty, pasujący do całej dyscypliny.
Usuńprzepraszam za wtręt.
Alesz prosz.
UsuńPięciu wszakże drożej skorumpować, chyba że kliczą w jednej klice.
Zadanie domowe: wymień sporty nieszlachetne.
Dobrze sobie tu zajrzeć z rana, poczytać, pooglądać, pośmiać się. I niezmiennie zadziwić, a w cichości ducha pozazdrościć weny pisarskiej i fantazji ;-)
OdpowiedzUsuńSama się zadziwiłam tym oglądem!
UsuńDzięki :)
Wytrzymalas CALY mecz??! Podziwiam. Ja trace przytomnosc po dwóch minutach, ten widok malych ludzików biegajacych po zielonym tle to cos jak liczenia malych baranków skaczacych po zielonej trawce...
OdpowiedzUsuńNo, ale skoro byly "momenty" ;))
Nie nooo, przysnęłam, byłam na papierosie, poszłam do świętego przybytku oraz do kuchni sprawdzić co się zwęgla...takie tam. Poza tym na posterunku CAŁY czas.
Usuń*poszedłam
Usuńhe, he, trafny opis meczu. a te momenty - czy nie najlepiej pokazuje je wybitna scena z "Dnia Świra"?
Usuńprzepraszam za wtręt, i że znów o tym "Dniu...". to nie jest mój ulubiony film, ale jakże trafnie obrazuje pewne aspekty rzeczywistości...
Z tego filmu, ulubionego czy nie, można zaczerpywać garściami w różnistych aspektach.
Usuńwszędzie tylko o piłce!
OdpowiedzUsuńNo taki czas. Ale minie.
UsuńWszystko mija, prócz pixeli czcionki.
Usuń)))) żadnego nie oglądałam, za to byłam zmuszona ODSŁUCHAĆ...
OdpowiedzUsuńoraz wystarczy mi taki komentarz jak Twój ))) oraz holandią pozostaję nadal ubawiona ))))
Oby nas nie przymuszano.
UsuńJa nie oglądam meczów, ja je czytam na Onecie. Na żywo. Mniej się stresuję. Przeczytałam już 4 mecze, w tym 2 Naszdruszyny. Nawet pokrzyczałam trochę przez okno, płosząc angielską, dziką zwierzynę podleśną. Niestety, nie posiadam flagi. Na dodatek jedyną odzieżą jaką posiadam w kolorze białym i czerwonym są majtki, a flagi z majtek nie odważę się wywiesić, bo to jednak dwuznaczne.W przyszłym tygodniu też czytam!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak by zareagowali Anglicy gdybyś jednak wywiesiła majciane dezabile oraz jednocześnie krzyczała - prawdopodobnie tradycyjną flegmą.
UsuńDobra opcja z czytaniem - nie szarga tak nerwa.
Nie oglądam euro, bo uważam, że piłkarze celowo, z premedytacją i czystą ludzką złośliwością za każdym razem ubierają się w inne stroje i nigdy się nie mogę połapać, którym należy kibicować.
OdpowiedzUsuń