poniedziałek, 11 lipca 2011

Wymarsz w kierunku: Zagranico

Kilka lat różnicy, o 180 stopni zwrot. I oto wyprawiam rodziców na wakacje.
O piątej rano, opuchnięta z niewyspania, pojawiam się pod domem, z rarytasami takimi jak: aparat fotograficzny, ładowarka i baterie, w celu zapewnienia starszyźnie rodowej multimedialnych pamiątek z wakacji. Wytaszczam z tatusiem walizki, radzę mamusi, by wzięła buty bardziej zaawansowane kobieco niż adidasy, bo może po zwiedzaniu zdarzy się wieczorek taneczny. Staram się niwelować kompulsywne odruchy pakowawcze („O! wezmę jeszcze to i to i to. A co to tu tak leży? A to też wezmę!”). Sprawdzam, co powoduje opóźnienie w opuszczeniu przez mamusię domostwa, podczas gdy tatuś toczy pianę przy taksówce.
Wracam do taksówki, gdzie przy otwartym bagażniku stoi tatuś, znudzony taksówkarz i walizka.
– Proszę wstawić walizkę do bagażnika – mówię ochrypłym głosem do taksówkarza. – Nie widzi pan, że tatuś jest zmęczony?
I łypię na niego złym, podbitym na fioletowo, porannym okiem. Wszyscy jesteśmy przezroczyści z niewyspania, rodzina duchów. Wyjazd o piątej, więc jak znam życie, o drugiej zaczął się tradycyjny marsz na Staliningrad: musimy się spakować!
Pojechali, uf.
Tak właściwie, to po co mi dzieci?

2 komentarze:

  1. Znów się ubawiłam:) Na szczęście moi się sami wyprawiają na wycieczki. Jestem wyrodną córką i żaden argument nie wyciągnąłby mnie o tej porze z pościelowych pieleszy. Nie ma mowy! Dobre z Ciebie dziecię jest wnoszę:))
    Blog dodaje do ulubionych:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szaleńczo mię miło w związku z tym ;)

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...