Od zeszłego roku bywam w osiedlowym sklepiku który, aby przetrwać,
przemianował się (jak inne osiedlowe sklepiki) na Alkohole/Papierosy 24 h.
Właściciel się rozgadał o polityce, o czym ja bym mogła nawet zagaić uprzejmie
i towarzysko, gdyby nie mówił takimi sloganami typu kopiuj-wklej zapożyczonymi
z telewizora. Gdyż to mi rozrywa wargi od ziewania. I nawet nie pytajcie które.
WSZYSTKIE.
Zatem mówię mu:
–Przepraszam, ale muszę już niestety lecieć i szybko urodzić dwoje
dzieci.
–No tak! – drze się on. – I
jeszcze te 500 zł na dziecko! Kto za to zapłaci ja się pytam?
–Proszę się nie martwić – mówię –
Jak już dostanę te pieniądze to przyjdę do pana i wydam je na wódę i papierosy.
To go chyba trochę uspokoiło. No
ale ja lubię wspierać lokalne, wymierające biznesy. Co mi przypomniało, że
muszę kupić o rozmiar mniejsze rajstopki, żeby je podrzeć a następnie udać się
do punktu repasacji. Oraz do kaletnika, żeby mi dorobił nowe dziureczki w
paseczku. Niestety szewc, dość wiekowy, opuścił już ten padół, jak się
dowiedziałam po niewczasie. Z moimi butami opuścił, których nie odebrałam, eh,
no cóż.
Tymczasem tak poczciwie mi patrzy
z fejsa (lub tych jego części, które wystają spod czapek i szalików), że
zawsze, ale to zawsze, zaczepiają mnie
menele żeby dać im drobne. Pod
sklepem, na ulicy, z vis-zwis i od potylicy. Czemu nie zaczepiają mnie przystojni
biznesmeni w wełnianych płaszczach zajeżdżając mi drogę swoimi mercedesami JA
SIĘ PYTAM? Niestety gdyby któryś jednak wjechał na nasze lokalne chodniki, to
by autu urwało podwozie a kierowcy wybiło kierownicą porcelanę z gęby. Gdyż
ciutkę nierówno jest. A właściwie to jest nierówno w chuj (pardon). To jedyne
wytłumaczenie.
Trudno elokwentnie i sprawnie spławić menela (nie uciekając). Nie
pomagały odzywki typu:
–Ja nie noszę przy sobie
drobnych, czy ja wyglądam jakbym operowała drobnymi, dlaczego mnie pan obraża?
A ma pan wydać z dziesięciu?
–Płatność tylko kartą, więc czy
ma pan eee takie pudełeczko z przyciskami co się mu przeciąga a potem trzeba
znać pin, który aktualnie zapomniałam. (tak wiem, muszę popracować nad
słownictwem TECHNICZNYM. Wiem)
– Je na parle pas nic nie da de
nada.
I tak dalej. Ale charyzmy nie
miałam za grosz. I było to widać i czuć mimo okutania w kurtałki. Że nie umiem odmawiać, że jestem mientka.
A jak odmawiam to mnie to potem
męczy trzy kwadranse. Bo może pan X i pan Y by się dzięki mnie porządnego piwa
napili, a tak to siorbną wody brzozowej Brutal, którą dostali pod choinkę od
konkubiny (nie jest powiedziane, że wspólnej).
Niedawno przypadkowo poznałam lokalny
sposób skutecznej odprawy (niedzielne scenki dzielnicowe nauką życia). Trzeba
powiedzieć coś dobrego o czymś, o czym menel ma jak najgorsze zdanie. Gdyż to
honorowe chłopy są, od mientkiej melepety wezmną, ale od wroga ideologicznego
nie wezmą. Tematy polityczne zawsze działają. Poziom adrenaliny winduje się w
okolice kosmosu.
Dzielnicowe menele nie cierpią
Pisu. I tak zajadłe są, że same ODMÓWIĄ wziąścia grosika, jeśli rozegramy to
politycznie, wspominając od niechcenia coś, że już oczywiście wyciągam a z tego
profilu to pan dodudy podobny czy pan wie? Jeden to mi się tak nabuzował oraz
tak barwnie opisał co by zrobił temu i owemu
Pisiu, że aż myślałam, że się zadławię z żalu, że nie mam dyktafonu.
Gdyż to po prostu było tak malownicze i pełne nikiforowego frazeologicznie
żaru, że no po prostu doznałam afazji w nogach i ekstazy w uszach. Aż podszedł
do mnie przechodzień i się zapytał czy nie potrzebuję POMOCY, na co mu
powiedziałam, żeby został i posłuchał gdyż to jest creme de la creme tej
dzielni, to jest kwiat w szambie, ta zaimprowizowana okolicznościami poezja
denaturalnych ust. Człowiek-wacik na waszych oczach przemieniający się w
Godzillę. Darmowe namiętności, świeże wiązanki. Uznałam, że za długo trwa mój
podkloszyzm, moja nieznajomość społecznych podstaw dzielnicy w której mieszkam,
moje przechodzenie na drugą stronę chodnika.
Inny menel mi wyznał, że ‘pochodzi z komandosów’ (ke?). Ja mu
odwyznałam, że pochodzę z upadłej szlachty.
–
I widzisz pan jak skończyliśmy? – pytam.
Gdyż jemu brakowało do szkła, ja
co prawda niesłam kawałek plastiku zwanego kartą, ale literalnie rzecz biorąc
żadne z nas nie miało przy sobie REALNEGO PINIĄDZA.
Ale czasami nie chodzi o
pieniądze z tymi menelami. Tylko o wartości wyższego rzędu.
Wracałam kiedyś nocą do domu z
jakiejś imprezy, a napotkany po drodze menel nr 1231 szarpał z zapałem za
klamkę jakiegoś bardzo nieczynnego o tej porze przybytku lokalnego biznesu.
– Proszę pana – mówię jak
porządny obywatel, który zawsze reaguje. – Tylko się pan spoci, a szanse, że
pan jednak wyrwie te drzwi są NIKŁE.
Menel przestaje szarpać, patrzy
na mnie, patrzy na nocne niebo, znowu na mnie i mówi.
– Czy pani ma chłopaka?
– To nie pana sprawa – mówię
ostro.
– Nie ma pani chłopaka –
stwierdza smutno. – Proszę pani! Niech
pani sobie znajdzie chłopaka, nie można tak samotnie iść przez życie!
Gdyż menele bywają tez prorokami.
Najwyraźniej.
Mój kochanek, który nie pochodzi
ani z komandosów ani z biznesmenów w mercedesach ani nawet nie jest moim
chłopakiem, nie wie, że gdy czasem przy nim nie śpię, to myślę o tym menelu
szarpiącym klamkę, o repasacji rajstop, o nierównych chodnikach i całej masie
rzeczy, o których się nie mówi kochankowi.
Myślę o tym, jak to jest całe
życie mieszkać w jednej dzielnicy. Nigdy
nie opuścić krainy swego dzieciństwa. Patrzeć jak wycinają drzewa, na które
się wspinaliśmy w młodości, jak erodują mury na których wymienialiśmy pierwsze
pocałunki, jak wszystko parcieje, niszczeje, płowieje i się sypie. A czasem jak
przyjeżdża profesjonalny zespół budowlany i stawia piękny świeżutki
supermarket, pełen wyrobów wszelakich, za które dalibyśmy się w dzieciństwie
zabić. Market króluje w miejscu gdzie 20 lat wcześniej byliśmy rycerzami i księżniczkami. Nie freelancerami i
korpowyrobnikami, bez sensu toczącymi dyskusje z człowiekiem upadłym, gdyż
to taka namacalna nitka łącząca nas z tą siermiężnością, do której nie ma
powrotu. A jednak najwspanialszą, bo byliśmy wtedy dziećmi.
Czemu jestem taka gminna? Czemu
nie ma we mnie tego pędu do lukrowanego świata, tej wiary, ze wszystko może być
laminowane i w kolorze fluoryzującej magenty? Że ludzie to wymyci szamponami
kokosowymi project-managerowie pięćsiedemset na rękę i kredyt na fasadę z
kolumienką? I piękne panie w wełnianych płaszczach i na obcasach od których
stukotu boli mnie głowa? Czemu ciągle czuję ten bolesny sentyment do
przegranych, ale jeśli to zaraźliwe jest? Bo czuję, że to może być zaraźliwe i
że utknęłam tu na dobre i że mój instynkt każe mi się oswajać z okolicznościami
scenografii.
Mega!
OdpowiedzUsuńPowiatowo, ale mega ;)
UsuńAle mega:)
UsuńBardzo artystyczny tekst, jeden z najlepszych, który u Ciebie ostatnio czytałam!
OdpowiedzUsuńCo do meneli - oni lubili też zawsze zagadywać do mojego Taty, chyba głównie dlatego, że przyciągał ich swoją dobrocią i brakiem dystansu.
W dzisiejszych czasach nie można nie mieć dystansu, najlepiej do wszystkiego.
UsuńDzięki, choć artystycznymi bym tych wyznań menelocholiczych nie nazwała. Samo życie! ;)
Cud, miód i orzeszki!
OdpowiedzUsuńJa to wyczuwam w 200%, bo mieszkam całe życie (w dodatku od urodzenia) w jednej dzielnicy, co skutkuje chwilami zdziwieniem "ale jak to?... już się zestarzałam?... kiedyyy?"
Ach, więc są też inni tacy...
UsuńO raju :) zostawię Ci nutkę z innej bajki
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=GdSi_hPT2Lo
menel to chyba z francuska...pięknie
OdpowiedzUsuńŻul lepszy?
Usuń(Analiza porównawcza w toku)
A ja mam taki gust wypaczony, że lubię meneli!
OdpowiedzUsuńO ile tacy z tobą nie mieszkają i nie trzeba ich utrzymywać to czemu nie lubić? ;)
Usuńwybyłam z dzielnicy dzieciństwa, nie patrzę więc...a tekst w dziesiątkę, u mnie na wsi nie ma meneli )))zawsze daję kasę zaczepiona, zawsze ...
OdpowiedzUsuńWszędzie są, może nie epatują swą obecnością ;)
UsuńNa tym pewnie powinna polegać dzisiejsza charytatywność, że się nie odmawia temu, kto wygenerował dość odwagi cywilnej żeby podejść i poprosić, no cóż.
Piekny tekst! Tez raczej jestem gminna, lukier i pazlotko nie dla mnie. Tym bardziej, ze pod tym lukrem to najczesciej nic nie ma, zadnych konkretów. Zadnej tresci.
OdpowiedzUsuńA opis menela o denaturalnych ustach istrzowski :)
Lukier i pazłotko schodzi a laminat się trzymie, hm.
UsuńAle pazłotko nie? No co Wy. A z czego się pierścionki kręciło .. ech.no.
UsuńZe staniolu ;)
UsuńPiekny tekst, ze za diablem powtorze! Piekny!
OdpowiedzUsuńDanke, dear.
UsuńSzczytujesz :) Brawo, brawo! Bardzo piękne, sentymentalne i jakże moczące oko zakończenie.
OdpowiedzUsuńPrzytulmy się :*
Dodam tylko, że pamiętam WSZYSTKIE nalepki alkoholi z dzieciństwa. Sentymentem darzę ten jarzębiaczek.
UsuńNagle zapragnęłam mieć taką wódzią kolekcję oprawioną i powieszoną w kuchni. Bo mi nieswojo tak ślęczeć nad garami pod gołą ścianą, a tak by było weselej ;)
Usuń(A jeszcze niedawno to przemyśliwałam niderlandzkie martwe natury z gąską, eh)
"Słuchający improwizacji Mickiewicza płakali ze wzruszenia. Pytani, o czym mówiły, nie potrafili jednak powiedzieć."
OdpowiedzUsuńA niech to!
Usuń"Dzielnicowe menele nie cierpią Pisu. I tak zajadłe są, że same ODMÓWIĄ wziąścia grosika, jeśli rozegramy to politycznie, wspominając od niechcenia coś, że już oczywiście wyciągam a z tego profilu to pan dodudy podobny czy pan wie? "
OdpowiedzUsuńales pojechala po Ove - biedak cos zamilkl, pewnie rany lize ;)
W mojej dzielnicy większość mieszkańców nie lubi Pisu, tak wyszło. Nie konfabuluję sobie tegoż faktu lecz mam twarde dowody w postaci lokalnej wywieszki z wynikami wyborów - ostatnich oraz każdych.
UsuńChyba nie jest najlepiej mieszkać całe życie w jednej dzielnicy. To co było fajne, przemija, a to co nowe, już nie jest nasze.
OdpowiedzUsuńCzy menele naprawdę nie cierpią PiSu? A może oni nie cierpią każdej partii, która aktualnie rządzi?
Chomiku,
cierpisz bez okazji wyżycia się na moim blogu? Jak chcesz, zrobię Ci zagródkę i wysypię trochę ziarna. Napiszę coś tam o Dudzie i będziesz dokazywał :)
Ove, jesteś sensem mojego istnienia, mym duchowym ojcem, więc co się dziwisz, ze reaguję na wzmianki o Tobie nawet w odległych zakątkach sieci ;) Autorce ukłony i podziw, za porywający wpis.
UsuńNiedawno, na okazję wiosenno-pogodową, wyciągnęłam beret, zatem czuję się zaszczycona.
UsuńTak, Ove, jako par excellance przegrani nie cierpią wygranych, w każdej dziedzinie.
Świetny tekst.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością zassałam.
Mam nadzieję, ze zdrowo się odbije ;)
UsuńIleż wspomnień etykietowych. A panowie hobbystyczni kiperzy, to kopalnia mądrości życiowych i kultowych tekstów. Pamiętam jednej zimy, na dworze -20 z haczykiem, my przy piwku i papierosku przy jednym stoliku, On zadumany przy drugim. Wbija kobitka, zziębnięta cała, poliki w szronie, szal po oczy i rzuca:
OdpowiedzUsuń- Ale zimno!
Ocknął się. Popatrzył i rzecze:
- Jak ci zimno to se kup książkę o ciepłych krajach albo się zakop w gnoju!
Ot, wujo dobra rada :P
O tak, niektórzy to mistrzowie ciętej riposty, zwłaszcza po ocknięciu, albo i nawet bez tego ;)
Usuń(Nawiasem mówiąc zimno mi, kaloryfery wyłączone, w grę wchodzi książka ;)
Świetne. Przy okazji uświadomiło mi, że straciłam kontakt z rzeczywistością i menele zniknęli z mojego otoczenia, jak sen jaki złoty. Pamiętam za to ostatnie spotkanie, bo było zabawne. Szłam z koleżanką i już z daleka zauważyłyśmy zataczającą się gromadkę. Udawajmy angielki to się odczepią, rzuciła ona. Menel zaserwował nam typową gadkę, a ona mu na to kawałkiem z Szekspira. Menel wyraźnie się ożywił i odpowiedział lirycznie Wordsworthem. Gęby nam się otworzyły ze zdumienia, i tak już zostały.
OdpowiedzUsuńMnie by żuchwa wypadła ze stawów. Ale nigdy nie wiesz kto, gdzie i w jakich okolicznościach zmeneliał (się).
UsuńKiedyś , to były napoje;)
OdpowiedzUsuńWiesz co, po przeczytaniu tego posts, najszła mnie tęsknota, za |"moimi menelami". Owszem, pożyczałam czasem dzisięć złotych, nie więcej, ale zawsze honorowo oddawali. Ale nie o tym ja. Mieszkałam na czwartym piętrze, windy psuły się notorycznie i tzw. element., często pomagał mi znosić, a to wózek, a to rowerek, a ja znosiłam dziecię na rękach, bo element bywał wczorajszy. Potem się kłaniali, polecali na przyszłość. Zawsze byli chętni do pomocy.
Za takimi to tylko tęsknić.
UsuńJak rozumiem zagranicznych odpowiedników brak? Eh.
Myślałem, że tylko ja mam takie pokopane myśli gdy nie śpię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Stan pokopania bezsennych myśli wyznacza poziom komplikacji osobowości. Lub wręcz przeciwnie.
UsuńPoezja!
OdpowiedzUsuńna prozaku ;)
UsuńChciałoby się coś dopisać sensownego i z polotem ale NIE DA SIĘ,krotochwilo trwaj!:)))
OdpowiedzUsuńOstatnio małom krotochwilna, ale trwam na posterunku, a jakże.
UsuńPrzepiękne tekst, przewart publikacji! Nic dodać i nic ująć, chociaż ... ostatnio spędziłem upojne, wiejskie popołudnie z kimś, kto bez dwóch zdań kwalifikowałby się do menelskiej kategorii, gdyby nie był właścicielem wszystkiego wokół. Sklepu, kilku domów itp. I tak po raz pierwszy w moim życiu to nie ja kupowałem alkohol, a sinolicy, podlaski obywatel:)
OdpowiedzUsuńNo chyba w gazetce osiedlowej, o ile w ogóle jakąś mamy ;)
UsuńPodlaski to ja czasem kupuję ser ;)
Tymczasem. Wypuściłam się ostatnio gdzieś dalej, spotykam znajomą i ona mi serwuje ploteczki oraz fakty w temacie np kto jest właścicielem mojego najbliższego marketu (inny sinolicy chłoporobotnik), jakie umowy ma podpisane inszy market obok - skąd ludzie to na Boga wiedzą? (pytam retorycznie, chyba, że coś wiesz, że np takie rzeczy wypływają na brudziu ;)
Anyway, następny tekst musi być bardziej światowy.
Etam w gazetce. Trza szerzej jak mawiają w okolicach Elbląga:) Jak to skąd wiedzą? Nie marnują czasu na blogi i inne pierdoły, tylko pracowicie ciułają informacje. A po co bóg stworzył poczekalnie u lekarzy i parapety? Właśnie po to! PS. Czekam na ten światowy:)
OdpowiedzUsuń