Moim faworytem jest super glue oraz topless siurkająca pozostałość po niedźwiedziu ;)
Jako osoba mająca za sobą kilka dramatycznych (choć nie śmiertelnych)
doświadczeń pozwolę sobie podzielić się kilkoma
radami:
- piecyk gazowy jest niczym
kochanek z krajów śródziemnomorskich – płomień gaśnie w nim szybko a niespodziewanie. Stale musimy być
czujne, żeby nie zrobiło się zbyt czadowo (z piecykiem, nie z kochankiem)
- jeśli nie chcemy być posądzeni o
post-punkowy styl z powodu braku połowy brwi i dziur w swetrze - nie
kupujemy najtańszych zapałek i nie
podpalamy nimi papierosa! Jest duże prawdopodobieństwo, że producent
robił wcześniej w fajerwerkach i choć splajtował na odszkodowania dla kalek to
ambicje niejakie, w skali mikro ale jednak, mu po przebranżowieniu pozostały ;)
- sprawdzamy czy podarowane nam w promocji rękawice kuchenne mają atesty, bez nich bowiem nasza własna ręka dzięki pośrednictwu rękawiczkowego bubla może stopić się w jedność z plastikową
rączką zdejmowanego z kuchenki gara, po
której to niespodziance wykonamy dziwny indiański taniec w podskokach i
skończymy z ręką w kiblu, w celu przyniesienia sobie doraźnej ulgi
- Nigdy nie używamy prostownicy do
włosów, kiedy się spieszymy na spotkanie ponieważ swądu pieczonego ucha nie
da się zniwelować żadną perfumą. Już
chyba lepiej nakryć takie ucho liściem sałaty i bułką i udawać hamburgera niż wyjść na taką fryzjerską niemotę.
Miałam taką koleżankę dochtorkę (teraz za granicą of kors) która pracowała na ostrym dyżurze. Lubiłam te jej zdziwienia nad światem. To, że w anusie może dochtór pogotowia znaleźć rzeczy wszelakie, od butelki po komórkę, to są nowinki z lat 90, które już na nikim nie robią wrażenia. Natomiast zaposiąść koński włos w mosznie to jest już osiągnięcie moim zdaniem godne czempiona. I się proszę nie pytać jak, wyobraźnię proszę uruchomić! ;)
(albo i nie)
Nie poddawajmy się zatem! Tylko zanućmy...dumb ways to die...
a suszyć włosów przy uchylonym zapalonym piekarniku też nie?
OdpowiedzUsuńCiebie w ogóle nie podejrzewam o takie wypadki, moja droga.
UsuńNie posiadam na stanie (i cale szczescie!) piecyka gazowego. Z reka w nocniku zdarzalo mi sie juz budzic, ale do kibla jeszcze jej nie pchalam! Musze wyprobowac!
OdpowiedzUsuńZapomnialas wspomniec o wylaczeniu telefonu podczas prasowania. Mozna wyladowac na ostrym dyzurze z poparzonymi uszami. I wtedy doktor zapyta:
- Jedno ucho moge zrozumiec, ale dwa?
Na co otrzyma odpowiedz:
- Bo chcialam zadzwonic po pogotowie.
Milego dnia!
Oj tak piecyk gazowy zwany junkersem umila mi życie od dziecka niemalże. W każdym mieszkaniu, w którym dane mi było mieszkać było to straszne stworzenie. W starej poniemieckiej kamienicy był junkers jeszcze z wajchą. Nie wiem ile to to miało lat, ale tato zawsze musiał mi go zapalać, bo ja się bałam. I tak z tym strachem sobie żyje, bo i teraźniejsze mieszkanko jest obdarzone (już nowym) junkersem. Ale że on nowy, to nie bardzo ma znaczenie, ponieważ na parterze jest słaby cug, a i wiatr radośnie hulający po łazience (z kratki wentylacyjnej) lubi zachwiać istotą płomienia i prawie za każdym razem junkers wybucha (ogień leci tak dołem). Ja już mam odruch kulenia się i biegu do drzwi w razie co. Ma ta przypadłość naszego stwora jeden plus. Jak mi się nie chcę myć naczyń, to mówię mężu, że nie mogłam, bo junkers zgasł i nie było na to rady! A faktycznie tylko ON tylko mój mąż potrafi go ponownie wskrzesić.
OdpowiedzUsuńPoprawiłaś mi nastrój (chociaż piosnka już bawi mnie od wczoraj)Mój ulubieniec to ten z oczami bez głowy i ten z wężem w oku. Za każdym razem padam też na widok tego z balonikiem. Jak on go próbuje dosięgnąć łapką!
Myślę, że wesołe byłoby też odebranie telefonu podczas siarczystej burzy w środku lasu, chociaż nie chyba większe niebezpieczeństwo na łysej polanie:) Koński włos w mosznie! aaaa ciekawe ciekawe!
Moszna? prąciem bardzo (to nie moje to mojego pana od historii z liceum-zresztą świetnego historyka):))
Pozdrawiam cieplutko pięć minut przed włączeniem trybu żona, czytaj zrobić pranie, ugotować obiad, a wcześniej zrobić zakupy brr/wrr (no, ale raz na dwa tygodnie-wolny poniedziałek za pracującą sobotę się może żona uruchomić_. No nie?
No tak. Czyli junkers w zestawie z mężem :)
UsuńNo bardzo to życiowe, żeby ci tylko nie został ten odruch kulenia się za każdym razem jak powieje ;)
Ciebie to tylko ciepło pozdrawiać!
Ahahaha, filmik genialny i przeuroczy :) Moje serce podbił szczególnie wywijający tyłeczkiem niebieski stworek, cwaniak próbujący minąć blokady przedpociągowej (jest takie słowo?) i oczywiście super glue ;) Rzeczywiście, pocieszające i pozytywnie nastrajające dzieło!
OdpowiedzUsuńJest słowo 'przedpotopowa', np blokada przedpotopowa to wał antypowodziowy ;)
UsuńZa mało tu wypadków z wodą, ale dzieło i tak satysfakcjonujące :)
widzę że nie tylko ja mam zabójcze pomysły :
OdpowiedzUsuńnigdy przenigdy nie rozgrzewaj żeby zmiękczyć wężyka do tlenoterapii na odkręconym tlenie. ( dobrze ze był reduktor, paliło się tylko do ściany), a jak frywolnie się kręcił nad głową pacjentki...
koleżanka kiedyś wyprasowała kołnierzyk, na sobie. było ostro.
:)))
UsuńCiebie to rzeczywiście trudno przebić ;)
(A co tam u was jakiś deficyt tlenu macie, że trzeba z wężyka?)
Ja dodam jeszcze jeden zakaz - nigdy nie próbujcie mierzyć temperatury podanego na obiad spaghetti przy pomocy termometru lekarskiego.
OdpowiedzUsuńNIGDY!
Wiem, co mówię!
Nie możesz liczyć, że nie spróbujemy, skoro nie rozwinąłeś tematu ;)
UsuńChociaż nie - szkoda mi moich ostatnich rtęciówek, bo teraz już się ponoć nie da kupić. A poza tym po co komu znajomość temperatury szpageti?
Zdarzyło się kiedyś, że przeszukawszy poimprezowe pobojowisko nijak nie mogłem namierzyć zapaliczki. Przypomniał mi się wtedy jeden znajomy weteran zabaw ekstremalnych, jak odpalał peta od kuchenki - taki oldschool, odpalanej iskrą elektryczną. I ja też sobie zapragnąłem przy kolegach taką znajomość tematu wykazać. Tylko nie wiedziałem, że to trzeba ostrożnie, a nie dziób w ogień wkładać na hurra. Takie mi się śmierdzące i pozakręcane krzaczki z brwi zrobiły. Ale przynajmniej zapamiętałem, że trzeba ostrożnie:-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że brwi ci się już odkrzaczyły, a jak nie to zawsze możesz prostownicą je pociągnąć ;)
UsuńMoja specjalność to wpadki łazienkowe z użyciem kosmetyków. Może nie aż tak niebezpieczne, jak opisywane powyżej, ale... Użycie pianki do golenia w roli dezodorantu (dużo sprzątania potem!), czy umycie okolic intymnych szamponem head&shoulders dla mężczyzn (oj, szczypie!) to wyczyny na porządku dziennym...
OdpowiedzUsuńNo cóż, płyn do płukania ust też nie powinien być sprzedawany w butelce jak od szamponu...
UsuńTak, żeby od razy wystąpiło zagrożenie życia, to mi się jeszcze nie zdarzyło!
OdpowiedzUsuńAle za to w moim obecnym biurze kiedyś przed paroma laty z powodu mojej, hmmm, nieprzemyślanej decyzji o skręceniu do minimum kaloryfera, przy -20 stopni na zewnątrz, kaloryfer zamarzł.
Nie byłoby tak źle, gdyby woda zamarzając się nie rozprężyła i nie wysadziła kaloryfera...
Kiedy się ociepliło którejś niedzieli o 4.30 rano woda zaczęła przez to pęknięcie uchodzić z całej instalacji wodnej w domu.
Akcja ratunkowa na dwa mopy i wiadra moja i Córci trwała jakieś 2 godziny.
Kiedy już zebrałyśmy wodę z całej instalacji (woda była gorąca, ale się udało nie poparzyć), nagle w domu zaczęło się robić coraz zimniej.
Żadne służby hydrauliczne nie przyjechały, bo przy 2 metrach śniegu nikt normalny nie pracuje nawet na dyżurach.
Doczekałyśmy przy marznącym domu do godz. 7 rano, a potem zadzwoniłyśmy po dziadka, który nam ten kaloryfer odciął od sieci.
Dzięki temu można było z powrotem włączyć ogrzewanie.
Ale trwało to parę godzin, pod koniec siedziałyśmy w kurtkach i czapkach, więc groziło nam zamarznięcie.
Wydaje mi się, że już komentowałam, mam nadzieję, że tej opowieści google nie zeżre.
Pozdrowienia!
iw