czwartek, 16 sierpnia 2012

Pocztówka z Berlina, część 1

Berlin to bardzo malownicze miasto.










szkoda tylko że rozkopane po całości...
















Ponieważ jednak lubię koparki i te seksi pneumatyczne wysięgniki przeszkadzało mi to tylko w 80%. Przejdźmy do rzeczy.
W tym pudełku siedzi Angela:











Jak nas nie stać na Paryż to znajdujemy najbliższe miasto z placem Paryskim, siedzimy wcinając bagietę lub kruazą i se wyobrażamy...















Tymczasem w Berlinie: Hans niestety nie dał się poderwać...













Jurgen także mnie nie chciał... przewieźć swoim bijomoto.












Nie ma to jak porządna ruska czapa z futra, zwłaszcza w 30 stopniowym upale...













Nad Szprewą. W dzień słonecznie














a wieczorami danisingi, tanga i salse.






Jeśli chodzi o rzeźbiarstwo miejskie - dręczenie koniny na wszelkie możliwe sposoby


























Natomiast wszystkie wypatrzone pierwiastki żeńskie rozluźniają masą rozsiadłych się Bert. Człowiek od razu zaczyna konsumpcję precla co to go sobie obiecał nie zeżreć w celu zachowania formy.












Berlińscy chłopcy jak te lale







I od wuja misiów wszelakich: kamiennych, cementowych, pleksiglasowych i pluszowych, tak ukochanych przez japońskie turystki:











Mnie podobały się zestawienia fasad w jednym, ulicznym ciągu: od bardzo stareńkich, starych, stylizowanych na staroć aż po błyszcząco nowe. Wiecznie szukam takiej ulicy, która byłaby ilustracją historii architektury ;)










Na pozostałościach DDR się nie fokusowałam










Niestety nawet w kraju ordnungu zdarzają się przykłady bestialskiego wandalizmu:











Po długich godzinach snucia się - najsłodsza memu pęcherzu budowla (desperackie pytanie: - Ekskjusmi where is das klopen? nie spotykało się najczęściej  ze zrozumieniem)











Nawet 5letni turysta niemiecki dysponuje sprzętem o znaczniejszym poziomie zaawansowania technicznego niż moja małpa. Frustrated ;I













Jedna z moich fotek z Berlina...tia. Na szczęście mam też takie, na których występuje sama głowa, więc zawsze można skleić i pamiątka a la Frenkensztajn będzie w sam raz. (Przeciętny amator fotkografii zapomina w pełnym słońcu, że istnieje coś takiego jak wizjer. WIZJER!)













Tymczasem w kuchni suszyły się przywiezione z polskiej ziemii dary:







Reklama Play, która przywitała mnie pierwszego dnia po wyjściu z dworca, w czasie drogi powrotnej zmieniła się w złowróżbne PAY. Bardzo życiowe.













W następnych częściach  "Moich wspomnień z Raichu" odcinek "Miasto rowerów" i "Jak podróżowałam z Fiffi i Dolly" ;) 
Tymczasem odcinek 2 - TU

6 komentarzy:

  1. Relacja bardzo zachęcająca, aczkolwiek to co rzuciło mi się w oczy najbardziej to Twoje spodnie. Są awesome i wpisuje je na listę masthewów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, no rzeczywiście gacie przewiewne a wygodne i w kolorze groszku to wybór w sam raz na wakacje.
      Już planuje zostać blogerkom modowom :)

      Usuń
  2. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Twoich przygód w Berlinie. Obśmiałam się jak norka jak zwykle. Skąd ta norka!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zastanawiam, ale jeśli zaczniesz obśmiewać się nienorkowo to chyba zacznę się martwić ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. No, Berlin z Ordunungiem za wiele wspólnego nie ma... ;) Ale ja na przykład bardzo lubię tę obklejone znaki z w okolicy Muzeum Komunikacji. Zwłaszcza, ze obklejają je ci bardzo kulturalni ludzie, którzy do tego muzeum chodzą, gdyż są to bilety w formie naklejek. ;)

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...