sobota, 1 czerwca 2013

O dzieciach nie dla dzieci czyli jak nieładnie grzebać dziecku w majtkach

Znacie ten dowcip?
Pyta się ciężarna podczas badania USG:
- Panie doktorze to chłopak czy dziewczynka?
- No wie pani, na tą odpowiedź to trzeba poczekać przynajmniej kilkanaście lat...
.......
Jest taka nowa religia i się ona nazywa Dla dobra dzieci. Wszystko nią można wytłumaczyć i usprawiedliwić – no bo wiadomo: dla dobra dzieci. Z tym się nie dyskutuje.

W imię tej nowej religii można wszystko. Można rodzicom, ot tak, odebrać dziatki [klik]. Problemy są jakieś wychowawcze? No to odbieramy, szlus i po problemach - teraz rodzice muszą się skupić na zarabianiu mamony na adwokatów, żeby pociechy odzyskać, więc nie mają czasu na to, żeby je źle wychowywać. Państwo je natomiast w odpowiednim przybytku u obcych ludzi lub w ochronce wychowa bardzo dobrze i jeszcze się potem dorzuci na terapię. Co za gest. 

Jeśli jednak państwo zdecyduje dziatki u rodziców rodzonych zostawić, to i tak nie zostawia możliwości, by je wychowywać po swojemu, tylko tak, jak należy, po europejskiemu, w nowym duchu samoświadomości i szerokiego spektrum możliwości [klik]. Rodzic niby najlepiej zna etapy rozwoju dziecka i jego wrażliwość, ale państwo dziecku na wszelki wypadek zaordynuje edukację, w postaci terapii wstrząsowej, odgórnie. W promocji. Co za gest.
No ale wiadomo - gest do gestu i ani się obejrzysz, dzieciaku, a robi się z tego robi stosunek seksualny. Do którego zanim przystąpisz, to powinieneś wiedzieć, po której stronie seksualnej barykady [klik]. I wspomagane gremium psychonaukowym, żadnym tam wiejskim znachorstwem, da ci państwo na tą decyzję najlepszy czas antenowy, między bajką o króliczku a wycinanką z żabką, czyli jak masz 6 lat. Powodzenia!

Od razu mi się przypomina przeczytane w młodości opowiadanie Philipa K. Dicka o 10-letnim chłopcu, który ucieka z domu, bo jego zawiedziona wychowawczo matka, postanawia się jednak zdecydować na aborcję. Możliwą do 10 roku życia dziecka. Co oczywiście było głosem w sprawie prawa do aborcji pisarza, zranionego decyzją żony (zranionej psychozą męża ;). Niemniej nasuwa się jeden, jakby, wniosek. Dla pewnych kwestii jest pewien odpowiedni, nie zahaczający o tereny absurdalium, czas na decyzje. I nie jest to 10 lat na aborcję ani 6 lat na decydowanie o swojej płci i technikach masturbacyjnych. Ani 3 rano po ostrym picu i macankach na imprezie integracyjnej pracowników WHO dla wymyślania cudów-wianków w kwestii edukacji seksualnej i rodzinnego prawodawstwa. Tak, do was mówię, panowie i panie decydenci. To taka subtelna granica dzieląca odebranie rodzicom możliwości wychowywania swojej własnej puli genów wedle własnego uznania i totalitaryzm.

No to jeszcze kilka kadrów w temacie

"Dziecko jest jak walizka, którą pakujemy latami. Wszystko, co się w niej znajduje, kiedyś musieliśmy tam włożyć"
(Wojciech Eichelberger)
......
Przypominam, że w zeszłym roku na Dzień Dziecka zamiast ciężkiego kalibru utyskiwań zaprezentowałam lekki worek z prezentami [klik] ;)

12 komentarzy:

  1. Jesuuu, 30 wariantow tozsamosci do wyboru, a ja mecze sie przez cale zycie z tym jednym!
    Chyba pora zakosztowac pozostalych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile w nas jeszcze z dziecka? Oby jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bym nie chciała, żeby mi ktoś rozerotyzował niepotrzebnie dziecko. Czemu miałoby to służyć?
    Dobru społeczeństwa? Chyba libertyńskiego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobru jak dobru, ale konsumpcji by się taki model wychowania przysłużył.

      Usuń
  4. I do tego jeszcze chcą, by tego wszystkiego uczyli w szkołach. Nigdy w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ano słyszałam piąte przez dziesiąte o pomysłach na edukację seksualną dla przedszkolaków, ale dopiero porządna inwentaryzacja uporządkowała moją wiedzę na ten temat.
    Hmm, czy ktoś tutaj zmysły postradał?! Czemu to ma służyć? Czy wszystko ma być odgórnie regulowane? I czy ja, jako rodzic nie mam nic do powiedzenia w kwestii uświadamiania własnych dzieci w sprawach intymności, seksualności, ale także spraw ostatecznych jak śmierć? Jaka jest wobec tego emocjonalna różnica między dzieckiem a dorosłym?

    Droga IK, nie jestem ani nawróconą, ani dewotką, ale stojąc dziś pod kościołem, patrząc w dal na łąki i słuchając czytań, uderzyła mnie trafność tych słów:

    "Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą od nas otrzymaliście, niech będzie przeklęty!
    A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa."

    (źródło: http://biblijni.pl/czytania/1882_czytanie_z_listu_swietego_pawla_apostola_do_galatow.html)

    No to było słowo na niedzielę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Ja się niestety ludziom staram przypodobać i o względy ich zabiegać - taka robota ;)

      A co do dzieci - choć intymność tychże nie jest już tylko sprawą rodzinną, to masz szerokie pole do popisu w kwestii spraw o wiele bardziej ostatecznych czyli śmierci.

      Usuń
  6. Jasne! Przecież koledzy w przedszkolu i szkole, albo wujek z lasu - wszystkiego nauczą!

    OdpowiedzUsuń

No to cyk! Nie ma się co pieścić.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...