Czego to ja się wczoraj nie nasłuchałam w mediach, jakimż to sukcesem narodowym nie było to Euro. Co prawda nie zbudowaliśmy zaplanowanych 6000 km autostrad, tylko 60 i nie przyjechał zapowiadany milijon turystów, tylko jakieś 50 tysięców, ale ogólnie sukces zabójczy, premier pąsowieje z dumy (oj, żeby to się w rumień zakaźny nie przerodziło, to ciągłe chodzenie w pąsach), Jarko narzeka.
No ale żaden naprędce sklecony stadion się jednak nie zawalił - więc rzeczywiście sukces.
Miasta powoli oswajają się z codziennością, strefa kibica zaczyna znikać z przystanków.
Wczoraj wywiady radiowe z działaczami.
- 60 % zapytanych kibiców deklarowało chęć powrotu do Polski - mówi entuzjastycznie działacz X.
(no ale zapytany po suto zakrapianym meczu kibic co ma się nie deklarować)
Na to pomocny pan redaktor:
- No ale nie sami! Nie sami?
- No eeee nie, z eee osobami towarzyszącymi.
No to będzie weselicho w turystyce, z przytupem, jak nic. Miejmy nadzieję, że osoby towarzyszące to pozostałe 40 % i gitara gra ;)
I pojawiające się słowo-klucz, z którym dyskutować nie można:
'infrastruktura gospodarcza'. Albowiem poprawiła się owa tajemnicza
materia i to jest niepodważalny dowód na euro-sukces. Może powinnam się przemianować na Infrastrukturę krotochwil, hm? Bo to mi jak nic zapewni jakichś trzech turystów więcej.
Ale najlepsze, że w tym samym serwisie dowiaduję się, iż zostaliśmy wybrani na gospodarzy mistrzostw świata w piłce ręcznej w 2016 roku. No ha, kto tego nie przewidział, jeśli nie JA! I znowu zaczyna się makabreska: znowu trzeba wybudować ileś tam hal z 10 tysiącami miejsc, jeszcze nie ostygły emocje po Euro a już Katowice, Wrocław i inni pocą się, jak by się tu w 4 lata ogarnąć.
TO SIĘ NIGDY NIE SKOŃCZY!
Z dedykacją dla wszystkich, którzy nie trafiali:
Oj, Remi, ale żeby w rowerzystów tak? ;)
Oraz coś biało-czerwonego z okazji, a jakże