Marion Cotillard, fot. Tim Walker
To było tak, to było tak. Stoję sobie na przejściu dla pieszych, które wyposażone jest w takie specjalne przyciski i jak się tych przycisków w odpowiedniej sekwencji czasowej nie naciśnie (z dwóch stron najlepiej) to można czekać do emerytury. Więc czekam i czekam. A obok mnie czeka jakieś niecierpliwe dziewczę, widać, że aż ją nosi, aż jej skwierczą gumy pod podeszwą tak się rwie, tak jej się spieszy. Trzeba przyznać, że o tej porze nic nie jedzie, a my tak sterczymy jak niedojdy. No ale czerwone jest a zasady bezruchu drogowego należy szanować. Stoję w odległości od dziewczęcia niewielkiej, ale na tyle strategicznej, by zobaczyć wyłaniający się zza rogu budynku za przejściem czubeczek maski przycupniętego radiowozu. Dziewczę w końcu nie wytrzymuje i, nadal w poświacie czerwoności świateł, rusza z kopyta.
To było tak, to było tak. Stoję sobie na przejściu dla pieszych, które wyposażone jest w takie specjalne przyciski i jak się tych przycisków w odpowiedniej sekwencji czasowej nie naciśnie (z dwóch stron najlepiej) to można czekać do emerytury. Więc czekam i czekam. A obok mnie czeka jakieś niecierpliwe dziewczę, widać, że aż ją nosi, aż jej skwierczą gumy pod podeszwą tak się rwie, tak jej się spieszy. Trzeba przyznać, że o tej porze nic nie jedzie, a my tak sterczymy jak niedojdy. No ale czerwone jest a zasady bezruchu drogowego należy szanować. Stoję w odległości od dziewczęcia niewielkiej, ale na tyle strategicznej, by zobaczyć wyłaniający się zza rogu budynku za przejściem czubeczek maski przycupniętego radiowozu. Dziewczę w końcu nie wytrzymuje i, nadal w poświacie czerwoności świateł, rusza z kopyta.
Więc łapię ją za ramię i mówię:
– Uważaj! Radio...
A dziewczę mnie na odlew, w
półobrocie, CHLAST (ja, ledwo ledwo, ale jednak: unik) i z wrzaskiem:
– Won stara kurwo!
przebiega przez skrzyżowanie, skręca
i wpada prosto na maskę radiowozu (co za niefart, vrainement).
I nadal stoję, bo czerwone światło też nadal. I zdziwiona jestem, bo przecie miałam dobre chęci, z miłości bliźniego to zrobiłam, nie złapałam jej w końcu za tyłek/ pierś/ torebkę ale za neutralne ramię. No i rozumiem, że odruchy samoobronne to cenna rzecz u kobiet. No ale BEZ PRZESADY. I tak stoję ale noo tak, już czuję, że mnie wzięło wzdęło, że spóźniony zapłon nie jest całkiem niedziałający, moje ciało napełnia się adrenaliną, co tam napełnia się – ja puchnę, adrenalina mnie rozsadza, uszami mi się wylewa. Oraz już mną telepie za złości, już się w moim ciele tymczasowo zakwaterował MEGAWKURW. Światło zmienia się na zielone i przechodzę, ale czekają mnie jeszcze drugie, czerwone światła, a może zresztą to nie światła są czerwone tylko mnie już po brzegi ZALAŁA KREW. A obok stoi radiowóz i dwóch policjantów wręczających dziewczynie mandata.
– Cicho, cicho – mówię temu
wkurwu i może gdyby światło było zielone i mogłabym pójść dalej...to może. No
ale nie. Drugie czekanie na światłach to jak wodzenie tego wkurwa polanego
adrenalinowym sosem na pokuszenie. Więc niestety obracam się na pięcie i
maszeruję w kierunku radiowozu z takimi oto słowami:
– Przepraszam BARDZO!!! Muszę coś
powiedzieć, bo byłam świadkiem zdarzenia przekroczenia. Próbowałam ją powstrzymać,
na co ta młoda dama, DAMA, HAHAHA, nazwała mnie starą kurwą. I chciałabym złożyć
oświadczenie tej pani, że nie tylko nie jestem kurwą, ale już na pewno nie
jestem kurwą STARĄ!!!! – teraz to już się drę na całą ulicę, aż mi tchu
brakuje.
– W związku z tym mam nadzieję,
że to będzie KUREWSKO wysoki mandat!
Ale to nie jest taka anegdotka o
tym, jako to ja jestem bardzośna. Niestety nie. Podobno istnieją ludzie
uzależnieni od adrenaliny, co to na bandżi skaczą i spadochronie, krokodyle
ganiają po dżungli czy z Alp zjeżdżają na deskorolce. I oni bez tej adrenaliny
nie mogą żyć, takie życie bez adrenaliny ich nudzi. No ale to nie ja, bardzo
nie ja. Ja z adrenaliną nie mam nic wspólnego, w ogóle nie jesteśmy
spokrewnione. Ale mechanizmy mam te same, co insze przedstawiciele gatunku
ludzkiego i bywają sytuacje, że mi się ona, ta adrenalina, wydziela. Czy
dostanę bęcka czy zrobię unik. I że
mi się też, jednocześnie, urażona ambicja odzywa, bo nikt nie lubi wyzywania. Czy
inwektywa trafna czy chybiona. Nie jestem na takie sytuacje przygotowana. I na
pewno nie powinnam wtedy iść w monologi.
Bo człowiekowi zdenerwowanemu a
niespokrewnionemu z adrenaliną głos się raczej łamie, w związku z czym na
zmianę mówi on albo teatralnym basem albo popiskuje w wysokich rejestrach,
osiągając oktawy wyższe od śpiewaczek operowych. Jednocześnie człowiek taki
dyszy jakby zaraz miał urodzić. Nie jestem pewna czy w ogóle idzie mnie
zrozumieć, czy w ogóle mi działa półkula od spraw zarządzania werbalną
komunikacją, chwilowo utopiona we krwi.
Dwóch policjantów wygląda bowiem jak
obsada filmu ‘Największe światowe zdziwienia ever. The best of’. Jednemu opadła
szczęka a drugiemu ręka, w której trzymał ten swój kajecik i długopisik. A za
to brwi im podjechały do góry a oczy wybałuszyły się, jakby nagle zapadli na
problemy z tarczycą. Policjanci patrzą na siebie po czym na mnie po czym na
siebie po czym na mnie. Natomiast dziewczęciu niecnemu a bitnemu, z wyglądu
classy dresiareczce, twarz blednie a za to oczy zwężone w mściwe szparki,
ciemnieją. Oj, chyba nie będę przez jakiś czas wychodzić wieczorami z domu, bo
ta twarz mówi ‘Lepiej lala nie wychódź
wieczorami z domu oraz w ogóle nigdy’.
Światła zmieniają się na zielone,
więc, nadal dysząc, oświadczam:
- Dziękuję, to wszystko z mojej
strony, muszę już iść, do widzenia!
I przechodzę, trzęsąc się i podrygując jak Parkinson i ofiara wyjątkowo wściekłej kolonii tyłkowych owsików. Mam wrażenie, że zostawiam na trasie swojego marszu do domu ślady, niczym postrzelony jeleń. To jest ta krew, co mnie zalała, a teraz ze mnie partiami uchodzi. Adrenalina też już się jakby zaczyna pakować. Po dotarciu do domu czuję się nieco lepiej, serce mi jeszcze wali, ale już coraz wolniej i ciszej. Bardzo odświeżające, muszę przyznać, daje ta mieszanka uczucie, jak już zejdzie. O ile oczywiście nie dostałam jakiegoś zatoru w mózgu – bo przysięgam, że para mi z uszu szła, jak w kotłowni ;).
I przechodzę, trzęsąc się i podrygując jak Parkinson i ofiara wyjątkowo wściekłej kolonii tyłkowych owsików. Mam wrażenie, że zostawiam na trasie swojego marszu do domu ślady, niczym postrzelony jeleń. To jest ta krew, co mnie zalała, a teraz ze mnie partiami uchodzi. Adrenalina też już się jakby zaczyna pakować. Po dotarciu do domu czuję się nieco lepiej, serce mi jeszcze wali, ale już coraz wolniej i ciszej. Bardzo odświeżające, muszę przyznać, daje ta mieszanka uczucie, jak już zejdzie. O ile oczywiście nie dostałam jakiegoś zatoru w mózgu – bo przysięgam, że para mi z uszu szła, jak w kotłowni ;).
No i nic, tyle.
No to teraz interpretacja lajfstajlowo-outfitowa, z jakiegoś rodzimego pisemka modowego
...czyli, że mogło być tak romantycznie, ah, łącznie z pieszczotami piersi. Ale nie było, cóż.
...
Wszystko by było pięknie ładnie,
taka historia, gdyby nie fakt, że nie wiem, co się porobiło ze współczesnymi
kobietami. Tym osiedlowym elementem, nieprawdaż, no ale jednak KOBIETAMI.
Zhardział ten element jakoś i czuje się bezkarny, bawi go zestaw zachowań
kompletnie niedopuszczalnych. A za to element kobiecy w elemencie skarlał i
zanikł tajemniczo. A może zawsze tak było, tylko ja, jak ta sierotka-dziewica,
nie widziałam i nie wiedziałam, chowana pod szklanym kloszem osiedla z
dzieciństwa.
Kiedyś późnym wieczorem
odwiedziła mnie madre. Kiedy wychodziła było już zimno i ciemno a ona chciała zdążyć
na ostatni autobus. Niestety jedynymi osobami na przystanku były dwie podcięte,
agresywne kobiety z psem, którym to ją poszczuły. Wilczurem! Było to tak
niespodziewane, nieuzasadnione i pełne bezinteresownej, wściekłej nienawiści,
że mama opuściła przystanek i poszła do domu pieszo, a całą drogę płakała. Nie
mogę o tym mówić, bo czuję, że za chwilę znowu spuchnę. I dobrze, że nie
wróciła do mnie, bo nie wiem jakby się to kończyło, najpewniej czytalibyście
teraz innego bloga, bo co ja bym mogła w starciu z wilczurem? Ten wilczur mi
zlikwidował wszelkie możliwe a niestosowne fantazje na temat, co ja bym mogła w
starciu z wilczurem ;).
I wtedy postanowiłam, że kiedy tylko można, to nie należy się poddawać i takim ludzkim elementom ustępować, tylko zostać taką wściekła pandą.
A zwłaszcza jak w pobliżu jest policja, podpowiada zdrowy rozsądek ;)