Zatem moje dni w miesiącu
październiku wyglądały tak, że pracowałam w przejmującym i urywającym dupę
zimnie na dworze, dopóki po kilku godzinach nie traciłam czucia w stopach.
Wówczas na czworakach albo ciągnąc ciało na samych łokciach (jak ci
hamerykańscy weterani na filmach wojennych o Wietnamie) doczołgiwałam się do
domu i wsadzałam stopy do miski z wrzątkiem. Kiedy w moim mózgu pojawiał się
komunikat ‘podłączono nowe urządzenie:
stopy’ to wracałam działać dalej. Następnie odmroziłam sobie w ten sam
sposób dłonie, ale manewr z miską zadziałał inaczej: ręce mi popękały,
przybrawszy brunatnosiną barwę. A ponieważ zajmowałam się np szlifowaniem
drewna i się przy tym troszku oprószyłam, to zaczęłam przypominać Enta (to ten
chodzący człowiek-drzewo z Władcy Pierścieni). A właściwie to Enta
skrzyżowanego z mumią (ręce w bandażach). Zatem na Halloween to się nie
musiałam specjalnie przebierać.
Żeby NIE OSZALEĆ podczas jesieni,
podczas remontu oraz podczas trudnego okresu rzucania czekolady, postanowiłam
wziąć sobie kochanka. Strasznie mi się to określenie podoba, bo podjeżdża mi literaturą
kostiumową, a zwłaszcza de Lacsosem (‘hrabina wzięła sobie kochanka’). A
właściwie to nawet kilku kochanków, bo w Unii wszystko musi być załatwiane
uczciwie, na zasadzie uczciwego przetargu po sprawdzeniu ofert ;). Zatem
zorganizowałam oficjalny casting do obsady musicalu ‘My fair lover’ (nie licząc uchodźców, wyposażonych w tradycyjne
rekwizyty do dekapitacji ;), nie było jakoś tabunów chętnych. Wielu
utalentowanych bambaryłów nie przyszło, gdyż się już obsadziło i umościło w
przedstawieniach typu ‘Muszę wynieść
śmieci, bo żona mnie zabije’ czy ‘Idę
z dzieckiem na szczepienia’ albo ‘Moja
korpokarma nie pozwala mi na takie ekscesy gdyż mamy deadlajny’ oraz najpopularniejszym ‘Dajcie mi wszyscy święty spokój’).
Ostatecznie na jesiennej scenie
zostało dwóch kandydatów na tle remontu. Z jednym połączył mnie związek
kulinarny a z drugim romans anorektyczny (o czym będzie kiedy indziej albo
wcale).
Potem się okazało, że mi się nie zgadza bilans energetyczny przedsiębiorstwa Organizm Własny SA. Jako światowa kobieta przemyślałam sprawę przy pomocy second thoughts. I uznałam, że raczej sensowniej mieć jednego kochanka, jeden remont i nie rzucać czekolady. Albo kochanka i czekoladę albo czekoladę i remont. Remont bez czekolady i z dwoma kochankami na karku kończy się na Ojomie pod respiratorem.
Jak mi powiedział ostatnio podczas wizyty lekarz, sugerując, że za mało o siebie dbam:
- Młodo pani wygląda, ale ja tu
mam przed sobą pani pesel!
Co za cham.
Jakież to przygnębiające, że w
niektórych placówkach, jak przychodnie i urzędy, nie można udawać i odstawiać
tej uroczej pantomimy dzieweczki zagubionej w okolicznościach dupy złego wilka,
gdyż oni wszyscy mają przed sobą nasz pesel.
Listopad nie jest fajny.
Nie wiem jak tam u was, ale u nas to prawdziwy skurwol i piździelec (a najgorsze, że NIE WIADOMO KIEDY minął aaa).
Nie wiem jak tam u was, ale u nas to prawdziwy skurwol i piździelec (a najgorsze, że NIE WIADOMO KIEDY minął aaa).
Remont jest zniechęcający, bo nie
widać końca.
Czekolada jest niesmaczna (nie
wiem z czego ją teraz robią, ale cokolwiek to jest nie leżało chyba nawet koło
kakała ;)
Kochanek jest absorbujący w ten
neurotyczny sposób, który opóźnia efekty remontu i wzmaga spożycie czekolady.
Teraz już nie ma kochanków - są partnerzy albo życiowi partnerzy, którzy w przypadku kryminalnych zdarzeń w kręgach społecznych nizin zamieniają się w konkubentów albo konkubiny - nie wiedziałaś tego?!
OdpowiedzUsuńTo takie smutne, ten niefikuśny, życiowo pragmatyczny nurt nazewniczy. A określeń gach i flama używa się li jeszcze? ;)
UsuńZ przedstawionej relacji wnoszę, że masz dom z drewna, który przygotowujesz do malowania. Kondolencje. Natomiast gratuluję elastyczności kobiety gumy.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się tymi urodzinami. Ja też niedawno miałem, też w listopadzie i wiem, co to jest. Po prostu trzeba z tym jakoś żyć. Kochanek może być pomocny.
Kochankowie i urodziny pojawiają się i znikają. Czekolada jest wieczna.
UsuńDzięki za skorpowsparcie ;)
a gdyby ustawić budzik na marzec
OdpowiedzUsuńTo chyba, żeby zobaczyć opady śniegu. Ja bym ustawiła na maj.
UsuńNie prościej było zrobić casting na budowlańca z funkcją czasoumilacza?
OdpowiedzUsuńOh, przypomniałaś mi, że mój budowlaniec zajęty. Oraz odporny na romantyczne sugestie że go pożądam i potrzebuję.
UsuńTymczasem życie uczy że pewnych funkcji nie da się połączyć, niestety.
Pierwszy raz tutaj i szok. Pozytywny.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o listopad, to ja bym 1 rozpoczęła sen zimowy, tak do kwietnia. Z przerwą na siku i jeść w sylwestra... szkoda.
Sikanie Igriskojem w sylwestra obowiązkowe, tak jak zakąszenie tartinką z iluzorycznymi postanowieniami noworocznymi.
UsuńNie szokuj się tak Zuzo, kiedyś bywało snadniej.
Ważne, że się dużo dzieje, nie zawsze statystycznie może się dziać dobrze, ale najgorzej, kiedy w ogóle się nie dzieje. A właściwie dlaczego zaczynasz remont jesienią, przecież to najgorszy czas. Na kochanka ok, bo się można ogrzać (czasem), ale na remont nie za bardzo. Chyba że nie trzeba wychodzić z domu zupełnie. :)
OdpowiedzUsuńTo były remontowe wspominki z października, kiedy jeszcze było, ewentualnie, można i hartowało to ducha. Teraz nie wychodzimy z domu zupełnie, no przeca.
UsuńUrodziny można przenieść, nie takie rzeczy potrafi załatwić obecny rząd! A wtedy likwidujemy listopad...
OdpowiedzUsuńMam zamiar poradzić się prawnika i złożyć podanie o zmianę mi peselu na niższy, w ramach ochrony praw kobiet czy cośtam.
UsuńListopad jest najgorszym miesiącem w roku. Zresztą tak samo jak parę innych ;-)
OdpowiedzUsuńWszystkie oprócz czterech letnich są absolutnie do bani. Tymczasem znajomi z południa insynuują,że ciągłe pocenie się w spiekocie też nieepickie, ale co oni tam mogą wiedzieć o klimatycznym surwiwalu z lodowatym kapuśniaczkiem w tle, meh.
UsuńPewnie pisałam już o tym w internetach milion razy, ale zawsze mnie trzepie ze złości na wspomnienie komentarza pewnego lekarza: "pani tak wygląda na własne życzenie?" No i Twój post mi o tym przypomniał, wrr
OdpowiedzUsuńNie znam okoliczności wypowiedzenia kwestii, acz brzmi brutalnie (wrr).
UsuńW dniu dwudziestych piątych urodzin pesel powinno się wrzucać do maszyny losującej lotto, która następnie uprzejmie wyplułaby zupełnie losową kombinację cyfr, kategorycznie bez rocznika na dwóch pierwszych pozycjach. Wonczas posiadanie peselu by nie bolało tak bardzo w dumę i du*ę.
OdpowiedzUsuńPonadto Bożena bardzo dziękuje za forografie Isabelle Wenzel, poniewaz pomogły jej bardziej w samookreśleniu listopadowym, które to dotąd ograniczały się do lokalizacji w czarnej (nie-zupie).
Mnie też wizje Isabelli pomogły.
UsuńJak to śpiewali w refrenie tej piosenki panów starszych: 'Ząb zupa dąb ...'
I wszystko jasne gdzie utknęliśmy.
Lecz kiedyś się wyczerpie kontyngent naszych cierpień... miejmy nadzieję.
Do wykonywania podobnych wygibasów należy mieć odpowiednie giętkie, i nadające się do wypinania pośladki, Zresztą w dobie Kardashianów powinny one być kilka rozmiarów rozleglejsze. Nie wiem co bardziej pomaga w osiągnięciu takiego celu - kochanek czy czekolada. Co do remontu - ja zawsze ogłaszam, a następnie się ewakuuję i podglądam postępy z daleka. Należy tylko znaleźć odpowiednio chętnego do pracy kochanka.
OdpowiedzUsuńNie wątpię, że ty, jako kobieta światowa, dysponujesz kardasziańskimi pośladkami i umiejętnościami spacyfikowania kochanka z dystansu (teoretycznymi rzecz jasna z powodu zamęścia;).
UsuńAle tutaj, pani, bida i refluks koncepcyjny w tej materii ;)
U mnie też listopad nienajlepszy, więc się ratuję hektolitrami herbaty, czekoladą, książkami i kocykiem... a i jeszcze mnóstwem świec zapalanych wieczorem i kolorową, tęczową parasolką i takimi paznokciami.
OdpowiedzUsuńI właśnie, jak na złość, nawet nie wiem, kiedy mi ten listopad podły minął!
Chyba dobrze, że nie wiemy kiedy minął, być może to reakcja autoimmunologiczna wypierająca tego parszywca ze świadomości. Świeczki zasadniczo ubogacają nastrój, ale chyba też zużywają tlen w szczelnie zaklajstrowanych apartamentach, zatem stosunek mam ambiwalentnie wątpliwy ;)
UsuńEch te dzisiejsze dowody, plastikowe karty, nawet kawy nie da się wylać na datę urodzenia ;)))
OdpowiedzUsuńRemont i listopad.....koszmarne zestawienie, całe szczęście, że kochanek jest! :)
Widziałam nowe dowody, każdy wygląda na trwalszy od poprzedniego, bezlitosna tendencja ;)
UsuńKochanek z czekolady, to ja rozumiem... że przestaje smakować. Remont jesienią, ależ się dałaś wrobić. Jesień jest od spania i zima też, aż minie luty. Wiem wiem, powtarzam się. I cmok urodzinowy :*
OdpowiedzUsuńChciałam odpisać ci coś megapoetyckiego w temacie z czego składają się kochankowie, ale ty tu jesteś od tego. Może być z czekolady, lepsze to niż Mikołaj.
UsuńPamiętam memy z Mikołajem, kiedy już pozbył się sreberek, to penis, fallus, czy jak mu tam :) mało to poetyckie, no wiem, ale wciąż się uśmiecham :)
UsuńCo tam listopad - styczen, luty, to sa dopiero góry nie do podejscia...
OdpowiedzUsuńA Ty wiesz, ze i mi jakos czekolada od 2-3 tygodni mniej smakuje? Niepojete! Jak to w ogóle mozliwe?!
Widać nasze czujne sensory odrzucają kakałowca ;) modyfikowanego genetycznie.
UsuńPonoć ochota na czekoladę maleje wraz z wiekiem (hmm) ale nie jestem pewna czy te badania robili amerykańscy naukowcy, zatem czy można im wierzyć.
to jest bardzo zabawne!
OdpowiedzUsuńszczerze poopieram.
Remont? no ja myślę ;)
Usuńcałokształt. i "machismo".
Usuń