czwartek, 31 grudnia 2015

Sylwestrowe CARDIO DICHO (które przyda się jeszcze potem w karnawale)

Już za momencik (momęcik?) usiądę oglądać mój ukochany program pt "Sylwester z dwójką". Ileż gwiazd tyleż emocji: czy rozpuknie się ten silikon w karpiowardze, a kudłata treska imitująca zdrową gęstwę odpadnie w szale plejbekowego wgryzania się w mikrofon?
Lub może tylko żartuję, żartuję okrutnie. Czyli kpię.
No ale ktoś to jednak ogląda. Ponoć ;).

 








Jak by nie było i gdzie by się dziś nie tańczyło, czego nie piło i z kim nie obudziło... zapodaję kilka cardio-dicho kawałków do kolektywnego podrygu. Przydadzą się i na potem do odchudzania zadka w ramach postanowień noworocznych (he he).

Świętujmy moment przejścia z cyferki piątki na cyferkę szóstkę. Cieszmy się, że oceny coraz lepsze.
Do absolutorium jeszcze daleko. 
Strefa cienia jeszcze za horyzontem gwiazd. 
Na razie to tylko nowy rok.



"Ja jestem James, James Lovelock.
Więc lepiej ruszaj się, goń się, bujaj odwłok!"
No lepiej bym tego nie ujęła, James.



(...)

(...)


(...)

WN w NR!

piątek, 25 grudnia 2015

Płyną statki z cytrusami. Blogerzy o świętach czyli wspominki z przeszłości.

A dzisiaj taka inwentaryzacja wspomnień świątecznych u znajomych blogerów.
Poczytajcie sobie i uśmiechnijcie się, o tak: :D.






















Nic, czego byśmy sami nie przeżyli lub nam nie opowiedziano. Chyba że nie przeżyliśmy i nam nie opowiedziano. 
Chodzi wszak o wspólnotę. Nie tylko nas samych, zebranych stadnie nad obrusem w gwiazdki w apartemą (zwanym kiedyś izbą), ale o wspólnotę przeżyć, tradycji, uczuć, zapachów i smaków. O rytuał, o refren.
I tak, wolę się tak sentymentalnie, wspomnieniowo powyckliwiać niż objeść do nieprzytomności i zlec pod jodłą z powodu śpiączki cukrzycowej. Mimo wszystko to zdrowiej ;)

No to posłuchajcie jak wspominają ( a zdjęcia od santy googla):
......................................................................................................

"Pierwsza gdyńska Wigilia natomiast zapadła mi w pamięć szczególnie z powodu dwóch pożarów choinek w wieżowcu naprzeciwko. Młodszych Czytaczy tu informuję, że w epoce przedlampkowej na choinkach montowało się zwykłe świeczki w specjalnych uchwytach. Bywało, że gałązki zajmowały się żywym ogniem.
(...)
Dziś to nie do pojęcia, ale czekało się nie tylko na pyszne tradycyjne potrawy i prezenty, ale też na prawdziwe rarytasy, dostępne tylko w ten świąteczny czas – np. pomarańcze. Prasa i telewizja z dumą informowały, że już-już płyną  do kraju statki z cytrusami… Dziś tego ,,luksusu” pod dostatkiem przecie przez okrągły rok…"

pisze Grażyna na Zgagularzu - 'Troszku powspominam'

......................................................................................................
"Babcia nie dostała nic! - krzyknęło dramatycznym głosem któreś dziecko i nastąpiła w pokoju pełnym gwaru nagła cisza."

wspomina Klara na Dziś też cię kocham - 'Wszelkiej szczęśliwości!' (to był teaser!). A co najważniejsze, zaraz potem w 'Wigilijnie' dodaje:
 
"Nie oczekujmy zbyt wiele a nie będzie rozczarowań. Nie naprawi się w jeden wieczór coś, co się psuło przez wiele lat. Będzie zgrzytać i stanie ością choćby było doprawione miodem. Ale warto próbować. " 

 
......................................................................................................
"W tym roku dekoracje ogrodowe - nadmuchiwane bałwany, pingwiny, Mikołaje i inne okrągłe kształty z ortalionu - wystawiono do sprzedaży wczesnym wrześniem.  
(...)
Naturalnie rosnące choinki na Florydzie to trzydziestometrowe sosny o fontannach igieł długości ołówka, więc z toporkiem w mokradła po choinkę nie ma co wchodzić. Nie rośnie nigdzie przyzwoite drzewko do nielegalnego wyrębu.

Właściwe drzewka przywieziono właśnie z północnej części kraju, wyładowano pod długimi namiotami i w można już przebierać w spryskanych chemią, wypasionych ciętych jodłach lub sosnach krótkoiglastych. Pryskane są, żeby nie zżółkły do 25-go grudnia, bo trzyma się je w stojakach bez ziemi i wody. (...)
Dla mnie święta muszą pachnąć lasem, ale zapach ciętych drzewek spryskanych kolorantami jest duszący i wywołuje zamiast reakcji sentymentalnych reakcje alergiczne.
(...)
Śnieg tu nie pada, lecz to nie oznacza wcale, że nic nie da się z tym fantem zrobić. Sztuczny śnieg poleci czasami na głowy turystów w jakimś parku rozrywki w Disney Worldzie albo któreś obrotne osiedle w większym mieście załatwi sobie ciężarówkę ze śniegiem. Wywrotka zrzuca go na ziemię na ogrodzony płotem plac, wpuszcza się za barierki dzieci i w imię Ojca i Syna...
 
pisze Sylaba na blogu Koza i Kozak pod palmami 
- 'O Bożym Narodzeniu... w listopadzie?' 

......................................................................................................

"Wychowałam się w religijnej, niezamożnej, ale pełnej ciepła rodzinie. Rodzinie mojej Mamy. I choć odpadłam daleko, jak to jabłko od choinki, i świąt w zasadzie nie obchodzę, one i tak są we mnie, siłą wspomnień z dzieciństwa. (...)
Przy stole istny babiniec, na szybach starych, drewnianych okien szron, za oknami śnieg i pierwsza gwiazdka, a dużo później – prezenty. Wtedy tabliczka czekolady była jak dwutygodniowy pobyt w raju i choć nadal od czekolady nie stronię, żadna już tak nie smakuje. Fenomen wspomnień z dzieciństwa. Co dziwne – te wspomnienia się nie zużywają. Po trzydziestu latach nadal mogę tam wrócić, dotknąć porysowanej bombki w kształcie sopla lodu, wejść pod stół i zobaczyć kapcie Babci i wszystkich ciotek. Proste, drewniane krzesła z wytartym, zielonkawym obiciem. Stary, ciężki, ciemnobrązowy kredens i telewizor z wypukłym okiem. Fenomen ludzkich wspomnień – dziś ledwie pamiętam, jak się nazywał mój ostatni zakład pracy, ale zapytajcie mnie Państwo, po której stronie zamykanego na klucz barku stała karafka z wiśniówką, w tym starym, babcinym kredensie…"

pisze Kanionek z bloga Kanionek 
- 'Wigilijne opowieści dziwnej treści, czyli Diabeł na święta'


......................................................................................................

"Na wilijej chłopskiej siedm dań być winno, na szlacheckiej dziewięć a na wielkopańskiej jedenaście. Każdej był oblig poprobować chocia trocha pod rygorem przesądu, że nie pożywając jednej czy dwu, takiejże samej liczby przyjemności się człek w nowem roku pozbawiał… Przy przyrządzaniu onych wagi ogromnej nabierały owoce i warzywa, z których je czyniono, a ściślej prawiąc, symbolika onych… I tak jabłka afekta miłosne znaczyły, takoż pokój, konkordię powszechną i odkupienie, śliwki i kapusta ode złych mocy przydatne były, gruszki żywota przedłużenie, takoż grosiwa przywabienie i ogólnej fortuny przybytek, figi płodność, obfitość i długowieczność, takoż jak i daktyle przytem jeszcze dostatek sprowadzające."

pisze Wachmistrz na Kneziowisku 
- 'Krzynę o obyczajach wigilijnych dawniejszych'


......................................................................................................

"Wydaje się, że kiedy jest stromo, łatwiej dobiec." 
(...)
"Mocno nasączyłam rumem tort, oj mocno. Poza tym leje, więc nie wyszliśmy w góry. Dostałam od Mikołaja zestaw do kaligrafii i ćwiczę.(...) Ciemno i sennie. Dzieci porzuciły rowery gdzie popadnie, brudne kalosze przed drzwiami. Czy Mikołaj rzeczywiście wchodzi do domu przez komin? U nas się skompromitował przekleństwami. Nie pomyśleliśmy, żeby zostawić otwarty stove."

Tymczasem Małgorzata z bloga W cieniu skrzydeł na zmianę wyrabia ciasta na makowce i zdania na wiersze.


......................................................................................................
I jeszcze, z powodu że lubię Rybotycką, to taką ładną kolędę prosz (o której przypomniała mi Asprocolia):


......................................................................................................

Ściskam. Bo że OBY to już pisałam.

wtorek, 22 grudnia 2015

Jak pisać kartki świąteczne

Każdy ma swój, nanizany doświadczeniami poprzednich lat, poradnik spędzania świąt, składania życzeń i przybierania grymasów zwanych uśmiechem.
Doszły nowe zwyczaje, jak fotografowanie potraw w celu wrzucenia na Instagrama ("Mamo dlaczego pokroiłaś tego w galarecie karpia skoro ja jeszcze nie zrobiłam mu zdjęcia?") a inne obumarły (12 potraw? Kutia z makiem? Seriously?).  
Tradycyjne kartki trzymają się mocno.
W końcu wszyscy mamy stare ciotkoszwagierki  i baciowujków, którym zważywszy na brak konta, nie można wysłać maila (a brak konta występuje tu w podwójnym znaczeniu, bo rentę przynosi listonosz ;). Skoro tak, może przynieść do ciotkoszwagra i kartkę z jajem choinką. Zatem warto dopisać w ps. "Ciociu niech ciocia listonoszowi nie daje końcówek renty bo to jest teraz ścigane z urzędu!".
No i mamy też znajomych, których chcemy zażyć ogromem swojego talentu, np robiąc handmejdowe zobrazowanie narodzin Jezuska, z pępowiną wykonaną z czerwonej włóczki i łożyskiem pokrytym brokatem ;).

Pisanie kartek świątecznych wymaga radosnego entuzjazmu (ho ho ho!)

Oto ja w momencie gdy nie mogę dłużej zwlekać z napisaniem kartek.
Oto ja gdy muszę iść na pocztę przed świętami (oraz w ogóle).


Opcja podstawowa jest wpisanie WŚ + SzNR, chyba że życzy się prawosławnym, wtedy SzNR+WŚ. Plus jestem prawie pewna, że Chińczykom MaoSzNR się śle dopiero w lutym, z powodu że ich część półkuli, w przeciwieństwie do gospodarki, chodzi wolniej.
Warto się jednak postarać i wyrzeźbić coś z fasonem.  
Dużo trudnych wyrazów ("Nie rozumiem, co ten Łukasz napisał, może nie bierzmy go jednak na krzesnego dla naszego Mariuszka").
Dużo, podszytej ciężkim, apostazyjnym cynizmem, posypki z uczuć (koniecznie używamy w tej wersji mojego ulubionego wprost słowa dzieciątko).
Albo frywolna finezja "Niech żar bijący ze żłóbka wspomoże duchową orbitację ponad marnością budżetową waszego ogniska".


Ja stawiam na prostotę odartą z przydawek i dopełnień. Zeszłoroczne ‘Oby wam się’ w tym roku skracam do ‘Oby’. W tym jest wszystko co chcielibyście napisać, ale właśnie skończył się wam wkład do długopisu plus macie fatalny charakter pisma rodem z podstawówki (kulfony, panie).
I wam też życzę w tym roku: OBY.

Tymczasem od znajomych z Zachodu dostaniemy raczej odświeżający powiew kartczynej świeckości.  Coraz częściej występuje na kartkach poprawność polityczna w postaci unikania jak żłóbka słowa Christ(mas) na rzecz 'Happy Bank Holidays' albo 'Season Greatings' albo stojącego okrakiem między tymi dwoma tendencjami 'Mery, mery'. Doprawdyż, staje się coraz bardziej prawdopodobne że dostaniemy na kartce dinozaura albo skarpetę z rękawiczką zamiast brokatowego łożyska (smuteczek).






Poniżej młoda i urocza blogerka daje czadu. Dobre do połowy, potem za bardzo idzie w Bridget. Bridget Jones. Nie mniej ma rzeczone dziewczę trochę racji: w gimnazjach tego nie uczą. Adresować kopert uczo ale formułować życzeń nie uczo. Że już nie wspomnę o pismach do sądu w sprawie "Dlaczego moja sprawa ciągnie się już 13 lat Wysoki Sądzie? Dlaaaaczeeeegoooo?"


Tymczasem gdyby kartek zabrakło, zawsze można dorobić coś z tekturki i flamasterem we własnym zakresie.W 5 minut. Na kolanie.
I to też jest fajne. W sumie najfajniejsze.



Ale niestety nadal nie zwalnia to z formalnego obowiązku pójścia na pocztę, aaa.
Co, przysięgam, zrobię już jutro lub pojutrze, gdyż dzisiaj nie czuję się jeszcze na siłach. 
Gdyż na poczcie jest mniej więcej tak:

niedziela, 13 grudnia 2015

O wizycie w supermarkecie i kupowaniu karpia. Plus w promocji: ryba w sztuce współczesnej

Na początku grudnia tatko, inwalida, trochę bardziej zaniemógł ruchowo więc się z nim wybrałam na zakupsy do marketu. Normalnie to wolę NIE BYĆ ŚWIADKIEM jak tatuś nierozważnie się kolibie zbyt blisko półek z produktami, po czym roznosi piramidkę puszek ananasa i toczy się wraz z nimi w kierunku kas. Nie to, żeby to nie było zabawne, NO ALE. Tym razem tatuś chybotliwie, ale z werwą pocwałował przez pola marchwi i cytrusów do dwukilometrowej kolejki po karpia. Jakby wciągnął kreskę fentotynalu czegośtam zaprawionego koksem i zapomniał o inwalidztwie. A ja za nim, w totalnym szoku. 

Bosz, jak ja się wydarłam, ale jak ja się na niego WYDARŁAM na cały market, że ja nie będę na początku grudnia stała w dwukilometrowej kolejce po karpia, gdyż nie po to jestę sławno blogerko. I że natychmiast, ale to NATYCHMIAST ma wystąpić z kolejki po karpia i udać się ze mną do działu papierów wartościowych. To znaczy toaletowych, ale tych luksusowiejszych.

I tatuś bardzo, ale to bardzo smutny, wystąpił z kolejki, która się od razu skompresowała i ścieśniła  jak harmonia, na wypadek gdyby jednak tatuś zmienił zdanie.





















Potem mi z tym było bardzo źle i niekomfortowo i nawet mi przemknęła taka myśl, żeby iść samej i mu tego promocyjnego karpia upragnionego nabyć.
W końcu to jednak ojciec.
Dobry chłop.
Nie pije, nie bije, mamusi ani też nikogo innego, nie gra w gry hazardowe ani nie przepuszcza mojego posagu na Viagrę. 
Pragnie tylko tego cholernego, promocyjnego karpia.

Dzień później tatuś, wcale niezrażony rybną porażką, zadzwonił do mnie w celu omówienia swojego szczwanego planu obejmującego zrobienie mi w wannie akwarium z promocyjnym karpiem.

I mean, really. Czyli po polskiemu: doprawdyż.
Jakbym słyszała jakiś dowcip, miejską legendę, antyczny suchar. Haha, karp w wannie. Ale to mój tatuś. On nie ma poczucia humoru. On miewa POMYSŁY. On je też czasem realizuje. Trzeba być czujnym jak saper, żeby je w odpowiednim czasie rozbroić i przekierować uwagę na inny ładunek. Ooo, ptaszek leci. A za nim samolot, widzisz? Aaa, jednak nie widzisz. NIE, tato, to nie jest dobry pomysł jechać teraz do Stefana pod Otwockiem, żeby pożyczyć lunetę, którą, jak pamiętasz, miał w 1986, kiedy go ostatni raz odwiedzałeś.
I tak dalej.


Tu chciałam przypomnieć, że społeczeństwo nam się nie rozmnaża wystarczająco, za to się starzeje i za jakiś czas 80% społeczeństwa to będą ludzie starsi. Niektórzy z POMYSŁAMI. Inni z demencją. Jeszcze inni, ci najgorsi, z demencją i pomysłami jednocześnie. Do tego dodajmy promocje w supermarketach.
To będzie piekło na ziemi.
Na razie mamy jeszcze czyściec pachnący rybą.

Poniżej: jak przechowywać rybę w domu.

ps.
Zrozumieć jednakże należy powagę związku faceta i ryby. Pradawny atawizm z czasów gdy męskość występowała w parze z myślistwem. Cóż po tym pozostało?
Jakie możliwości dla współczesnego, przeciętnego, miejskiego mężczyzny, oprócz wędkarstwa? Aby jednak wędkować trzeba posiadać wędkę, pozwolenie, kolegę i miejscówkę. A karpia można kupić i dziarsko zaj*bać w wannie, nie wyskakując z kapci. Zwłaszcza w stolicy, mieście spod znaku półryby i półkobiety. W mieście, przez które przepływa rzeka pełna ścieków, gdyż albowiem podczas budowania nowej superfikuśnej oczyszczalni nie ma ich gdzie magazynować, więc się je bezpośrednio popuszcza na pohybel rybom.

A wy kupiliście już karpia?

A teraz przegląd subiektywny
RYBA W SZTUCE WSPÓŁCZESNEJ

Damian Hirst (o tym panie było już tutaj [klik])
Chiński artysta Huang Yong Ping, Leviathanation (2011)
(Przyznaję, że przegląd zrobiłam tylko po to, by zaprezentować wam to urocze rybne pendolino ;)
Też Huang Yong Ping, w Muzeum w Szanghaju (koncept w pytkę, tylko jakby spławika brak?)
Handsome Wong of Y&R shanghai, The coffin. 
To kampania uwrażliwiająca społeczeństwo żrące zupę z płetwy rekina, w skutek czego zachłanny rynek nie daje bidulkom normalnie żyć, pływać i rozmnażać się.

Rybę w dizajnie zaprezentuje żyrandol firmy Scabetti
oraz chiński piórnik marki chiński piórnik.


Właściwie to mogłabym zrobić przegląd ryby w CAŁEJ historii sztuki NO ALE zaczyna tu już jechać (rybne pendolino w rytm dźwięków doorszów ;), a nie jesteśmy nawet w połowie panierki. Zatem cofnę się tylko troszkę w głąb rybnej sztuki XX w by nacieszyć oko i nozdrza przed erą panowania karpia.

Dorothea Tanning (żona Maxa Ernsta), Niebieski pstrąg, 1952
(jak na Wigilię to słabo)
 M.C.Escher, Fisches and scales, 1959

 Paul Klee, Mess of fish, 1940  
(ach to obgryzienie i wściekłe spojrzenie...)
Max Beckmann, Journey on the Fish, 1934
(właśnie z takiego ścisku rodzą się syrenki)
 
















Paul Klee, The Goldfish, 1925 
(centralna złota rybka to mus takiego zestawienia;)
Ekspresjonista Chaim Soutine, Ryby i pomidory, ok 1924  
(i to właśnie odróżnia artystów od kucharzy, że przyznają pomidorom równorzędne miejsce na płótnie, żadnych tam ryb w pomidorach albo kwartetu rybnego w wianuszku blebleble)
Salvador Dali, Martwa natura z rybą w misce, 1923-1924 
(cóż, jakby powiedziała Magda Gessler: nie zachęca)
Pierre Bonnard, Fish in a Dish, 1921
(Bonnard tak samo namiętnie maluje kobietę moczącą się w wannie, jak i rybę w talerzyku, mmm)
Mojżesz Kisling, Martwa natura z rybą, ok 1910 
(wreście! nasza krajowa ryba! Przebogato! ;)
Giorgio de Chirico, Sacred Fish, 1919
(pytanie: sacred czy scared?)




















 
 Pamiętajcie, że wy też możecie zrobić rybie sztukę.


sobota, 5 grudnia 2015

Relacja z Blogowigilii, która dopiero się odbędzie, oraz w co się ubrać, żeby wpływać






















Gdy pochwaliłam się ostatnio znajomemu, że mam zamiar w grudniu uczestniczyć w spotkaniu digital influencerów (dawniej: Blogowigilia) to się obśmiał tak, że o mało co z balkonu nie wypadł, gdyż akurat byliśmy tamże na papierosku.
- Obyś się tylko influencą nie zaraziła – powiedział inny znajomy, który też nie zrozumiał doniosłości wydarzenia, gdyż również spoza branży branżuni jest. 

Nie będę słuchać tych digit-dziadów i mam zamiar iść i się dobrze bawić, co w moim wypadku będzie oznaczało wypicie 7 gratisowych capuczinów i 5 latte, a potem wpadnięcie w drżączkę, którą niektórzy uznają za taniec. O tak:


Czego i wam życzę, jeśli przebywacie, choćby chwilowo, 19 grudnia we stolicy oraz nie zapomnicie się wcześniej zapisać [klik]  i per fb [klik] pamiętajcie jednak, że po zapisie przychodzą do domu tajne służby weryfikujące waszą atrakcyjność na imprezie, które zrobią wam kipisz w bieliźniarce statystyk i adresie IP. No dobra, żarcik ;)

Wielu już wieszczyło już zmierzch złotej ery blogerstwa. Faktycznie, bloger ubrany tylko w bloga to skromność i digitalne ubóstwo. Co innego wdziać YouTuba i Fejsa,  zarzucić barwny szal Instagrama i umaić się Tweetem. W modzie może im mniej tym lepiej, ale w internetach na odwrót, wszystko i to jednocześnie.

Zatem nie mam się w co ubrać. Może chociaż bloga przebiorę w nowe, profesjonalniej wyglądające rajtki gustownego minimalizmu. Kto wie.

Anyway.
Skończyłam pisać relację z Blogowigilii
Która - zaznaczam – jeszcze się nie odbyła.
No ale. Trendy same się nie zrobią, prosz państwa, trzeba konkurencję [didaskalia: suchotniczy kaszelek] wyprzedzać o krok.
Skoro już można nabyć promocyjne karpie świąteczne, nie widzę przeszkód, żeby relacji z Blogowigilii nie wrzucić już teraz.

Zatem:

Mogę wam zdradzić, że blogowe satelity będą krążyć wokół blogobrytów, którzy napisali ksiązki.
Że oczywiście będzie robienie gruppen selfiów w kibelku raz wszędzie indziej.  Że większość będzie wspomagać swoje small-talki z innymi blogerami prezentacjami stosownych materiałów na aj-cosiach. 
Że ktoś się dobrze przygotuje i będzie rozdawał wizytówki, ale i tak mu zabraknie, a innemu nie zabraknie, bo nie będzie miał śmiałości wciskać ich wszystkim na około. Że szafiarki i urodziwce będą uczesane przez profesjonalne stylistki kłaków i pomalowane przez zawodowe make-upistki i będą wyglądały jak milion dularów minus podatek dochodowy.
Że parentingi będą się dyskretnie sondować ze wzajemnej znajomości swoich najpopularniejszych postów, a kulinarni z przepisów.
 













Że ktoś się haniebnie upije i dziarsko skompromituje tylko po to, żeby potem przez pół roku przepraszać za to, że się tak dziarsko upił i haniebnie skompromitował. Albo właśnie polemizować z insynuacją, że tak było.

I że tak wielu będzie padało od alko popitki jak wiele będzie padało słów uznania w kierunku siebie nawzajem i rykoszetem vice versa. 

Że wychodzenie na papierosa zawsze jest najfajniejsze, bo będę tam ja i inni utracjusze, a utracjusze to najfajniejszy rodzaj blogerów. Oprócz oczywiście tych, którzy organizują takie imprezy i to wszystko ogarniają.


Że znowu byłam jedną z prawdopodobnie trzech osób, które same podchodzą nie do znajomych ale do całkiem obcych ludzi, przedstawiają się i włączają do rozmowy, gdyż inaczej takie imprezy nie mają zbyt wiele sensu, n'est-ce pas?

U Niemodnych Polek można poczytać chwytające za serce acz b.zabawne, reprezentatywne dla nurtu, kawałki o blogodoli i imprezach [klik]
Polecam zwłaszcza końcówkę. Gdyż nadal wyznacznikiem sukcesu jest gdy cię obrażają lub piszą o tobie pastisze. Nieprawdaż.

UPDATE: 
Tymczasem byłam ostatnio na mikromeetingu z bardzo utalentowanymi blogerkami z całego naszego pięknego kraju oraz a nawet Europy. Co za emocje, co za emocje! Co za osobowości, co za osiągnięcia, co za dzieci, co za biżuterie i dodatki, co za co za.

Czułam się jak mały szczeniaczek. O czym zapewne będzie wkrótce, gdy tylko przejdzie mi wrażenie, że opisywanie imprez blogowych po fakcie, jest nieco passe.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...